Żużel. Marcin Kuźbicki o zmianach w regulaminie. Tylko elektronika może nas uratować [WYWIAD]

To Marcin Kuźbicki spopularyzował termin "mikro-ruchy", by obśmiewać karanie zawodników za poruszanie się pod taśmą, które nie miało wpływu na ich start. Teraz krytykuje pomysł zmian w regulaminie i sugeruje jak powinna wyglądać procedura startowa.

Marcin Musiał
Marcin Musiał
Marcin Kuźbicki po prawej WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Marcin Kuźbicki po prawej
W zeszłym tygodniu felietonista WP SportoweFakty, Wojciech Koerber opisał, jak ma wyglądać nowa procedura startowa. Choć doniesienia są nieoficjalne, już odbiły się sporym echem wśród kibiców. Zawodnik, który wjedzie w taśmę pod wpływem przeciwnika, ustawionego bliżej zamków maszyny startowej, ma nie być wykluczony. Ostrzeżeniem miałby być karany tylko ten, który poruszył się jako pierwszy i sytuację sprowokował.

W marcu poznamy oficjalne stanowisko zespołu powołanego jesienią zeszłego roku, w którego skład weszli sędziowie, byli zawodnicy, trener reprezentacji oraz działacze polskiego żużla. Już teraz o pomysłach, które przedostały się do mediów z ich obrad, porozmawialiśmy z komentatorem stacji Eleven Sports.

Marcin Musiał, WP SportoweFakty: Zacznijmy od tego, że to o czym dzisiaj rozmawiamy, jest tylko na podstawie przecieków, a nie oficjalnych informacji. W marcu zbierze się jeszcze jedno seminarium i wszystko może sobie pozmieniać. Ba, mogą nawet przeczytać ten wywiad i posłuchać się ciebie. Gdyby była jedna porada, którą chciałbyś przekazać zespołowi, który pracuje teraz nad procedurą startową to, co by to było?

Marcin Kuźbicki (dziennikarz Eleven Sports): Żeby nie wprowadzali tego przepisu.

Którego?

Tego, w którym zawodnik, który wjedzie w taśmę, nie będzie ukarany, jeśli zostanie sprowokowany, za to prowokujący dostanie ostrzeżenie. Tak jak mówisz, nie wiadomo czy to wejdzie w życie. Na seminarium wszystko może się zmienić. Kluczowy głos będą mieli sędziowie, a oni mają na ten temat największe doświadczenie. Natomiast na papierze ten pomysł nie wygląda za dobrze. Była potrzeba zmian i o tym mówiło środowisko. Ale to nie oznacza, że każda z nich będzie zmianą na lepsze. A ta propozycja, zamiast wszystko uprościć, co powinno być głównym celem, jeszcze bardziej to skomplikuje. Kibice, którzy śledzą żużel na co dzień, się połapie, ale jak to wytłumaczyć takiemu "niedzielnemu" kibicowi, że nagle zawodnik, który wjechał w taśmę, nie będzie wykluczony?

ZOBACZ WIDEO Tomasz Bajerski gościem "Żużlowej Rozmowy". Obejrzyj cały odcinek!

Dla mnie niedzielny kibic to nie argument. Regulamin jest po to, by dyscyplina miała sprawiedliwe zasady. Gdyby chodziło o to, czy "niedzielny" kibic je rozumie, w piłce nożnej nie byłoby spalonego, a w skokach narciarskich dodawanych punktów za wiatr. A są, bo kibic się przyzwyczaja do zmian.

Spalony jest od bardzo dawna, a punkty za wiatr od dekady i moim zdaniem bardziej pomagają, niż szkodzą. Ale jeśli ten przepis o zawodniku wjeżdżającym w taśmę wejdzie w życie, to jestem przekonany, że każdy wykluczony za taśmę zawodnik będzie dzwonił do sędziego i tłumaczył się, że został sprowokowany.

Niech dzwonią. Zawodnicy wykluczeni prawnie nigdy nie zgadzają się z sędzią, a mnie brakuje scen z parkingu, gdy Grzegorz Walasek dzwoni z budki telefonicznej "prawić komplementy" arbitrowi.

(śmiech) No tak, tylko pytanie, czy do dyskusji o "mikro-ruchach" chcemy dołożyć dyskusje o mikro-prowokacjach typu: czy ktoś się minimalnie poruszył na polu A i wpuścił tym w taśmę zawodnika z pola B?

Być może jestem w tym osamotniony, ale dla mnie to krok w dobrą stronę. Tomasz Bajerski mówił, że faktycznie gdy zawodnik obok ciebie ruszy się pod taśmą, naturalnym refleksem jest, by samemu puścić sprzęgło.

