[b][tag=62126]
Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Czy zaczął już pan myśleć, że Moje Bermudy Stal Gorzów będzie zespołem, który przerwie dominację Fogo Unii Leszno w PGE Ekstralidze?[/b]
Marek Grzyb, prezes Moje Bermudy Stal Gorzów: Z takimi deklaracjami to spokojnie. Oczywiście, każdy prezes chce wygrywać i zdobywać trofea, ale po trzech kolejkach nie można popadać w nadmierny optymizm. Na razie wykonana praca i świetna atmosfera przekładają się na wyniki. Zawodnicy jadą fenomenalnie. To cieszy.
A tak szczerze: czy spodziewał się pan, że po trzech kolejkach będzie aż tak dobrze?
Wierzyłem w zespół, ale wygrana w Lesznie była nie tylko wielkim sukcesem, ale też i pewnym zaskoczeniem. Zakładałem, że to spotkanie będzie bardzo zacięte. Udało się je wygrać i uważam, że dzięki temu drużyna nabrała wiatru w żagle. Po tych trzech kolejkach widać jednak, że to, co wydarzyło się na inaugurację, nie było dziełem przypadku. Z czasem doszedłem też do wniosku, że ten znakomity start nie wziął się z niczego.
Co ma pan na myśli?
Myślę sobie, że może dobrze się stało, że przed startem ligi niektórzy robili wszystko, żeby nas wkurzyć. Drażnienie Stali przyniosło znakomity efekt. W związku z tym już teraz mogę powiedzieć, że za rok też lecimy na Teneryfę. Obecną sytuację obserwuję z dużą satysfakcją. Negatywne komentarze, których przed początkiem ligi było całe mnóstwo i które nie miały nic wspólnego z prawdą, nagle umarły. Niektórym było bardzo łatwo nas krytykować, a teraz pochwalenie Stali przychodzi im z wielkim trudem. To naprawdę zabawne.
ZOBACZ WIDEO Martin Vaculik mówi o finansach w Stali i czy jego kontrakt był renegocjowany
A czy faktury, które wystawia klubowi po kolejnych meczach Bartosz Zmarzlik, nie są dla pana zmartwieniem? Dwukrotny mistrz świata ma rekordowy kontrakt, a prawie w ogóle nie przegrywa.
Uwielbiam, kiedy niektórzy na drużynę sportową patrzą tylko przez pryzmat wynagrodzeń, a nie tego, co się chce zbudować. Prawda jest taka, że gdybyśmy porównali kontrakty zawodników z TOP 10 PGE Ekstraligi, to one naprawdę nie odbiegają siebie zbyt mocno. Tymczasem ciągle rozmawiamy o finansach w Stali. Uważam zresztą, że to bardziej nasi przeciwnicy próbują robić matematykę i nam pewne rzeczy sugerować. Dla mnie najważniejsze, że koncepcja zespołu się sprawdza.
Bartek na pewno jedzie w innej lidze. Mają rację ci, którzy mówią, że stał się żużlowym kosmitą. Jest ikoną polskiego żużla i jeszcze długo nią pozostanie. A co do tych faktur, to oczywiście, że jego znakomita skuteczność przekłada się na finanse, ale przecież on na to wszystko zasługuje. Dla mnie to temat poza dyskusją. Wszyscy od początku wiedzieliśmy, że trzeba o niego dbać i to wraz ze sponsorami robimy. Chcemy, żeby naszego lokalnego bohatera cieszyła jazda w Stali.
Jeśli chodzi o finanse, to odsyłam do ostatniej wypowiedzi Martina Vaculika, który mówił o tym w waszym magazynie PGE Ekstraligi. Jego słowa pokazują, że zmieniliśmy wizerunek Stali. Doniesienia na temat sytuacji klubu w sezonie 2019 były bardzo niepokojące. Pojawił się duży niepokój u kibiców. To jednak odeszło w zapomnienie. Zawodnicy widzą, że staliśmy się marką premium.
Zostawmy na moment Stal. Czy w pierwszych trzech kolejkach PGE Ekstraligi coś pana zaskoczyło?
Na razie widać, że liga będzie atrakcyjna. Słabych drużyn nie widać, choć po ostatnim weekendzie twierdzę, że najsłabiej wygląda na ten moment drużyna z Grudziądza. Widzę też jedno duże pozytywne zaskoczenie, którego się w sumie spodziewałem.
Czyli?
eWinner Apator Toruń. Czułem, że będą silni. Jeszcze przed startem ligi uważałem, że mogą być czarnym koniem tych rozgrywek. Ich występy we Wrocławiu i Lesznie utwierdziły mnie w przekonaniu, że trzeba na nich uważać. Ta drużyna może namieszać. Moim zdaniem to właśnie oni dodadzą kolorytu rozgrywkom.
Widzi pan ten zespół w play-off?
Na pewno bym ich nie przekreślał. Moim zdaniem mają szanse na czwórkę. Byłyby one zdecydowanie większe, gdyby zatrzymali w zespole Tobiasza Musielaka. Przyznam szczerze, że tej decyzji trochę nie rozumiem.
Zobacz także:
Wiadomo, kiedy nastąpi powrót kibiców na trybuny
Andriej Karpow nadal w śpiączce