Maciej Janowski: Wydaje mi się, że powinniśmy obronić złoto za rok

Maciej Janowski w ostatnich tygodniach imponował swą formą wielu kibicom, nie tylko w Polsce. Potwierdzeniem wysokiej dyspozycji wrocławskiego juniora był sobotni finał Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, rozegrany na torze w Gorzowie Wielkopolskim. 18-latek gorzej zaprezentował się już jednak dzień później, gdy po niemrawym w jego wykonaniu pierwszym biegu, nie otrzymał już więcej szans jazdy w meczu Atlas - Lotos Wybrzeże.

Co było przyczyną gorszej dyspozycji tego zawodnika? - Całkowicie pomyliliśmy się dzisiaj z przełożeniami. Wiem, że to głupio brzmi, biorąc pod uwagę to, że jeździłem na wrocławskim torze już dużo razy. Kiedy wyszliśmy na tor, był on całkiem inny, niż wtedy, gdy jechaliśmy już na nim. Zły dobór zębatki i dlatego tak, a nie inaczej wyszły mi te zawody - wyjaśnia Maciej Janowski.

Czy dwunastopunktowa przewaga wystarczy wrocławianom do zostania lepszym zespołem w dwumeczu z gdańszczanami? - Wydaje mi się, że to powinno wystarczyć, bo naprawdę łatwo naszym rywalom nie będzie. Mówi się, że to tylko dwanaście punktów, ale odrabia się taką stratę naprawdę trudno. Mam nadzieję, że tej wypracowanej u siebie przewagi nie stracimy - kontynuuje młodzieżowy wicemistrz Europy.

W sobotni wieczór Janowski w znacznym stopniu przyczynił się do zdobycia przez Polaków tytułu Drużynowych Mistrzów Świata Juniorów, zdobywając trzynaście punktów. Jak ocenia tamte zawody sympatyczny junior? - Na razie wszystko jest OK., bo idziemy w dobrym kierunku. Ten niedzielny mecz we Wrocławiu traktuję jako wypadek przy pracy. Sądzę, że w przyszłym roku mamy szansę obronić tytuł Drużynowych Mistrzów Świata Juniorów, mamy jeszcze przecież Patryka Dudka, a także kilku innych młodych utalentowanych juniorów. Na pewno złota za rok nie oddamy bez walki, a wydaje mi się, że powinniśmy je obronić - dodaje zawodnik, który zdał licencję w barwach Atlasu Wrocław.

Już w najbliższy piątek we Wrocławiu odbędzie się finał Brązowego Kasku. Jak przygotowywać się będzie do tych zawodów jeden z głównych faworytów, jadący przed własną publicznością? - Jak już mówiłem, niedzielny mecz to był wypadek przy pracy, nie patrzę na to jakoś inaczej. Po prostu nie wyszło, może ja byłem także jeszcze delikatnie zmęczony po sobotnim finale w Gorzowie. Nie szukam jednak żadnego wytłumaczenia, po prostu tak wyszło i tyle - przyznaje Janowski.

Komentarze (0)