Aaron Hesmer urodził się w kanadyjskim Brantford, a kilkanaście lat później postanowił spróbować swoich sił na żużlu. Jak opowiada w wywiadzie - trudno było wybrać inny sport, kiedy w lewo na motocyklach bez hamulców jeździ trzech przedstawicieli twojej rodziny.
Jemu samemu udało się wybić na tle krajowym, co potwierdzają dwa tytuł mistrza kraju - w 2007 i 2010 roku. Hesmer nie ukrywa żalu, że dziś w jego ojczyźnie żużla już nie ma.
Konrad Cinkowski: Pana rodzina, to niezwykle żużlowa familia. Na żużlu w przeszłości ścigali się pana: wujek Jim, kuzyn Gary i brat Chris. Czy w takim przypadku można myśleć o wyborze innego sportu, niż żużel?
Aaron Hesmer, były żużlowiec z Kanady: Trudno jest to robić, kiedy praktycznie zakochujesz się w speedwayu.
Czy fakt, że na żużlu jeździli już inni członkowie rodziny sprawiał, że rodzice spodziewali się tego, że i pan się zdecyduje na speedway?
Najpierw był motocross. Tam szło mi nieźle, ale w pewnym momencie musiałem wybrać - żużel albo MX. Spowodowane to było faktem, że kosztowało mnie to dużo czasu, a i sprzęt sprawiał, że odczuwaliśmy to finansowo. Zdecydowałem się na jazdę w lewo, ponieważ miałem opcję pojeżdżenia na silniku Triumph 250cc, który dostarczył mi przyjaciel Guy Fafard. Po pierwszym razie uzależniłem się.
Skąd pomysł na ten motocross i czy może się pan pochwalić jakimiś sukcesami?
To był jedyny sport, gdzie mogłem jeździć już w tak młodym wieku. Od początku stałem się dosyć dobrym zawodnikiem, bo wygrywałem w tamtym okresie wiele wyścigów. Kto wie, może powinienem był to kontynuować w wolnych chwilach...
Pamięta pan swoje pierwsze zawody żużlowe w roli fana?
Byłem wtedy bardzo młody, więc nie pamiętam tego, aż tak dobrze. Ogólnie, to moja rodzina była mocno zaangażowana w promowanie i organizację zawodów, więc dosłownie - bardzo dużą część mojego dzieciństwa spędziłem na torze.
A debiut już jako zawodnika?
Pierwszy raz ogólnie na torze, to było kiedy miałem dziesięć lat i na motocyklu o pojemności 500cc. Szło mi dobrze, ale na jednym z okrążeń pociągnęła mnie koleina, upadłem i złamałem nadgarstek. Na kolejne doświadczenie związane z żużlem musiałem czekać sześć miesięcy i wygrałem w klasie 250cc. Jeśli chodzi o mój debiut zawodniczy, to... wiem, że jeździłem z zawodnikiem trzeciej ligi i na różne sposoby, jazdą tzw. "zygzakiem" próbowałem go wyprzedzić.
A był jakiś żużlowiec, który był takim pana idolem, kiedy to uczył się pan tego żużla i stawiał pierwsze poważniejsze kroki?
Czerpałem po trochu od wielu zawodników. Nie miałem nigdy takiego jednego idola. Imponował mi profesjonalizm Rickardssona, a także bardzo ofensywna i agresywna jazda Nickiego Pedersena. Billy Hamill pomógł z kolei zrewolucjonizować styl światowego speedwaya.
Jak ważne było dla pana wsparcie ojca?
Mój ojciec był czasem bardzo nachalny, bym odniósł sukces. Czasami uważano to za zbyt frustrujące, ale on po prostu starał się zachęcić mnie do bycia coraz lepszym sportowcem. W mojej karierze bardzo wiele osób pomogło mi - zarówno w tym, jak i w tym wygrywaniu. Im młodszy rozpoczniesz karierę, tym lepiej. Twoje poczucie strachu można przezwyciężyć, a potem, kiedy dochodzą obowiązki, to jest to zbyt trudne. Musisz być wychowany na żużlu.
W Kanadzie była w ogóle jakakolwiek szansa na to, aby się rozwijać, czy jedyną nadzieją były regularne wyjazdy do USA?
W połowie lat 90. oraz na początku lat dwutysięcznych to kanadyjski żużel radził sobie całkiem nieźle. To była taka trochę wylęgarnia dla każdego nowego zawodnika. Na każdej imprezie były trzy dywizje, a na zawodach mieliśmy od 40 do 60 zawodników.
Kiedy jednak zaczynasz stawać się dobrym zawodnikiem, to musisz podróżować za granicę, bo to pomagało w rozwoju, nie tylko mnie, ale wielu zawodnikom. To takie małe detale, których ciągle się uczysz i które mają duży wpływ, poza samym dobrym dopasowaniem sprzętu do warunków na torze. Kiedy rywalizujesz z lepszymi zawodnikami i dodatkowo ich pokonujesz, to myślisz sobie, że jesteś faktycznie na lepszym poziomie.
Wizualizujesz już sobie różne rzeczy, ale musisz pamiętać, aby też samego siebie przekonać, że faktycznie jesteś dobry. Czasem jesteś, ale co z tego, kiedy brakuje ci doświadczenia? Na pewnym poziomie możesz być dobry, ale brakuje na to, by było lepiej gdzieś indziej...
