Były żużlowiec Startu Gniezno, Polonii Piła, Wybrzeża Gdańsk i Falubazu Zielona Góra był znany z tego, że poza jazdą na żużlu, przygotowywał sam sobie motocykle i rozwijał warsztat. Teraz zajął się tuningiem zawodowo. - Tu i tu potrzebna jest pasja, zaangażowanie, wiedza, technika, praca, cierpliwość i nabywanie doświadczenia. W obu przypadkach oczekuję najwyższej jakości, powtarzalności i rzetelności. Ale to chyba jest w każdej dziedzinie życie, prawda? Nic samo nie przychodzi - powiedział Krzysztof Jabłoński w rozmowie z WP SportoweFakty zapytany o to, czy trudniej jest być zawodnikiem czy tunerem.
Klasa 250 cc ciekawą niszą
Obecnie były wicemistrz świata juniorów zdominował klasę 250 cc. - Zaczęło się od studiowania i eksperymentów z silnikami 250 cc z motocrossu około 2010 roku. Po paru latach z 36HP robiło się 44HP. W żużlu Philip Hellstroem-Baengs i Karol Żupiński stanęli na podium mistrzostw świata w 2017 i 2018 roku, a Szwed wywalczył jeszcze mistrzostwo i wicemistrzostwo Europy. Potem co roku dochodziło nowe doświadczenie i osiągnięcia. W tym sezonie faktycznie cała czołówka polskich rozgrywek jeździ na moich jednostkach, a Oskar Paluch sięgnął po mistrzostwo świata i Europy - wymienił Jabłoński.
Co do zasady nie ma wielkich różnic pomiędzy przygotowaniem sprzętu w klasie 250 i 500 cc. - Trochę trudniej jest przygotować silnik o niższej pojemności, bo ze względu na małe gabaryty oraz bardzo wysokie obroty pracy, każdy defekt wadliwej części, niedopatrzenie pomiarowe czy zła obsługa powoduje kataklizm w silniku - wyjaśnił.
Niższa klasa nie oznacza niższych kosztów. - Cena jest podobna, nie ma jednak zamienników dobrej jakości, jak to jest w klasie 500 cc, choć klasa 250 cc jest już od kilku lat. Na razie jesteśmy skazani praktycznie tylko na części od producenta silników - przyznał.
W Polsce obecnie rozgrywane są zawody w ramach Pucharu Ekstraligi 250 cc, w ramach którego punktowało już około 20 zawodników. Coraz więcej klubów wysyła żużlowców w wieku 13-14 lat na licencję w niższej klasie. - Jako trener uważam, że klasa 250 cc to bardzo dobre przedszkole dla młodzieży pragnącej osiągnąć coś w dorosłym żużlu - zaznaczył Krzysztof Jabłoński.
- Efekty dobrze przepracowanego czasu w tej klasie w ostatnich latach widać w tym roku, kiedy to kilku 15-latków bez problemu i bez kompleksów radzi sobie doskonale w zawodach DMPJ, pokonując starszych kolegów, którzy nie mieli takiej możliwości. Musimy jednak zachować zdrowy rozsądek i w pierwszej kolejności nauczyć dzieci prawidłowej techniki, a potem dopiero podstawić im szybki sprzęt. Robienie na odwrót kończy się zazwyczaj tragicznie - dodał.
Trudne wejście do rynku tunerów
Na rynku tunerów ciągle przewijają się te same nazwiska. Krzysztof Jabłoński chce do nich dołączyć na stałe. - Jeśli kilku nastolatków z jeszcze małym doświadczeniem, jak Przyjemski, Paluch czy Hellstroem-Baengs potrafi pojechać na moich silnikach szybciej na zawodach młodzieżowych niż zawodnicy podczas Grand Prix czy ligowcy na tym samym torze, to utwierdza mnie to w przekonaniu o dobrym kierunku rozwoju. Od ponad 15 lat systematycznie inwestuję we własną wiedzę i urządzenia pomiarowe najwyższej jakości. Nabywanie doświadczenia i rozwój w tym zakresie przyspieszył od kiedy przestałem już sam się ścigać i skupiłem się głównie na silnikach - przeanalizował.
Rynek jest hermetyczny, ale wychowanek Startu Gniezno liczy na zaufanie ze strony coraz większej liczby żużlowców. - Jeśli piętnastolatek potrafi jechać tak szybko, to możemy zadać sobie pytanie jak pojechałby na takiej jednostce zawodnik w pełni doświadczony. Dla wielu wybór tunera jest kwestią mentalną i od tego zależy podjęcie decyzji. Wybiera się pomiędzy tym co jest modne i faktycznie szybkie, więc robię swoje i cierpliwie czekam - podsumował Jabłoński.
Zobacz także: Kościecha chce lepszego szkolenia trenerów
Zobacz także: Unia Leszno pokazała swoją siłę
ZOBACZ WIDEO Czy to element negocjacji nowego kontraktu Kubery z Motorem?