We wtorek mija dokładnie 19 lat od historycznego dla elitarnego cyklu Grand Prix wydarzenia, jakim była organizacja turnieju w hali sportowo-widowiskowej. Już sam fakt, że najlepsi zawodnicy na świecie zawitali do mało żużlowej Norwegii, choć mającej wtedy swojego zawodnika w stawce stałych uczestników (Rune Holta - red.), było sporym novum w kalendarzu czempionatu.
Firma BSI, która wciąż ma prawa do organizacji Indywidualnych Mistrzostw Świata, próbowała w tamtych czasach nowych kierunków i trochę eksperymentowała. Dla przykładu w 2001 roku pierwszy raz przeprowadzono zawody na torze tymczasowym, tzw. sztucznym. Debiut w Berlinie nie wypadł okazale, ale sam pomysł przyjął się i wciąż jest praktykowany. Przez dwie dekady po stolicy Niemiec ściganie miało miejsce jeszcze w parunastu innych miastach, gdzie też układano tory czasowe. Najlepszymi przykładami są Cardiff, Kopenhaga czy Warszawa.
Co innego z halą Vikingskipet wybudowaną z myślą o Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Lillehammer w roku 1994. "Statek Wikingów", bo tak należałoby przetłumaczyć na polski język nazwę obiektu mogącego pomieścić nawet 20 tysięcy widzów, gościł cykl GP w latach 2002-2004, bo też na tyle obowiązywała umowa Norwegów z brytyjskimi promotorami. Z uwagi na pewne problemy, jakie wynikały z jazdy w zamkniętej budowli, nigdy więcej światowy speedway nie zagościł w tego typu miejscach, a także samym kraju fiordów.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Czy możemy zmienić przepisy tak, żeby wyprzedzanie stało się bardziej atrakcyjne?
Ci, którzy mieli okazję wybrać się w daleką podróż na północ Europy i oglądać w akcji na 275-metrowym owalu żużlowców, zderzyli się z potężnym hałasem, jaki tworzył ryk silników. Potęgowała go zamknięta przestrzeń, dodatkowo niesprzyjająca ulatnianiu się pyłów spod motocykli. Kibice zasiadający na trybunach w Hamar musieli tym samym wykazać się sporą cierpliwością i zmierzyć się z niespotykanymi na klasycznych stadionach przeszkodami.
Same turnieje nie porwały też sportowo. Problemy stwarzała nawierzchnia, która nie była dobrej jakości i im dłużej trwały zawody, rodziła coraz więcej dziur. W Vikingskipet podczas wspomnianych ZIO mieliśmy łyżwiarstwo figurowe i szybkie, a po latach małą "corridę" z udziałem często upadających żużlowców. Wszystko to nie sprzyjało temu, by kontynuować ściganie o medale IMŚ, choć nadmieńmy, że druga i trzecia GP Norwegii kończyła mistrzostwa.
Największe emocje towarzyszyły wszystkim w 2003 roku. W trakcie turnieju szybko okazało się, że w grze o złoty medal pozostał lider klasyfikacji, Jason Crump oraz wschodząca gwiazda w osobie Nickiego Pedersena, których w tabeli dzielił jedynie punkt. W biegu dziewiętnastym Duńczyk wpadł w dziurę i został wykluczony, za to Australijczyk wjechał do półfinału. Pedersen uratował się w biegu ostatniej szansy, a potem w swoim półfinale dojechał drugi i czekał na to, co zrobi Crump. Ten, walcząc o drugą pozycję z Holtą, doprowadził do jego upadku. Sędzia Marek Wojaczek wykluczył Kangura i tytuł mógł świętować reprezentant Danii.
Pierwsza i ostatnia norweska runda padała natomiast łupem Tony'ego Rickardssona. Słynny Szwed w 2002 roku wygrał z kompletem zwycięstw, dwa lata później nie wyszedł mu tylko jeden bieg. Dopiero za trzecim podejściem udało się stanąć na podium Polakowi. Był nim Tomasz Gollob, którego wyprzedził jeszcze zwycięzca ze wspomnianego roku 2003 - Greg Hancock.
Nie tylko Norwegia. Sprawdź inne zapomniane kraje na mapie żużlowej Grand Prix -->
Najlepsi w norweskiej Grand Prix i miejsca Polaków:
Sezon | 1. miejsce | 2. miejsce | 3. miejsce | Miejsca reprezentantów Polski |
---|---|---|---|---|
2002 | Rickardsson | Sullivan | M. Karlsson | 11. Gollob, 12. Walasek, 18 Cegielski, 22. Ułamek |
2003 | Hancock | N. Pedersen | B. Pedersen | 8. Gollob, 16. Protasiewicz, 21. Bajerski |
2004 | Rickardsson | Hancock | Gollob | 11. Protasiewicz, 12. Hampel |
CZYTAJ WIĘCEJ:
200 meczów Patryka Dudka w PGE Ekstralidze. Derby udane tylko indywidualnie
Plusy i minusy. Czołg z Gorzowa nie zatrzymuje się. Włókniarz oddalił się od celu