Po bandzie: Żużel to sport niewinnych ludzi [FELIETON]

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Grigorij Łaguta atakujący Jacka Holdera
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Grigorij Łaguta atakujący Jacka Holdera

- Gdy przyaktorzy piłkarz lub żużlowiec, złorzeczymy i klniemy. Natomiast gdy na "ofensa" umiejętnie ustawi się koszykarz i oszuka tym samym rywala, jest dla nas sprytny i wybitny - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

W tym artykule dowiesz się o:

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Żużel to sport niewinnych ludzi - zauważył niedawno sędzia Paweł Słupski w "Trzecim Wirażu" Marcina Majewskiego. I z pewnością wie, co mówi, bo to do arbitrów właśnie spływają skargi i zażalenia skrzywdzonych przez rywali zawodników. Gdy zawodnik tłumaczy "panie sędzio, pociągnęło mnie", to też czuje się niewinny. Bo przecież pociągnęło go. I przecież mówi. Kiedyś nawet wywiązała się taka króciutka dyskusja między sędzia a żużlowcem:

- Panie Sędzio, pociągnęło mnie.
- To więcej trenuj.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Patryk Dudek: ciężko będzie bić się o pierwsze miejsce. Najważniejsze utrzymanie

A więc w sporcie każdy jest niewinny, bo jednak chodzi w tej dziedzinie o to, by rywala oszukać. Choć dostrzegam tu pewną niekonsekwencję. Otóż gdy przyaktorzy piłkarz lub żużlowiec, złorzeczymy i klniemy. Natomiast gdy na "ofensa" umiejętnie ustawi się koszykarz i złapie na takim przewinieniu rywala, jest dla nas sprytny i wybitny. A przecież on również przyaktorzył.

W sporcie nie ma jednak sprawiedliwości i każdy ma swoją prawdę. Zupełnie jak w polityce. Stąd też dobrze mieć zdolności PR-owe, by samemu kreować rzeczywistość. Jak choćby Jakub Kosecki, który wrócił właśnie z Turcji do polskiej ligi, do Cracovii, i udzielił wywiadu portalowi "Weszło", mówiąc m.in. tak:

- "(...) może to głupio zabrzmi, ale jestem doświadczonym zawodnikiem. W ŁKS-ie moim celem był awans do Ekstraklasy - udało się. Poszedłem na wypożyczenie do Lechii Gdańsk. Celem było utrzymanie - udało się. Wróciłem do Legii. Cel: wygrać jak najwięcej trofeów. W pierwszym sezonie wygraliśmy więc mistrzostwo i Puchar Polski. W Sandhausen mieliśmy utrzymać się w lidze i udało się to wykonać. Potem w Śląsku Wrocław pierwszym celem było zakotwiczenie w pierwszej ósemce - udało się, ale następnie walczyliśmy o utrzymanie i też nam to wyszło. Każdy zespół, w którym byłem, miał zadania, które wiązały się z wielką odpowiedzialnością, z którą trzeba było sobie radzić."

Bardzo mi tą wyliczanką pan Kosecki zaimponował, bo okazało się, że jest sportowcem spełnionym. Piłkarzem, który wygrał w życiu wszystko, co miał do wygrania. Tak się tylko zastanawiam, że skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle. Że z drugiej ligi tureckiej, gdzie na boisko wpuszczany był od święta, wraca do Polski, by walczyć z Cracovią o utrzymanie. No, może właśnie dlatego, by osiągnąć kolejny cel z kolejnym klubem. Utrzymać się właśnie.

Spójrzmy na ten fragment - "następnie walczyliśmy w Śląsku o utrzymanie i też nam to wyszło." No pięknie. Wypada tylko zapytać - dlaczego walczyliście następnie o utrzymanie, a nie o medale? I odpowiedzieć - bo o medale się nie udało.

Zabrakło mi tu tylko suplementu, że gdy zadaniem pana Jakuba było siedzenie na ławce, to również mu się udało. Nie myślcie sobie, że zamierzam się nad piłkarzem znęcać. Życzę mu dalszej, co najmniej tak dobrej passy jak dotychczas. Ja tylko obrazowo tłumaczę, że w sporcie każdy widzi wszystko inaczej.

Zresztą, w życiu również. Rozmowa kwalifikacyjna:
- Ile ma pan lat?
- No bliżej mi do trzydziestki niż dwudziestki.
- Czyli ile?
- 51.

Podobnie jest z żużlowcami, których trener wycofał po jednym lub dwóch wyścigach. Oni zawsze stwierdzą, że zostali skrzywdzeni, bo właśnie ustalili, w którą stronę pójść z ustawieniami. Właśnie poczuli, że teraz już będzie dobrze. Tylko, że poczuli kopniaka w tyłek. Bo mecz żużlowy ma tylko piętnaście biegów, a czas na odrabianie strat nie jest nieskończony. To nie są, rzecz jasna, łatwe sprawy i zero-jedynkowe. Zwłaszcza biorąc pod uwagę niedoskonały system zarobkowania, jaki rządzi światem żużla. W koszykówce czy siatkówce nie płacą za zdobyte punkty, bo gdyby zaczęli, to w jednej chwili zespół przestałby być zespołem. A w żużlu trzeba udawać, że zespół to zespół, choć jest to sport wybitnie indywidualny. Również w wydaniu drużynowym. Stąd m.in. tyle pretensji, niesnasek i walk o plastron. A także przekonania wśród trenerów i menedżerów, że jeden jedyny rezerwowy w klubie to przekleństwo, gęsta atmosfera i gwóźdź do trumny. Nie zaś zabezpieczenie i brakujący element wzmagający zdrową, sportową rywalizację.

Kosecki mówi również tak: "Nikt mi nic nie powiedział, tak po prostu wypadłem ze składu. Godzinę przed meczem się dowiedziałem, że jestem out. Szok. Byłem wkurzony."

No, tu również sprawa nie jest zero-jedynkowa, bo przecież podejście do zawodników bywa różne. Nie ma nic złego w tym, by jednego czy drugiego wziąć na bok i próbować coś po kumpelsku oznajmić czy wyjaśnić. Z reguły jednak na bok bierze się Lewandowskiego, nie Koseckiego. No bo jeśli trener miałby się spowiadać ze swoich decyzji każdemu zawodnikowi po kolei, niewiele by mu zostało czasu na pozostałe obowiązki. Choć, powtarzam, w określonych sytuacjach nie jest to niczym złym, a nawet może być wskazane. Krótko mówiąc - dziękować za usługi też należy z klasą. Bo gdy w 2017 roku Tomasz Jędrzejak uzbroił się po zęby i przyjechał na Stadion Olimpijski, by wesprzeć Betard Spartę w walce o złoto DMP, tej klasy z pewnością zabrakło. O odstawieniu od składu dowiedział się tuż przed meczem w bramie stadionu.

A już sytuacja idealna ma miejsce wtedy, gdy sportowiec przekonuje o swojej klasie nie w wywiadach, lecz na polu walki. Gdy nie musi już nic mówić, bo wszystko pokazał.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Mówi o finansowej patologii. Wydadzą jeszcze więcej niż dostaną!
Prezes Włókniarza o drugiej drużynie, rozgrywkach bez kibiców i karze za walkower [WYWIAD]

Źródło artykułu: