Do omawianej kraksy doszło w 14. wyścigu spotkania Cellfast Wilki Krosno - Orzeł Łódź, gdy Vaclav Milik walczył o jeden punkt z Norbertem Kościuchem. Na wejściu w drugi wiraż drugiego okrążenia Czech upadł, po czym został wykluczony przez sędziego Grzegorza Sokołowskiego.
- Nie wiem, co miałem innego zrobić, gdzie miałem jechać. Gdy zawodnik nabierze prędkości, nie ma jak inaczej pojechać. Miałem dwie możliwości: albo położyć motor, albo pojechać prosto w bandę. Na moje to nie jest dobra decyzja - komentuje Vaclav Milik (w rozmowie z nSport+).
Czeski żużlowiec nie jest w stanie zrozumieć punktu widzenia arbitra. Uważa, że gdyby nie położył się na Norberta Kościucha, na krośnieńskim torze mogło dojść do tragedii.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Czy Tomasz Bajerski mimo porażek ma powody do uśmiechu?
- Nawet nie mam słów. Wiem, że fajnie jest nauczyć się sędziowania z książki, ale kurde... Moim zdaniem wykluczony powinien być Norbert Kościuch. Nie wiem, gdzie miałem pojechać. Zrobiłem tak, by się nie zabić. Przecież specjalnie nie położyłem motocykla. Jestem zawodnikiem, a nie samobójcą, by jechać w bandę - mówi.
- Nie mogłem położyć nogi na wejściu w łuk, tam był wydech Kościucha - opisuje Milik, zdradzając przy tym, że nawet Adam Skórnicki, który zjawił się przy zawodniku Cellfast Wilków po upadku, był zdziwiony decyzją arbitra. - Pytał, dlaczego sędzia mnie wykluczył. Skoro nawet trener Orła mówi coś przeciwko sędziemu, to mówi samo za siebie - opisuje Milik.
Zobacz też:
Żużel. Jest nowy lider na zapleczu PGE Ekstraligi! Tabela i statystyki eWinner 1. Ligi
Żużel. Start - Wybrzeże: Mecz, w którym może zdarzyć się wszystko [ZAPOWIEDŹ]