[b]
Dawid Franek, WP SportoweFakty: Czym po zakończeniu kariery zajmuje się Patryk Malitowski?
[/b]
Patryk Malitowski, były żużlowiec, wychowanek Betard Sparty Wrocław: Obecnie jestem kierowcą ciężarówki.
Nowa praca sprawia panu więcej przyjemności niż wcześniej jazda na żużlu?
Raczej nie. Teraz pracuję tak trochę z konieczności. Jako kierowca ciężarówki mogę dobrze zarobić i taką pracę podjąłem. Nie zająłem się tym od razu po zakończeniu kariery żużlowej, ale teraz już będą trzy lata, od kiedy rozpocząłem.
Już ponad cztery lata temu zakończył pan karierę. Jaki był główny powód tej decyzji?
Praktycznie nie miałem finansów na jazdę, bo odchodząc z Wrocławia, zostałem z niczym. Zarabiałem tam dość śmieszne kwoty. Później natomiast w Lublinie czy Krośnie zalegano mi pieniądze. W Lublinie w pewnym momencie zaczęli jeździć inni zawodnicy. Sezon się zakończył, a klub upadł. Każda drużyna, którą reprezentowałem, miała jakieś zawirowania finansowe. Nie pochodziłem z bogatej rodziny, czy też z przeszłością żużlową i wszystkie wydatki musiałem płacić sam. Wyniki miałem kiepskie, ale za niecałe 100 tysięcy na sezon we Wrocławiu nie byłem w stanie się dobrze przygotować. Na tym sprzęcie co miałem mogłem urywać pojedyncze punkty. Wszyscy jednak oczekiwali cudów, bo takie były wtedy czasy we Wrocławiu.
ZOBACZ WIDEO Matej Zagar gościem "Żużlowej Rozmowy". Obejrzyj cały odcinek!
Kończąc karierę miał pan w ogóle wrażenie, że jest na plusie, po kilku latach jazdy?
Nie. W trakcie sezonu 2016 podjąłem decyzję, że muszę pozbyć się sprzętu i busa. Miałem długi w urzędach skarbowych, bo prowadząc firmy, musiałem wystawiać faktury, a że kluby mi nie płaciły, to przed sprzedażą sprzętu nie miałem pieniędzy. Byłem straszony komornikiem. Można zatem powiedzieć, że po kilku latach jazdy jeszcze wyszedłem na minus. Tak jak mówię, w każdym klubie oczekiwano ode mnie świetnych wyników sportowych, ale tego nie dało się osiągnąć. Było po prostu za dużo problemów pozasportowych. Teraz mogę o takich rzeczach mówić, ale w trakcie kariery otrzymywałem pogróżki, że grożą mi kary, jeśli będę się skarżył na jakiś klub.
Czyli jednocześnie był pan szantażowany i kluby zalegały panu ogromne pieniądze?
Myślę, że jakiś mały domek z tej kwoty mogłem sobie postawić. Zrzekłem się tych pieniędzy, aby uniknąć problemów. Przed ostatecznym zakończeniem kariery kilka razy miałem myśli, by zakończyć starty wcześniej, bo to wszystko było nie do ogarnięcia. W czasach juniorskich byłem zdołowany, gdy każdy sezon rozpoczynałem na minusie. Jeżdżąc przez kilka lat na 2-3 silnikach w Ekstralidze nie dało się zbudować wyników. Powiem szczerze, że żałuję, że podpisałem kiedyś długoletni kontrakt juniorski, nie wiedząc, na co się piszę. Myślę, że gdybym tego nie zrobił, to moja kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej i jeździłbym dalej.
To znaczy, że myślał pan o odejściu ze Sparty w trakcie okresu juniorskiego? Były jakieś konkretne oferty z innych klubów?
Tak, myślałem o odejściu. Bardzo dobra oferta napłynęła z Rzeszowa po sezonie 2011. Jednak dwa lata po tym, jak zdałem licencję, Sparta zażądała za mój wykup wielkich pieniędzy i skończyło się na marzeniach. W Rzeszowie oferowano mi takie kwoty, które pozwoliłyby mi się wtedy stać profesjonalnym zawodnikiem. Mógłbym wtedy osiągnąć coś więcej niż tylko pojedyncze wygrane turnieje. Niestety nie udało się przejść do Rzeszowa i na pewno tego żałuję.