Ile mieliście wówczas torów w kraju, na których mogliście trenować?
Siedem, może osiem torów i wszystkie w promieniu pięciu godzin jazdy samochodem. To też nam dużo pomagało.
Pierwsze sukcesy na pana koncie zaczęły się pojawiać w 1998 roku. Przez pierwsze trzy lata były to pojedyncze miejsca na podium w różnego rodzaju turniejach, aż nadszedł 2002 rok.
W 1998 roku miałem zaledwie trzynaście lat, a już rywalizowałem z dorosłymi, więc trochę czasu mi zajęło, aby stać się silniejszym - fizycznie i psychicznie. Nigdy nie widziałem na żużlu kogoś, kto ma małe doświadczenie, a już jeździ na najwyższym poziomie. To właśnie sprawia, że sport ten jest tak trudny w rozwoju umiejętności jeździeckich. Motocykle to jedno, ale ta strefa medialna robi swoje.
Zdobycie pierwszego medalu mistrzostw kraju dodało skrzydeł?
To było spełnienie marzeń. Czułem się, jakbym zdobył medal olimpijski. To było duże wyzwanie, a sukces nie przyszedł łatwo.
W kolejnych latach udało się panu wywalczyć jeszcze sześć medali: dwa złote, dwa srebrne i dwa brązowe. Jest pan usatysfakcjonowany swoimi osiągnięciami?
Myślę, że tak. Miałem się ścigać również w lidze szwedzkiej, mieszkać z moim przyjacielem Patrickiem Ahlundem. W dniu, w którym miałem lecieć... Patrick zginął w wypadku samochodowym.
Kyle Legault ścigał się swego czasu, chociażby w lidze brytyjskiej. Panu nie udało się "wypłynąć" na europejskie tory i niewiele pomogły też te dwa złote medale mistrzostw kraju... Brakowało ofert?
Często zastanawiałem się, czy nie jechać w lidze brytyjskiej, a tym bardziej że miałem również cenny status patriotyczny dla tamtejszych rozgrywek. Moja rodzina często mnie jednak zniechęcała do tego, bo możliwości było mało.
Jak z perspektywy czasu ocenia pan swoją karierę?
Dobrze. Na pewno uważam, że mogłem odjechać kilka meczów w lidze angielskiej i się sprawdzić w niej, bo biorąc pod uwagę, że są to tory, które mi się podobają, to czuję, że mogłem osiągnąć dobre wyniki.
A zdarza się panu jeszcze pojeździć w lewo?
Odkąd przestałem się ścigać w 2012 roku, to kilka razy siedziałem na motocyklu. Za każdym razem potrzebowałem kilku okrążeń, aby odzyskać tą pewność, ale zawsze była obawa, taki lęk. Motocykle bywają jednak bardzo brutalne.
Od dziewięciu lat jest pan prezydentem Flat Track Canada. To popularny sport w waszym kraju?
Tak, bardzo popularne. Mamy najlepsze tory na świecie i całkiem utalentowanych młodych zawodników. To moja odnaleziona po latach pasja.
A co z klasycznym żużlem? Czy w Kanadzie istnieje jakikolwiek stadion, gdzie można byłoby obecnie przeprowadzić zawody żużlowe?
Z pewnością znalazłoby się coś, gdzie można nawet rozegrać światową imprezę. Rozważyłbym nawet promowanie tego. Jednak u nas żużel stracił na popularności już ponad dziesięć lat temu.
Gdy rozmawia pan z Kanadyjczykami i pojawi się wątek żużla, to jakie są ich reakcje na tego typu sport?
Ci, którzy już o tym wiedzą, to są pełni pasji. Jednak większość z nich nie zdaje sobie sprawy, czym jest żużel.
I uważa pan, że żużel to sport, który mógłby ich zaciekawić?
Speedway jest tak hardcorowy, że zahipnotyzuje każdego, kto poświęci swój czas.
A zdarza się panu spotkać rodaków, którzy orientują się w temacie żużla i faktycznie gdzieś interesują się tym sportem, chociażby turniejami Grand Prix?
Tak! Spotykałem wielu takich ludzi, którzy podążali za tym, co się dzieje na świecie, a o kanadyjskim żużlu nawet nie wiedzieli. Nasze zawody miewali jednak setki fanów, którzy bardzo lubili je oglądać.
To na koniec pytanie, czy jest jakakolwiek pana zdaniem szansa, aby za kilka lat żużel wrócił do Kanady?
To pytanie, które od czasu do czasu sobie zadaję. Zawsze czułem, że ten sport... musi umrzeć, aby znaleźć totalnych nowicjuszy, bo ściganie z Kyle Legaultem mogłoby ich zniechęcić. A teraz potrzebna jest początkująca grupa, która chciałaby to robić. Ja jestem w stanie pomóc takim pasjonatom w rozwoju, czy w zakupie sprzętu. Na pewno taki projekt jest na mojej liście wyzwań do realizacji, ale to piekielnie trudne.
Czytaj także:
Historyczna chwila na Wyspach. O mistrzostwo kraju powalczą kobiety
Za krytykę Putina mogą ponieść konsekwencje