[b]
Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Co skłoniło pana do powrotu do żużla? Trochę czasu minęło, od kiedy ostatnio prowadził pan zespół ligowy…
[/b]
Robert Sawina, nowy trener Apatora Toruń: Rzeczywiście, minęło ponad 10 lat. W tym czasie bardzo dużo zmieniło się w kwestii struktury prowadzenia klubu żużlowego. Moje wyobrażenie o pracy trenera związane było z tym, co kiedyś robiłem w Gdańsku czy Bydgoszczy. Wtedy tak naprawdę wszystko spoczywało na moich barkach. Zajmowałem się zarówno pierwszą drużyną, szkoleniem młodzieży, przygotowaniem toru. Absorbowało to bardzo dużo czasu. Takiego modelu pracy ponownie z pewnością bym nie przyjął.
Czyli przekonał pana m.in. podział ról i rozbudowane sztaby szkoleniowe, które są teraz w klubach?
Teraz wygląda to zupełnie inaczej i sztaby szkoleniowe są faktycznie bardzo rozbudowane. Mamy w swoich szeregach Krzysztofa Gałańdziuka, Tomasza Zielińskiego, a także Jana Ząbika, któremu jeśli tylko czas pozwoli, będzie doglądał toru. Jest także toromistrz, a więc mamy to wszystko poukładane. Wcześniej nawet nie miałem świadomości, że tak to teraz funkcjonuje. Rozmowy, które prowadziłem z Adamem Krużyńskim zaczęły się od tego, że - podobnie jak kilka lat temu - powiedziałem nie.
ZOBACZ WIDEO To już tradycja. Prezes przygotowuje tor przed pierwszym treningiem
A jednak zmienił pan zdanie…
Na samym końcu tej rozmowy Adam Krużyński zapytał mnie, czy widziałbym się w ogóle w klubie sportowym, a jeśli tak, to jakiej roli. Miałem się nad tym zastanowić. U mnie był to proces, choć nie tak bardzo długi, w którym dojrzewałem do tej decyzji. Wiadomo było też, że z klubu odchodzi już Tomasz Bajerski.
To była trudna decyzja dla pana?
Prowadziłem już od kilku lat ustabilizowany tryb życia. Nie bez znaczenia miało także to, co powie na to moja rodzina. Była to istotna kwestia. Mieszkamy już od 1,5 roku w Toruniu, dlatego też było łatwiej nam wszystkim. Szereg różnych spraw zadecydowało, że chcę pomóc toruńskiemu klubowi. Chęć musiała być obopólna. Doszliśmy do porozumienia i jestem w Apatorze.
Klubowi chyba też zależało na tym, by wychowanka zamienić na wychowanka?
Z pewnością był to jeden z priorytetów toruńskiego klubu. Każdy wie, że ten, który się tutaj wychował, a ja do należę do wychowanków Jana Ząbika, śp. Piotra Nagla i Ryszarda Neunerta, jest bardziej związany ze środowiskiem. Dla mnie wspomniane osoby były wzorem, jak powinno wyglądać szkolenie. Na tym chciałbym wzorować swoją pracą. Na uczciwości, szacunku i rzetelności. To cechy, które przyświecały zawsze wspomnianej trójce. Chciałbym, żebyśmy wrócili do tego poziomu szkolenia i funkcjonowania klubu. Mamy być chlubą miasta i przynosić dumę w każdym miejscu, gdzie nas się spotka.
Rozumiem, że pan odpowiadać będzie za pierwszą drużynę Apatora Toruń?
Tak. Wszystko co związane z planowaniem, organizacją i zarządzaniem związaną z pierwszą drużyną.
Zespół w trakcie meczu będzie prowadził pan wspólnie z dyrektorem sportowym, Krzysztofem Gałańdziukiem, czy pan osobiście będzie odpowiadał za decyzje?
Odpowiedzialność jest po mojej stronie, ale z pewnością będę korzystał z możliwości współpracy z osobami, które znają się na swojej robocie. Trudno, żebym nie współpracował z całym teamem. Razem będziemy działali dla dobra drużyny. Zakładam, że to będzie ścisła współpraca, a moje decyzje będę podejmował także na podstawie tego, co usłyszę od wspomnianych osób.
Nie uczestniczył pan w budowaniu drużyny, ale pewnie przyglądał się pan jako torunianin temu składowi. Przeszło panu jakiś czas temu przez myśl, że panu przyjdzie prowadzić ten zespół?
Zdecydowanie nie. Miałem nadzieję, że Tomasz Bajerski będzie kontynuował to, co rozpoczął. Ciepło się o nim wypowiadałem. Zdawałem sobie sprawę, że jako wychowankowi, dobro klubu leży mu na sercu. Informacja o jego rozstaniu z klubem była dla mnie dużym zaskoczeniem. Stało się to faktem. Teraz kolej na mniej.
Rozpoczyna pan pracę w Apatorze w trudnym momencie, kiedy po wykluczeniu Rosjan, drużyna traci jednego z liderów Emila Sajfutdinowa, którego pewnie nie da się zastąpić?
Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, że łączymy się w cierpieniu, które spada na Ukrainę. Wszystkie nasze tematy i problemy w obliczu tragedii Ukraińców, stają się mało istotne. Wiadomo, że my musimy żyć dalej i robić swoje. Zastąpienie Emila Sajfutdinowa jest bardzo trudną sytuacją dla klubu. Ciężko było przewidywać, że coś takiego może się zdarzyć. Z kompletnego zespołu, który mieliśmy, bo był to skład złożony z pięciu wyrównanych seniorów, zrobiła się wyrwa.
Jakich zmian regulaminowych spodziewa się pan w obliczu wykluczenia Rosjan?
Tylko i wyłącznie zastępstwo zawodnika za wykluczonych Rosjan. Jeśli to zostanie wprowadzone, to z pewnością nadal będziemy silną drużyną. Wydaje mi się, że kwestia gościa, w przypadku innych wypadków losowych, byłaby też rozsądnym rozwiązaniem. Czekamy zatem za decyzjami organu zarządzającymi rozgrywkami. Liczymy na to, że nie zostanie zaprzepaszczona ta cała praca, która została wykonana w Toruniu, we Wrocławiu czy Lublinie. W grę wchodziły przecież ogromne pieniądze, a takich zawodników jak Emil Sajfutdinow czy Artiom Łaguta nie sposób zastąpić. Mam nadzieję, że wprowadzone zostanie rozwiązanie regulaminowe, zabezpieczające w jakiś sposób kluby, które poniosły takie straty.
W mediach społecznościowych Apatora pojawiła się informacja, że Emil Sajfutdinow deklaruje pomoc drużynie. Rozmawiał pan z nim po tym wszystkim, co się stało?
Rozmawialiśmy już w trakcie obozu na Malcie. Na bieżąco byliśmy zatem w kontakcie. Bardzo to wszystko przeżywa. Widać w nim smutek i rozczarowanie, że nie będzie mógł uprawiać ukochanej dyscypliny sportu. To wszystko jednak nie jest tak istotne. Ważne są wszelkie instrumenty, które powstrzymają inwazję Rosjan na Ukrainę. Trzeba to zrozumieć. My jako klub w pełni zgadzamy się z decyzją, która została podjęta.
Jak bardzo zmieni się pana zdaniem układ sił w PGE Ekstralidze bez Rosjan? Przynajmniej w dwóch klubach byli to kluczowi zawodnicy, w innym jeden z kluczowych. Czy zastępstwo zawodnika sprawi, że hierarchia zostanie utrzymana?
Nie chciałbym w tej chwili dyskutować, co nas czeka i jaki będzie układ sił. Wszelkiego rodzaju spekulacje opierają się i tak na formie zawodników z poprzedniego sezonu. Ci, którzy osiągali dobre wyniki w minionym roku, wcale nie muszą jechać tak samo teraz i na odwrót. Najważniejsze, by poznać jak najszybciej zasady dotyczące rekompensaty za wykluczonych Rosjan i zacząć sobie układać w głowie cele na ten sezon.
Ten cel się zmieni? Po pozyskaniu Patryka Dudka i Emila Sajfutdinowa Apator był wymieniany w gronie faworytów do mistrzostwa, a już na pewno do medalu…
Według mnie realnym podejściem jest najpierw awans do play-offów, a później rozegramy decydujące mecze o medalach. Na razie koncentrujemy się na rundzie zasadniczej. Są cele te bliskie, ale także te na drugą część sezonu. Chcemy je realizować krok po kroku.
Czy gdyby pojawiła się instytucja gościa, jest możliwy powrót do Torunia waszego wychowanka, Adriana Miedzińskiego, obecnego zawodnika Abramczyk Polonii Bydgoszcz?
Jest to jedna z możliwości. Poza Adrianem Miedzińskim są też inni zawodnicy, którzy mogliby pełnić funkcję gościa w zespole Apatora. Poczekajmy. Zobaczymy, co będziemy mogli zrobić i jakie będą opcje. Z pewnością będą preferowani zawodnicy, którzy wkomponują się w nasz zespół jeśli chodzi o osobowość, a także pomogą nam w budowie tej drużyny jako całości. Istotnym aspektem będzie strona sportowa danego zawodnika, ale także kwestie mentalne i podzielanie wartości, które mamy w drużynie.
Będzie pan drżał podczas zawodów Grand Prix? Z Emilem Sajfutdinowem mieliście czterech uczestników cyklu. Wypadł Rosjanin, ale w jego miejsce wskoczył Jack Holder. Dla Apatora w kwestii liczebności zawodników cyklu SGP nic się nie zmienia…
Patrzę na to wszystko z perspektywy byłego zawodnika. Nie gdybam, co by było, tylko reaguję na to, co jest. Wychodzę z założenia, że jak się coś wydarzy, to będziemy reagować. Nie przeraża mnie liczba zawodników Apatora Toruń w cyklu Grand Prix. Jestem wielkim optymistą, takim jak byłem jako zawodnik. Nie przewiduję żadnych komplikacji, ani złych wydarzeń. Jeśli, nie daj Boże, coś się jednak stanie, to będziemy zastanawiać się, jak wyjść z tego obronną ręką.
Zobacz także:
Duża impreza zawita do Opola
Rosjanin nie może startować, ale dostał inną pracę w Polsce