Wcześniej Duńczyk w trzech z siedmiu do tej pory rozegranych rundach nie kończył zawodów na serii zasadniczej. Występ w Togliatti był zatem czwartym, w którym awansował on do półfinałów, a pierwszym, w którym wystąpił w ostatnim biegu dnia, plasując się na trzecim stopniu podium.
W wyścigu półfinałowym szansa pojawiła się, gdy Max Fricke i Tai Woffinden pojechali za szeroko na drugim wirażu, co pozwoliło wyjść na prowadzenie Bartoszowi Zmarzlikowi, a Thomsen mógł podążyć jego śladem. Oczywistym jest, że w cyklu SGP nie ma jazdy drużynowej, ale oglądając wspomniany półfinał fani mogli myśleć, że para Moje Bermudy Stali Gorzów jedzie na 5:1, gdy przebieg wyścigu wyglądał tak, a nie inaczej. W finale sentymentów już nie było i w pewnym momencie Duńczyk nawet zagroził drugiemu finalnie Polakowi.
- Przed wyścigiem żartowaliśmy, że wygramy go 5:1 i ostatecznie udało się to zrobić. Czułem, że w półfinale miałem dobrą szybkość. Bartosz wykonał dobry ruch, przez co oni pojechali na zewnątrz. Wtedy pojawiło się tam miejsce dla mnie - mówi o półfinale w Togliatti Anders Thomsen, dla speedwaygp.com.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Co dalej z Kennethem Bjerre i Krzysztofem Kasprzakiem w GKM-ie?
Klubowy kolega jest z innej planety
O ile w półfinale Duńczyk był w stanie wykorzystać zaistniałe okoliczności, walka o drugie miejsce w finale z samym Zmarzlikiem była dla niego zupełnie innym wyzwaniem. Gdy na czoło wyścigu przedarł się Artiom Łaguta z tyłu trwała rywalizacja o drugie miejsce z dwukrotnym mistrzem świata. Na trzecim okrążeniu Thomsen na chwilę przedostał się na drugą pozycję, jednak jego rywal szybko ją odbił. Pojedynek ze Zmarzlikiem w najważniejszym momencie turnieju SGP okazał się zatem niezwykle trudny.
- W Grand Prix startują najlepsi zawodnicy na świecie. Ważną rolę w tym wszystkim odgrywają silniki. Znalazłem coś, co działało dla mnie całkiem dobrze w ten weekend. Miałem dobre ustawienia i to sprawdziło się podczas tych zawodów. Z Bartoszem pokazaliśmy naprawdę dobre ściganie. Znamy się od wielu lat i we wcześniejszych sezonach stoczyliśmy ze sobą wiele pojedynków. To, czego on dokonał w ciągu poprzednich kilku lat, to jakieś szaleństwo - można powiedzieć, że on jest z innej planety. To wybitny zawodnik. Zajęcie miejsca za nim w finale jest dla mnie czymś naprawdę wielkim - podkreśla Duńczyk.
Thomsen aktualnie plasuje się na 10. miejscu klasyfikacji generalnej cyklu Speedway Grand Prix z 60 punktami. To o 22 mniej niż zgromadził szósty aktualnie Tai Woffinden, a przypomnijmy, że właśnie sześciu czołowych zawodników po sezonie ma zagwarantowany udział w przyszłorocznych zmaganiach. Kolejna runda serii odbędzie się 11 września w ojczyźnie Duńczyka, a konkretnie w Vojens.
Odnalazł to, czego szukał od początku
Po zmiennym szczęściu na początku swojego debiutanckiego sezonu wśród stałych uczestników cyklu SGP, reprezentant Danii wierzy, że zaczyna radzić sobie z ustawieniami motocykli, które są niezbędne, aby mógł rywalizować na równi z żużlową elitą.
- Razem z teamem pracowaliśmy naprawdę ciężko, aby wybrać silnik, który będzie dobrze pracował w Grand Prix. W cyklu są tory, na których jeździmy w ligach, jednak wówczas jest między nimi spora różnica, dlatego ja tak naprawdę nie mogłem znaleźć wcześniej odpowiednich ustawień i uzyskać właściwej prędkości na torze. Włożyłem w to sporo pracy i wydaje mi się, że w końcu znalazłem coś, co teraz działa całkiem nieźle - kończy Anders Thomsen.
Czytaj także:
Gdyby nie Skrzydlewski, to już by nie jeździł. Chciałby startować dla macierzystej drużyny
W La Reole jeździli o Indywidualne Mistrzostwo Francji. Eksportowi zawodnicy lepsi od obcokrajowców