Paul Hurry urodził się 9 kwietnia 1975 w Canterbury. Już w wieku ośmiu lat próbował swoich sił w speedwayu, choć początkowo były to zmagania na torach trawiastych. W wieku jedenastu lat przerzucił się na klasyczną odmianę żużla.
Jak sam Hurry wspominał w jednym z wywiadów na łamach "Tygodnika Żużlowego", to, że jeździ w lewo to głównie zasługa Marka Lorama. Brytyjczyk, który w 2000 roku sięgnął po tytuł indywidualnego mistrza świata często gościł w domu Hurry'ego, pomagał mu u progu kariery i nawet przekazał mu jeden ze swoich motocykli.
Hurry na brak sukcesów narzekać nie może. Na klasycznych torach lepiej wiodło mu się na krajowym podwórku, gdzie zdobył m.in. trzy medale MIM Wielkiej Brytanii (złoto 1994, srebro 1995, brąz 1996) oraz po dwa medale wśród seniorów (srebro 2000, brąz 1998). Będąc już przy krajowym czempionacie, warto dodać, że w latach 1997, 2002-2005 świętował tytuł mistrza kraju w wyścigach na torach trawiastych.
I to właśnie w Grasstracku oraz w Longtracku sięgał po międzynarodowe osiągnięcia. W 2005 roku zdobył tytuł mistrza Europy (na trawie) i tytuł drugiego wicemistrza świata (długi tor). Dwa lata później dorzucił srebrny medal DMŚ na długim torze. We wspomnianym wywiadzie Hurry mówił otwarcie, że jazda na torach trawiastych to było coś, w czym chciał być tak dobry, jak jego bohaterowie: Simon Wigg oraz Erik Gundersen. W tej odmianie wyścigów w lewo udział brał również ojciec Paula.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Niezrozumiałe decyzje sędziów. Krzysztof Cegielski komentuje
Brytyjczyk miał swój epizod w naszych rozgrywkach ligowych. W 1999 roku, dzięki zaangażowaniu Marka Lorama związał się kontraktem z Włókniarzem Częstochowa i został zaproszony już na mecz drugiej kolejki, kiedy to "Lwy" udały się do Rybnika. Hurry w pięciu startach wywalczył osiem punktów i dorzucił trzy bonusy i choć występ był to solidny, to był... najsłabiej punktującym seniorem w drużynie.
Ówczesny szkoleniowiec Włókniarza dał mu szansę jeszcze trzech występów, w których wstydu nie przyniósł. Przy jego nazwisku pojawiały się wyniki: 8+3 w Opolu, 8+2 u siebie z zespołem z Ostrowa Wielkopolskiego i 6+1 w rewanżu z ostrowską ekipą. Hurry nie ukrywał, że to był dla niego dobry czas i cenna nauka, jednak priorytetowo traktował starty na torach długich i trawiastych. I choć klub chciał, by ten w Polsce ścigał się co tydzień, to nie robili mu problemu, gdy ten wybierał inne zmagania.
Nowej umowy jednak nie dostał i nigdy więcej w meczu ligi polskiej nie wystartował. W weekendy nadal ścigał się na długich i trawiastych torach, a w dni "robocze" w rozgrywkach ligi brytyjskiej. Niestety dla niego, nie omijały go kontuzje. W 2010 roku na skutek upadku na zawodach trawiastych we Francji doznał złamania obu nóg.
W tym sezonie Hurry podjął się ścigania w SGB Championship w zespole Kent Kings, jednak niesatysfakcjonujące wyniki sprawiły, że postanowił on nie tylko zrezygnować z miejsca w zespole prowadzonym przez Chrisa Hunta, ale również zjechać z żużlowych torów. - To jest decyzja, o której nigdy nie myślałem. Po ponad 30 latach czas zakończyć moją karierę. Czuję, że jeśli chodzi o najważniejszy aspekt, czyli zdobywanie punktów, to zawodzę swój zespół. Nadszedł czas, aby przedzielić to wszystko grubą kreską. Trudno jest zdobywać punkty, a ponadto jazda w jednej lidze sprawia, że nie mam tyle czasu spędzonego na motocyklu ile bym potrzebował, aby zachować rytm jazdy - przyznał Paul Hurry w komunikacie klubu z Kent.
Teraz 46-latek chce wrócić do tego, co czynił przed laty, czyli pomagać młodym zawodnikom w ich rozwoju. Zamierza dalej być obecny w parku maszyn i swoją wiedzę oraz doświadczenie przekazywać tym, którzy są u progu kariery.
Co ciekawe, swoją przygodę z żużlem kończy tylko dla klasycznej odmiany. Jak przekazał serwis speedweek.com, Hurry postanowił, że nadal będzie ścigał się na torach trawiastych oraz długich.
Czytaj także:
- "Ten skur*** zniszczył mi życie". Mocne słowa na rozprawie oskarżonego żużlowca
- GKM gotowy na różne scenariusze. W przypadku degradacji, chcą pójść drogą Apatora Toruń