Owszem, jest w tym pewien ciąg logiczny - skoro nie każdy kto upada na tor, jest wykluczany, to teoretycznie nie zawsze wykluczony musi być ten, kto wjedzie w taśmę. Da się to obronić. Tylko, jak mówiłem, dla mnie to przesadna komplikacja. Na drugim biegunie są zwolennicy skrajnego uproszenia: "wjechałeś w taśmę - wykluczenie, nie wjechałeś - co by się nie działo, jedziemy". Fajnie to brzmi, ale w praktyce paradoksalnie wydłużyłoby mecze ze względu na kilkukrotnie większą liczbę taśm. Zawodnicy, wiedząc, że mogą ryzykować dobry start, dużo częściej by kombinowali, szczególnie juniorzy w starciu z mocnymi seniorami, bo nie mieliby nic do stracenia. Pewnie brakowałoby taśm na stadionach i po kilku kolejkach każdy miałby dość. Za tą propozycją nie jestem, ale aktualna też mnie nie przekonuje.

Dla mnie ta obecna propozycja wygląda jak bycie konsekwentnym. Skoro w sytuacji, w której dwóch zawodników wjedzie w taśmę, wykluczamy tylko tego, który zrobił to jako pierwszy, to dziś przeniesiemy te przepisy na tego, kto ruszył się jako pierwszy. Ale zostawmy to, powiedz, jak chciałbyś żeby optymalnie wyglądała procedura startowa?

Moim zdaniem z procedurą startową będzie dobrze dopiero, gdy wejdzie system elektroniczny, który zmierzy ruchy na starcie. Wiemy, że to było testowane w czasie play-offów w zeszłym roku, wiemy, że to będzie testowane w całym nadchodzącym sezonie i być może wejdzie w życie w 2022 roku. Pozostaje tylko kwestia dobrania odpowiedniego buforu czasowego. Żeby nie było tak, że system będzie z automatu przerywał starty zawodnikom z bardzo dobrym refleksem. A później polegajmy tylko na nim, bo niestety możliwości ludzkiego oka są ograniczone. W końcu odciąży to sędziów, którzy obecnie mają trochę przechlapane. Jak z bramkarzem w piłce nożnej. Może mieć dwadzieścia dobrych interwencji w meczu, ale jeśli popełni jeden klops, to będzie się mówiło tylko o tym. Sędzia puści sto dobrych startów, sto pierwszy niesłusznie przerwie - i wiesza się na nim psy. Nie zazdroszczę. Przy okazji dobrze byłoby doprecyzować jedną rzecz. Ciągle słyszymy w analizach, że ruch zawodnika musi być reakcją na zamek maszyny startowej, a wstrzelenie się jest zabronione. Tymczasem z aktualnego regulaminu wcale tak nie wynika. Obecnie to brzmi tak: "Jeżeli w czasie po zapaleniu zielonego światła startowego do zwolnienia taśm maszyny startowej motocykl zawodnika nie stoi bez ruchu dwoma kołami w kontakcie z torem, uznaje się, że zawodnik ten utrudnia prawidłowe przeprowadzenie startu" (art. 71 pp 4 - red.). Czyli: motocykl nie może się ruszać między zapaleniem zielonego światła a zwolnieniem maszyny. Kropka. Nic o reakcji na zamek.

Leszek Demski pewnie odpowiedziałby ci, że regulamin to jedno, ale równie ważne są wytyczne, jakie dostają arbitrzy.

Dokładnie. To kwestia interpretacji. Ale dlaczego w tak ważnej kwestii posługujemy się tylko interpretacjami, a nie zapisem z regulaminu? Teoretycznie - jeśli zawodnik puścił sprzęgło jedną setną sekundy po zwolnieniu zamka maszyny startowej, czyli klasycznie się wstrzelił, to nie złamał żadnego punktu regulaminu. A start ma przerwany.

Są też pozytywne informacje docierające z obrad tego zespołu. Sędziowie mają być bardziej liberalni i nie czepiać się mikro-ruchów.

A gdzie będzie granica między mikro-ruchem a ruchem?

Nie wiem.

No właśnie, a gdzieś być musi. Nikt nie chce patrzeć z lupą czy zawodnikowi ruszyło się koło o milimetr, ale zbyt duży ruch też jest zły.

Czyli tylko system elektroniczny może nas uratować?

Tak, jeśli tylko będzie mądrze skonfigurowany.

A co w sytuacji, gdy zawodnik ruszy się bardzo, nie wjedzie w taśmę, ale sam się tym ukarze, bo wchodzi w pierwszy łuk ostatni?

Myślę, że w tym zagadnieniu regulamin jest ok. Jeżeli zawodnik nie odnosi korzyści, to jedziemy bieg dalej, a ostrzeżenie dostaje po. To sprawiedliwe. Najgorzej jest wtedy, gdy zawodnik sam się ukarze, zostaje na starcie, a bieg jest przerywany. Tak było choćby na finale pierwszej ligi w 2018 roku. To ułatwiło Motorowi odrobienie strat do Rybnika.

