Czarny sport to pasja, emocje, adrenalina i sposób na życie. Do tego szybkość, rywalizacja, bliskość przeciwnika i szereg decyzji, które zawodnik siedząc na motocyklu musi podjąć w ułamku sekundy. Pełne trybuny, upał lub deszcz dodatkowo potęgują i tak już napięte do granic możliwości nerwy, a wszechobecny huk, hałas i kurz dopełniają obrazu cały czas tykającej, emocjonalnej bomby.
Jednak nie wszyscy pewnie wiedzą, co tak naprawdę siedzi głęboko w zarodku sportowej złości, która eksploduje na torze i poza nim. Dotarcie na stadion to czynnik, który spędza sen z powiek nawet najlepszym jeźdźcom globu. Wydawałoby się, że podróże, zwiedzanie ciekawych miejsc to element wpisany w zawód żużlowca. Tak naprawdę w sezonie, który trwa od marca do października zupełnie nie ma na to czasu.
Polska, Szwecja, Anglia, Rosja, Dania, Niemcy, Słowenia, Czechy, Australia, Argentyna, Łotwa, Węgry, Finlandia, Norwegia, Stany Zjednoczone, Francja. Oto kraje, w których zawodnicy ścigają się na żużlu. Tak naprawdę w światowym speedwayu najbardziej liczą się ligi polska, szwedzka, angielska i ostatnimi czasy rosyjska. Na nich też się skupimy.
Logistyka startów to najważniejsza rzecz jaką zawodnik musi opanować podpisując kontrakt. Specyfika tej dyscypliny sportu polega na tym, że w sezonie żużlowiec może startować w kilku ligach jednocześnie. Jednego dnia ściga się z kolegami w tym samym zespole, by nazajutrz rywalizować z nimi o punkty w zupełnie innej drużynie. Zwykle zawodnicy podpisują umowy w lidze polskiej uważanej za najlepszą i najlepiej płatną ligę świata, szwedzkiej i angielskiej. Modna jest również liga rosyjska, nieco mniej czeska, duńska, czy niemiecka.
W Polsce zawody odbywają się w niedzielę. Bardzo rzadko w inne dni, co z reguły powoduje niesprzyjająca aura, z powodu której mecze są przekładane. Dla Szwedów zarezerwowane są wtorki. W Anglii liga jest tak skonstruowana, że kluby rywalizują praktycznie w każdy dzień tygodnia. Indywidualne Mistrzostwa Świata, czyli cykl turniejów Grand Prix odbywa się w soboty.
Przykładowy tydzień zawodnika, który startuje w trzech najbardziej prestiżowych ligach oraz rozgrywkach Grand Prix wygląda następująco:
Niedziela - mecz w Polsce, zwykle w godzinach popołudniowych.
Poniedziałek - przygotowanie sprzętu i wyjazd koło południa na prom do Szwecji. (jeżeli zawodnik jeździ w klubie na południu kraju, wtedy motocykle przygotowywane są w nocy z niedzieli na poniedziałek by zdążył dojechać na prom w Gdyni lub w Niemczech). Zawodnik startujący w Anglii w poniedziałek rano leci samolotem na Wyspy Brytyjskie. Mechanicy w Polsce jadą na prom do Szwecji, a mechanicy w Anglii odbierają zawodnika z lotniska i jadą na mecz, czasem nawet kilkaset mil.
Noc z poniedziałku na wtorek - podróż promem do Szwecji. Jeżeli zawodnik uczestniczył w meczu ligi angielskiej, natychmiast po meczu jedzie do hotelu w pobliżu lotniska zwykle oddalonego o kilka godzin drogi samochodem. Tam śpi jakieś trzy godziny, by porannym lotem zdążyć do Szwecji, gdzie już czeka polska ekipa obsługująca również mecze szwedzkiej Elitserien.
Wtorek - poranna podróż do miejscowości w Szwecji, gdzie odbywa się wieczorny mecz. (Niekiedy trzeba przejechać kilkaset kilometrów i po drodze odebrać z lotniska zawodnika, który w poniedziałkowy wieczór jeździł w lidze angielskiej). Po meczu walka z czasem i jazda samochodem, by nie spóźnić się na prom lub lotnisko. Zależy czy nazajutrz zawodnik startuje w Anglii, czy ma treningi lub krajowe eliminacje turniejów indywidualnych w Polsce.
