Żużel. Zdumiewające wyznanie Jasona Doyle'a. Gdyby nie oni, mógł zakończyć karierę

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Od lewej: Patryk Dudek, Jason Doyle, Tai Woffinden
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Od lewej: Patryk Dudek, Jason Doyle, Tai Woffinden

Jednym z najlepszych obecnie Australijczyków, startujących na żużlu, jest bez wątpienia Jason Doyle. Indywidualny Mistrz Świata z roku 2017 przyznaje jednak, że przed kilkoma laty mógł zrezygnować z uprawiania "czarnego sportu".

[tag=4249]

Jason Doyle[/tag] obecnie startuje w barwach Fogo Unii Leszno w Polsce oraz Dackarnę Målilla w Szwecji. W ciągu poprzedniej dekady regularnie występował na Wyspach Brytyjskich, a szczególnym dla niego miejscem było Somerset, gdzie reprezentował barwy miejscowych "Rebeliantów". Teraz wspomina trudny moment, który mógł mieć znaczący wpływ na kontynuowanie przez niego kariery. Przypomnijmy, że przed kilkoma tygodniami właściciele Somerset Rebels ogłosili, że wycofują się i sprzedają klub wraz z miejscowym stadionem - Oak Tree Areną. Głównym powodem było "uderzenie" w ich działalność poprzez ograniczenia, związane z pandemią koronawirusa Covid-19.

Doyle ma w pamięci szczególne wspomnienia, związane z występami w barwach zespołu z Somerset. Poprowadził go do zwycięstwa w Premier League, triumfie w pucharze Knock-Out Cup oraz wygranej w ligowych mistrzostwach par w świetnym dla nich sezonie 2013. Dodatkowo wcześniej pomógł im wywalczyć trofea pucharowe w latach 2008 i 2012. Zawodnik mówi, że jego czas spędzony w tym miejscu był poniekąd "trampoliną" do elity, rywalizującej w Speedway Grand Prix. Przypomnijmy, że awans wywalczył on samodzielnie w sezonie 2014 w SGP Challenge na torze w Lonigo, a trzy lata później został Indywidualnym Mistrzem Świata. Przyznaje on jednak również, że jego droga na szczyt mogła nie mieć miejsca, gdyby promotorzy "Rebeliantów" - Bill i Debbie Hancockowie - posłuchali plotek, dotyczących urazu, który odniósł przed sezonem 2012.

- Nie jestem w stanie wystarczająco im podziękować za to, co zrobili dla mojej kariery, zwłaszcza, gdy doznałem kontuzji w Poole w sezonie 2011 i wróciłem do Australii do końca tego roku. Podpisali ze mną kontrakt na kolejne rozgrywki, jednak przeszedłem operację stożka rotatorów (pasa rotacyjnego barku - przyp. red.) i niemal dziewięć miesięcy zajęło, zanim moje ramię było w pełni sprawne. Wielu Australijczyków mówiło, że nie jestem gotowy i tylko mydlę oczy Hancockom - mówi Jason Doyle, dla speedwaygp.com.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękny gest duńskich fanów dla Christiana Eriksena. Robi wrażenie!

Indywidualny Mistrz Świata z roku 2017 otwarcie stwierdza, że gdyby promotorzy Somerset Rebels podjęli wówczas inną decyzję, jego losy jako żużlowca mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej i być może nie oglądalibyśmy go już na torze.

- Działacze z Somerset mi zaufali, gdy zadzwoniłem do nich i powiedziałem: "Nie, nie słuchajcie ich. Z całą pewnością będę gotowy na marzec". Mogli wówczas z łatwością "wyciągnąć wtyczkę" i zakontraktować innego zawodnika. Dotrzymali jednak obietnicy, rozpocząłem sezon 2012 i to dało mojej karierze "nowy początek". Pomimo przeciwności uwierzyli we mnie, dlatego wiele im zawdzięczam - zwłaszcza rodzinie Hancocków. Gdyby nie oni, prawdopodobnie zrezygnowałbym z żużla - tłumaczy.

Doyle miał swój udział w zdobyciu przez Poole Pirates tytułu mistrzowskiego w najwyższej klasie rozgrywkowej na Wyspach Brytyjskich (wówczas Elite League) w sezonie 2011, a następnie osiągnął status legendy w Swindon Robins, z którymi rywalizację w lidze wygrywał w latach 2012, 2017 i 2019.

Gdy został najlepszym żużlowcem na świecie, przywdział on jednak ponownie kevlar Somerset Rebels w roku 2018 i pomógł tej drużynie walczyć w ich jedynym sezonie w rozgrywkach Premiership. Miał tym samym spory wkład w awans "Rebeliantów" do półfinału ligi oraz w zdobycie pucharu Premier League Knock Out Cup.

- Mój powrót w to miejsce był nagrodą, którą chciałem oddać dla Somerset za to, co zrobili, abym został mistrzem świata. Wiele sprowadza się do tego, jak oni pomogli mi w poprzednich latach, opiekując się mną. Powrót tam w roku 2018 i możliwość jazdy dla nich, jako aktualny mistrz świata, były czymś wspaniałym. To zawsze był klub rodzinny, który każdy z zawodników próbuje znaleźć w swojej karierze - gdzie możemy czuć się, jak w domu. Wielu z nas zatrzymywało się na pobliskiej farmie Billa i Frances, gdy mieliśmy spotkania ligowe w ciągu kilku dni, a oni opiekowali się nami tak, jak byśmy byli ich synami - podkreślił na koniec Jason Doyle.

Czytaj także:
Audyt w Stali. Klub powołał też komisję ds. gospodarki częściami do motocykli
Dzika karta na Grand Prix Czech przyznana. To spore zaskoczenie

Komentarze (0)