Brał pan pod uwagę kwestie logistyczne? Dla lepszych warunków finansowych byłby pan w stanie przejechać pół Polski do Rzeszowa?
Logistyka nie byłaby problemem, przy tym, że klub z Rzeszowa oferował mi naprawdę dobre pieniądze jak na ówczesne warunki ekstraligowe. Patrzyłem wtedy na wszystko tylko pod kątem swojego rozwoju, a przy tym również na pieniądze, bo one są w żużlu szczególnie ważne.
Myśli pan, że przepis U24, który został niedawno wprowadzony, pomógłby panu po zakończeniu okresu startów jako junior?
Być może tak. Tylko i tak trudno powiedzieć, jakby to się potoczyło, skoro w wiek seniora wchodziłem z długami. Nie miałem możliwości, by porządnie zainwestować w sprzęt. Nie zbudowałem zatem bazy, by po zakończeniu startów jako junior, dobrze spisywać się w gronie seniorskim.
Na pewno szkoda, że z powodów finansowych już pan nie startuje, bo potencjał sportowy był. W 2013 roku wygrał pan memoriał im. Łukasza Romanka, w którym była gwiazdorska obsada.
Dokładnie tak. Potencjał był na pewno, bo potrafiłem wygrywać z zawodnikami ze światowej czołówki. Wiele osób wiedziało, że stać mnie na wiele, ale wszystko się źle potoczyło i to mnie bolało. Można zatem powiedzieć, że te kilka lat zostało straconych. Nic wielkiego nie osiągnąłem. Na mojej półce stoi parę pucharów. Kiedyś na Zapleczach Kadry Juniorów rywalizowałem z chłopakami pokroju Bartosza Zmarzlika i Piotra Pawlickiego. Za dużo poziomem wtedy od nich nie odstawałem, ale pod względem sprzętowym już tak. Czasem tor mi przypasował i potrafiłem na nim świetnie pojechać, ale z wiadomych powodów nie mogłem tej dyspozycji utrzymać przez dłuższy czas.
W momentach wielkiego kryzysu miał pan wsparcie sponsorów?
Miałem kilku sponsorów. Mój wujek, który miał piekarnię, wspierał mnie prawie całą moją karierę. Pieniądze otrzymywałem od sponsorów głównie przed sezonem. Później, gdy punktowało się w trakcie rozgrywek na słabym poziomie, to finansów nie było za wiele, a przecież głupio, żeby iść do sponsora i prosić go o dodatkowe pieniądze.
Gdyby teraz ktoś złożył panu dobrą ofertę, to wróciłby pan na tor, czy woli pan pojeździć w celach rekreacyjnych?
Rekreacyjnie jeździłem już w Ostrowie dwa lata temu. Było to fajne uczucie. Minęło już jednak kilka lat, od kiedy zakończyłem karierę i teraz musiałbym startować z poziomu drugiej ligi. Myślę, że nie skusiłbym się na powrót do żużla na stałe, bo nie jestem też w trybie sportowym pod względem mentalnym. W minionym sezonie byłem gościem w studiu telewizyjnym podczas kilku meczów i widziałem, jak to wszystko wyglądało. Rozmawiałem trochę z chłopakami i obecnie budżet żużlowca musi stać na bardzo wysokim poziomie. Ja natomiast mam 28 lat i gdybym startował z poziomu drugoligowego, to z pewnością potrzebowałbym kilku lat na dojście do pełnej formy. Myślę, że drugim Jasonem Doylem bym nie został.
Jednak patrząc na to, że gości pan w studiach telewizyjnych podczas meczów, można powiedzieć, że nie zapomniał pan o żużlu.
Dokładnie. Na żużel się nie obraziłem. Mam urazę do kilku osób i one o tym wiedzą. Jednak sport dalej lubię szczególnie w roli komentatora i kibica. Żużel zajął dużą część mojego życia, więc teraz ponownie lubię być w centrum wydarzeń, tylko że z perspektywy studia telewizyjnego. Muszę jednak powiedzieć, że czasem, gdy oglądam chłopaków na maszynach, to sobie mówię, że też bym puścił sprzęgło i się przejechał, ale ten okres minął. Teraz mam już ułożone życie pozasportowe.
Czytaj więcej:
Tomasz Bajerski o trenerskim debiucie w PGE Ekstralidze, terminarzu, zmianach i kapitanie drużyny [WYWIAD]
Szwedzi oczarowani Patrykiem Dudkiem. Są zachwyceni jego transferem