Środa - odbiór z lotniska i analogiczna podróż na mecz jeśli odbywa się spotkanie w Anglii. Lądowanie w Polsce i jazda czasem przez cały kraj na eliminacje bądź turnieje indywidualne, jeśli rodzimy klub zgłosi zawodnika do takich występów. Przygotowanie motocykli w miejscu zawodów, bądź jeśli jest czas w rodzinnym mieście zawodnika, gdzie posiada swój główny warsztat.
Czwartek - przygotowywanie motocykli. Trening lub turniej w Polsce. Ewentualnie mecz na Wyspach Brytyjskich. Wtedy podróż na lotnisko, z niego na zawody i potem do hotelu.
Piątek - mecz w Anglii, bądź trening w kraju i przygotowania do niedzielnego meczu ligowego polskiej ekstraligi. Jeżeli zawodnik startuje w cyklu Grand Prix ma obowiązek stawić się tego dnia na oficjalnym treningu w jednym z krajów, w którym rozgrywana jest aktualna runda mistrzostw Świata.
Sobota - mecz w Anglii lub trening w kraju i przygotowania do niedzielnego meczu ligowego polskiej ekstraligi, bądź też występ w jednej z rund Grand Prix. Po meczu lub turnieju za granicą podróż na lotnisko i powrót do Polski.
Niedziela - przylot z Anglii lub z Grand Prix, podróż z lotniska do miejscowości w Polsce, gdzie odbywa się mecz.
Żużlowcy krajowi z reguły swoją główną bazę warsztatową sytuują w miejscu zamieszkania, bądź w klubie, w którym występują w Polsce. Ekipa mechaników pracujących przy obsłudze polskiej ligi jeździ również na wtorkowe zawody ligi szwedzkiej i pracuje przy wszelkich turniejach w Polsce. W Anglii zawodnik posiada drugą grupę mechaników, którzy przygotowują sprzęt tylko na mecze ligi brytyjskiej. Wszystko dlatego, że Elite League jest bardzo rozbudowana i odjeżdża się w niej niemal dwa razy więcej spotkań niż w Polsce, czy Szwecji. Cała obsługa sezonu spotyka się na zawodach Grand Prix o mistrzostwo świata.
Ligi polska i szwedzka jeżdżą regularnie co tydzień. Polska w niedziele, a Szwecja we wtorki. Z tym, że w Polsce rozgrywki trwają od kwietnia, a w Szwecji od maja do października. Najwcześniej, bo już w marcu stratuje liga angielska. Sezon żużlowy wymaga więc od zawodnika przygotowania dwóch lub trzech kompletów motocykli, z których najlepsze startują w zawodach o mistrzostwo świata, a pozostałe w poszczególnych ligach. Warto dodać, że podczas podróży z meczu na mecz i z kraju do kraju żużlowiec oprócz bagażu podręcznego często zabiera ze sobą silnik od motocykla, który waży około trzydziestu kilogramów. Opłata za nadbagaż na lotnisku wydaje się błahostką w porównaniu z dźwiganiem serca motocykla w specjalnie skonstruowanych skrzyniach. Stres, ciągłe zmęczenie startami i podróżami dopełniają obrazu żużlowego tułacza.
Do podróży oraz przewożenia sprzętu i motocykli służą specjalnie przerabiane busy. Można w nich spać, jeść, oglądać telewizję, czy grać na konsoli. Cały czas będąc oczywiście w drodze na kolejny mecz. To taka mała, żużlowa namiastka domu. Niektórzy zawodnicy decydują się na przerabianie dużych autobusów, w których mieści się nawet mini warsztat i rodzinny grill.
Wszystkim tym , których zaintrygował napięty plan żużlowej karuzeli polecam gorąco życiowe przypadki niektórych naszych reprezentantów:
Krzysztof Cegielski
Rok 2001 Anglia.