Wrócę do przecieków odnośnie do nowych przepisów. To kontrowersyjne pytanie. Często w innych dyscyplinach dochodzi do tak zwanych przecieków kontrolowanych. Do mediów trafia informacja od działaczy przed podjęciem jakiejś decyzji czy wprowadzeniem zmian. Trafia do tego najgęstszego grona - dziennikarzy i najwierniejszych kibiców, którzy śledzą każdą informację. Parę osób się wypowie, wyrazi zdanie, działacze patrzą jaki jest społeczny odbiór ich pomysłów. A jakby coś, wszystko można zmienić, bo przecież to nigdy nie były oficjalne stanowiska a jedynie doniesienia medialne. Myślisz, że ktoś chce teraz wysondować zmiany przepisów startowych?

Dobre pytanie. Nie mam pojęcia. Natomiast bardzo ciekawe jest, co potwierdził Piotr Szymański, że inicjatywa wyszła od Tomasza Golloba, Rafała Dobruckiego i Krzysztofa Cegielskiego, czyli ludzi, którzy na żużlu zjedli zęby. Więc, chociaż nie jestem zwolennikiem tego pomysłu, to ciężko uznać, że wziął się z kosmosu.

Przede wszystkim odnosimy się teraz do przepisów, które będą miały marginalne znaczenie. W zeszłym sezonie w PGE Ekstralidze pamiętam tylko jedną sytuację, że sprowokowany zawodnik z wewnętrznego pola wjechał w taśmę i był to Maciek Janowski stojący obok Kacpra Woryny.

W najbardziej pesymistycznym scenariuszu taka taśma zdarza się raz na kilka meczów, zwykle raz na kilkadziesiąt. Ale chodzi o to, żeby zimą tworzyć takie przepisy, by potem w sezonie nie zastanawiać się nad sensem ich wprowadzenia. A że chwilowo nie ma o czym gadać, bo do sezonu jeszcze chwila, transfery dawno za nami, to dyskutujemy o tym. Ale masz rację, ten przepis nie ma aż tak wielkiego znaczenia, jak mogłoby się wydawać po emocjach, które wzbudza. Żużel się od niego nie zawali.

Wojciech Koerber poruszył w swoim felietonie jeszcze jedną ciekawą rzecz. Jeśli władze polskiego żużla wprowadzą przepis o niewykluczaniu zawodnika, który wjechał w taśmę sprowokowany, będziemy mieli znaczną różnicę w regulaminach imprez w Polsce i międzynarodowych.

To będzie ciekawa próba sił między PGE Ekstraligą a światowym żużlem. Myślę, że FIM-owi i BSI średnio się podoba, że polska liga ma tyle pieniędzy, że wszyscy chcą tu jeździć i mamy taką pozycję, że możemy ustalać własne przepisy. Prezesi zagranicznych klubów oburzają się, że wprowadziliśmy zakaz startów w więcej niż dwóch ligach, co akurat uważam za świetne rozwiązanie. Ale co do taśmy, to faktycznie takiej różnicy w przepisach chyba jeszcze nigdy nie było.

Ostatni aspekt sprowokowanego wjechania w taśmę. Zwolennicy zmian powiedzą, że to sprawiedliwe dla sprowokowanego. Przeciwnicy powiedzą, że żużlowcy to profesjonaliści, którzy zarabiają duże pieniądze i nie powinni się dać sprowokować na byle drgnięcie. Twoje zdanie?

Bliżej mi do tych drugich. Wiadomo, że łatwo się mówi, nie stojąc pod taśmą, bo ten ruch zawodnika obok na pewno trochę prowokuje. Ale czy to jest problem wymagający interwencji decydentów? Czy sprowokowani zawodnicy są aż tak pokrzywdzeni? Sam wspomniałeś, że w zeszłym roku w PGE Ekstralidze był tylko jeden taki przypadek.

Myślę, że pisanie regulaminu to coś więcej niż odpowiedź na to, co się stało. Może jest tak, że ta sytuacja z Janowskim i Woryną, do tego kilka innych w pozostałych ligach, uzmysłowiły trenerom i zawodnikom, że może warto takiego Maćka Janowskiego częściej prowokować, na przykład w przypadku juniora, który ma z nim małe szanse.

Taka praktyka zdarza się od lat. Szczególnie wobec zawodników, którzy przyjeżdżają tutaj z zagranicy, bez znajomości naszych realiów. Słyszałem o kilku przypadkach, gdy zawodnik z Polski dostawał polecenie, żeby spróbować wpuścić takiego rywala w taśmę. Nihil novi.

Zobacz także:
Co dalej z Adrianem Miedzińskim w Toruniu? Trener odpowiada

Czy zgadzasz się z Marcinem Kuźbickim?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×