Przed sezonem palcem wskazywano na ZOOleszcz DPV Logistic GKM Grudziądz, jako głównego kandydata do spadku z PGE Ekstraligi. Po odejściu Artioma Łaguty, który miał dość kończenia sezonu w sierpniu i braku walki o najwyższe cele, w Grudziądzu nie zakontraktowano jego godnego zastępcy, z całym szacunkiem dla Krzysztofa Kasprzaka. Trudno tu mieć pretensje do działaczy klubu z Grudziądza, bo rynek transferowy był wydrenowany, a i wejście przepisu o zawodniku U-24 ograniczyło możliwości.
Skoro nie udało się wzmocnić składu, zdecydowano się poszukać kogoś z innym pomysłem i spojrzeniem na prowadzenie zespołu. Trenera Roberta Kempińskiego, który przez wiele lat prowadził GKM, zastąpił Janusz Ślączka. Szkoleniowiec raczej niedoceniany, być może dlatego, że to postać, która nie zwykła brylować w mediach. Ma on jednak w sobie coś, co sprawia, że jego drużyny realizują wyznaczone cele.
Trener i strażak w jednym
Szanse powodzenia, czyli uratowania ekstraligowego bytu w Grudziądzu, oceniano bardzo nisko. Ślączka może jednak dziś wznieść ręce w geście triumfu. Zwykło się mawiać, że sukces ma wielu ojców. W tym przypadku Ślączka odegrał jedną z ważniejszych ról. Musiał ugasić kilka pożarów. Na początku sezonu katastrofalnie prezentował się przecież Kenneth Bjerre, Nicki Pedersen z Przemysławem Pawlickim wpadali na siebie na torze, zaś z formą w lesie był Krzysztof Kasprzak. Doszło do tego, że klub zdecydował się wypożyczyć Pawła Miesiąca.
ZOBACZ WIDEO Czy do kadry Stali dołączy nowy zawodnik? Prezes Grzyb otrzymał pytanie o niego!
Ślączka musiał zadbać o atmosferę czy znaleźć sposób na to, jak zbudować formę Bjerre czy Kasprzaka. W trakcie niektórych meczów szukał różnych rozwiązań i decydował się na niepopularne decyzje, jak np. w Zielonej Górze, gdzie najpierw zmienił Kennetha Bjerre, a później posłał go z rezerwy taktycznej. W pamięci kibiców zapewne utkwiła rozbrajająca szczerość szkoleniowca, który na pytanie reportera dlaczego tak postąpił, odparł: "bo mogę".
Dość długo zapowiadało się na to, że GKM nawet nie podejmie rękawicy w walce o utrzymanie. Tymczasem Janusz Ślączka skonsolidował i poukładał zespół oraz wykorzystał do maksimum to, co dał mu los, bo przecież to kontuzja Taia Woffindena sprawiła, że Gołębie pokonały Betard Spartę 45:44. Do decydującego o wszystkim meczu z Eltrox Włókniarzem Częstochowa przygotował drużynę koncertowo, co było widać po startach grudziądzan, a trzeba przy tym pamiętać, że GKM musiał sobie radzić bez swoich podstawowych juniorów.
- Był stres u zawodników, ja próbowałem go rozładować. Chciałem, żeby jak najspokojniej podchodzili do biegów. Pojechali mecz na takim poziomie, na jakim potrafią. Jestem szczęśliwy dzisiaj - mówił po zawodach trener.
"Największy cwaniak"
Ślączka to człowiek, który jako szkoleniowiec nie boi się wyzwań. Pierwsze doświadczenia związane z trenerką miał w 2006 roku, gdy z marszu podjął się roli jeżdżącego trenera w Krośnie po fatalnym w skutkach wypadku Rafała Wilka. Później pracował m.in. w Miszkolcu, gdzie w 2009 roku wywalczył z tą drużyną awans do pierwszej ligi. To była duża niespodzianka. Popsuł wtedy humor Orłowi Łódź, ale i zwrócił na siebie uwagę Witolda Skrzydlewskiego.
- Wtedy zobaczyłem, że mam do czynienia naprawdę z trenerem i cwaniakiem - mówił nam główny sponsor Orła, który zapragnął zatrudnić Janusza Ślączkę w Łodzi. Później Ślączka pracował jeszcze w Rzeszowie, a następnie wrócił do miasta z centralnej Polski.
- Gdy odchodził do Rzeszowa, to było mi przykro. Ale ja to rozumiałem, bo mieszkał w tamtym regionie. To była dla niego naturalna decyzja. Kilka razy będąc trenerem w Rzeszowie spuścił nam lanie. Mimo że wcale nie miał lepszej drużyny. Tylko tym swoim cwaniactwem udawało mu się to wywalczyć. A przed takimi działaniami naprawdę trzeba chylić czoła - komplementował Janusza Ślączkę Witold Skrzydlewski.
Trenerski nos obecnego szkoleniowca GKM-u sprawdził się też w Krośnie. W zeszłym roku dowodząc Cellfast Wilkami awansował na zaplecze PGE Ekstraligi. Na utrzymywanie swoich zespołów w danej klasie rozgrywkowej ma natomiast patent. Postawiony przed nim taki cel zrealizował nie tylko w Grudziądzu, ale też i w Łodzi (2017) czy Rzeszowie (2015). W tym drugim przypadku jego PGE Stal też zajęła przedostatnie miejsce w tabeli, plasując się przed... GKM-em Grudziądz.
Czytaj również:
-> Działacz GKM-u pozdrawia ekspertów i mówi o budowie składu na sezon 2022. Lider powinien zostać [WYWIAD]
-> W Grudziądzu feta jak po mistrzostwie. GKM oszalał z radości