Wstając rano musiałem poważnie się zastanawiać, gdzie obecnie przebywam. Czy to była Kumla, Sztokholm, Gdańsk, czy Londyn? Był to szczyt sezonu. Startowałem dzień po dniu. Pewnego dnia po meczu w Anglii w Belle Vue udałem się do hotelu blisko lotniska w Manchesterze. Rano musiałem wstać na samolot do Polski, gdzie o siedemnastej w Łodzi miałem kolejny mecz z rzędu. Gdy budzik zadzwonił, byłem tak zmęczony, że nawet nie pamiętam jak go wyłączyłem. Gdy w końcu się obudziłem okazało się, że mój samolot odlatuje za piętnaście minut. Szybko pozbierałem rzeczy i na lotnisku stawiłem się dokładnie w godzinie odlotu, lecz na pokład już nie wszedłem. Panika. Jak teraz dostać się do Polski? Nerwowo szukałem połączenia. Wtedy nie było jeszcze tanich linii lotniczych, co znacznie utrudniało zadanie. Wreszcie jest lot, ale z Londynu. Szybko złapałem taksówkę i ścigając się z czasem ruszyliśmy na Heathrow. Cały czas byłem w kontakcie telefonicznym z działaczami Wybrzeża Gdańsk, gdzie wtedy startowałem. Załatwili kierowcę, który czekał na mnie na Okęciu. Po wylądowaniu pędem pobiegłem do czekającego samochodu. Gdy wsiadłem do auta zadzwonił telefon. Okazało się, że sędzia odwołał mecz z powodu opadów deszczu. Nie pozostało mi nic innego jak udać się do hotelu w Warszawie. Zjadłem kolację i położyłem się spać. Następnego dnia czekał mnie kolejny występ w lidze angielskiej.
Jarosław Hampel
Rok 2002 Anglia.
Wczesnym rankiem przywieziono mnie na lotnisko Heathrow, skąd miałem lot do Polski na mecz ligowy. Rezerwacja była zrobiona przez internet i na miejscu miałem odebrać bilet. Niestety okazało się, że takiego dla mnie nie ma. Szybko znalazłem inne połączenie, ale gdy przyszło do zapłaty okazało się, że portfel został w samochodzie, który był już w drodze powrotnej. Miałem godzinę, żeby załatwić ten bilet. W kieszeni miałem trzy funty. Wpadłem na pomysł by zadzwonić do mojego angielskiego promotora, którym był wtedy John Louis szef klubu Ipswich, który reprezentowałem. On znał agenta, który prowadził rezerwacje lotów. Wyjąłem telefon z kieszeni, wybrałem numer i w tym momencie rozładowała się bateria. Do odlotu pozostało czterdzieści minut. Za kilka chwil włączyłem telefon i zdołałem tylko zapisać na kartce numer do Johna. Zadzwoniłem do niego z automatu, ale trzy funty nie starczyły na wiele. Zrozumiał tylko, że musi dodzwonić się do agenta, by ten ponowił rezerwację i zapłacił za bilet przelewem. Automat przerwał rozmowę. Nerwowe chwile oczekiwania. Po dwudziestu minutach udało się. Wskoczyłem do samolotu i udałem się na mecz do Polski.
Tomasz Chrzanowski
Rok 2003 Rosja.
Lecieliśmy z Warszawy do Moskwy, by potem dostać się do Ufy na mecz ligi rosyjskiej. W Polsce nadałem bagaż, który powinienem odebrać na miejscu. Po przylocie okazało się, że bagażu nie ma. Miałem na sobie tylko koszulkę i krótkie spodenki. Tak musiałem przetrwać dwa dni. Mało tego bus, który miał nas zabrać na mecz nie dojechał. Taksówka kosztowała pięćdziesiąt euro, o nerwach nie wspomnę. Bagaż odnalazł się po dwóch dniach. Okazało się, że krążył cały czas na taśmociągu.
Rok 2004 Rosja.
Jechaliśmy taksówką na mecz do Togliatti. Nagle czarny samochód zajechał nam drogę, a z niego wysiadło kilku mężczyzn. Poprosili kierowcę by podwiózł ich kolegę. My zatrzasnęliśmy drzwi, a taksówkarz wdał się z nimi w dyskusję. Po jakimś czasie udało nam się odjechać. Nagle okazało się, że jedziemy w przeciwnym kierunku. Zamiast do Togliatti, poruszaliśmy się w stronę Moskwy. Taksówkarz zupełnie nas nie rozumiał. Dopiero po moim telefonie do menedżera klubu, ten wyjaśnił mu przez komórkę o co chodzi i dotarliśmy na mecz.
Rocznie żużlowcy pokonują środkami komunikacji dziesiątki tysięcy kilometrów. Kariera zawodnicza w tym sporcie trwa mniej więcej od piętnastego do czterdziestego roku życia. Mimo logistycznych przeciwności, konieczności dużych nakładów finansowych i wreszcie zagrożenia utraty zdrowia i życia, gladiatorów na walizkach nie ubywa. Adrenalina, zapach metanolu i smak zwycięstwa wynagradza wszelkie przeciwności. I tak rok po roku, od marca do października.