W tym artykule dowiesz się o:
Drużyna Rafała Dobruckiego rozpędzała się niemalże z każdą kolejką tego sezonu. Choć "biegacz" z Grodu Bachusa oglądał początkowo plecy Unibaksu Toruń, w końcu, w połowie sezonu, przedarł się na pierwszą pozycję, której nie oddał już do samej mety.
Po mistrzostwo sięgnął w tym roku zespół, który okazał się najlepszy po rundzie zasadniczej ENEA Ekstraligi. Mimo iż o końcowym triumfie nie zadecydowała rywalizacja na torze, zielonogórzanie - z powodu wywieszenia białej flagi przez rywali - na wspomniany tytuł zasłużyli.
Choć wywalczone złoto jest zasługą całej drużyny, nie sposób nie zwrócić uwagi na indywidualności. To one sprawiły, że zielonogórzanie wyglądali jak jeden zgrany organizm.
Który z zawodników odpowiadał za głowę czy nogi, a który za płuca zwycięskiego Stelmet Falubazu? Odpowiedź zamieszczamy na kolejnych stronach naszego artykułu.
Jarosław Hampel - 2,514 (śr. bieg.)
Zielonogórzanie zrobili złoty interes, sprowadzając do klubu Jarosława Hampela. Można bez obaw zaryzykować stwierdzenie, że zdobycie Drużynowego Mistrzostwa Polski bez obecności "Małego" byłoby trudne, jeśli nie niemożliwe.
Hampel mógł pochwalić się w tym sezonie najlepszą średnią biegową ze wszystkich zawodników ENEA Ekstraligi. Zgodnie z oczekiwaniami Roberta Dowhana, szybko wyrósł on na lidera Stelmet Falubazu. Już w swoim pierwszym spotkaniu nowego sezonu zdobył czternaście punktów i bonus, prowadząc zielonogórzan do wysokiego zwycięstwa nad Lechma Startem Gniezno (60:30). W kolejnych spotkaniach, poza drobnymi wyjątkami, było podobnie.
Zawodnik ten może mieć do siebie żal o ostatni bieg przegranego meczu z Unibaksem Toruń. Wówczas, za dotknięcie taśmy, został wykluczony. - Troszeczkę ruszył się Darcy Ward na pierwszym polu. Byłem już tak przygotowany do startu, że po prostu wystartowałem zbyt wcześnie - wspominał w rozmowie z naszym portalem. Największą wpadką zarówno dla Hampela, jak i całego Stelmet Falubazu był natomiast mecz w Tarnowie. Pomimo startu w sześciu wyścigach, "Mały" zdobył wówczas zaledwie sześć punktów.
Udana postawa Hampela jest odpowiedzią na pytanie, dlaczego zielonogórzanie spisywali się tak dobrze w wielu meczach wyjazdowych. Gdy zespół Rafała Dobruckiego wygrywał w Częstochowie, Toruniu i Rzeszowie, były zawodnik Fogo Unii Leszno przywoził do mety co najmniej jedenaście oczek. Hampel uratował też Stelmet Falubaz w starciu ze wspomnianymi leszczynianami, zdobywając na Stadionie im. Alfreda Smoczyka aż osiemnaście punktów. Mecz, dzięki jego udanej postawie, zakończył się remisem. O tym, jak wiele zależało od niego w rundzie finałowej świadczy fakt, że w meczach z Unią Tarnów zdobył łącznie aż 29 punktów.
Zawodnik ten - trzymając się terminologii lekkoatletycznej - był płucami zespołu. Dzięki ich niebywałej wydolności, Falubaz utrzymał wysokie tempo do mety, na której rozdano medale.
Patryk Dudek - 2,111 (śr. bieg.)
21-latek kończy już wiek juniora. I bardzo dobrze - od dawna ściga się bowiem jak równy z równym z seniorami. Świadczy o tym chociażby to, że miał w tym sezonie drugą średnią biegową w całym zespole.
Dudek nie mógł wymarzyć sobie lepszej końcówki sezonu. Oprócz złota ze Stelmet Falubazem, wywalczył także tytuł Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów. O tym, jak wielki potencjał drzemie w tym zawodniku, przekonaliśmy się choćby w rundzie zasadniczej w Toruniu. Dudek zdobył na Motoarenie 14 punktów i bonus, przywożąc kluczowe zwycięstwa dla swego zespołu.
To, czy ścigał się na wyjeździe, czy też na własnym torze, nie robiło mu na ogół większej różnicy. Znakomicie spisał się w końcu nie tylko w Toruniu. 14 oczek i bonus uzbierał także w Lesznie, gdzie jego drużyna musiała zadowolić się remisem.
By dobiec do mety na pierwszej pozycji, mistrzowski biegacz potrzebował nie tylko kondycji Hampela, ale i silnych nóg Patryka Dudka. Zdarzało się oczywiście, że w trakcie sezonu go bolały. Junior Stelmet Falubazu zdobył zaledwie cztery punkty i bonus w Częstochowie. Nie najlepiej powiodło mu się także w meczu na własnym torze, gdy przyjechała Unia Leszno (6+2).
W decydującej fazie biegu, szybkie i zwinne nogi stanęły jednak na wysokości zadania. Tempo narzucone przez Dudka i Stelmet Falubaz okazało się dla rywali niemożliwe do wytrzymania.
Piotr Protasiewicz - 2,058 (śr. bieg.)
Nie ulega wątpliwości, że równie kluczową postacią jak Hampel czy Dudek, był Piotr Protasiewcz. To on jest w dalszym ciągu głową zielonogórskiego zespołu. Tegoroczny sukces nie byłby możliwy, gdyby nie obecność kapitana. Ani płuca, ani też nogi nie pracowałyby jak należy, gdyby nie wsparcie najważniejszego organu.
Tym, co zapewniał "Pepe", była przede wszystkim stabilność. Choć zdarzały mu się mecze, w których notował nie więcej niż sześć czy siedem punktów, nigdy nie schodził poniżej pewnego poziomu. W kluczowych momentach, jak za najlepszych lat, urastał natomiast do roli jednego z liderów zespołu.
Było tak chociażby na torze w Lesznie, gdzie dzięki punktom Dudka, Hampela i Protasiewicza, zielonogórzanie uratowali remis. Doświadczony kapitan zrobił co w jego mocy, by najwyższa forma przyszła na decydującą fazę sezonu. Pokazał to chociażby pierwszy mecz finałowy w Toruniu, gdzie zdobył dwanaście punktów, będąc tym samym najlepszym zawodnikiem swojego zespołu.
Andreas Jonsson - 2,041 (śr. bieg.)
Za szyję, która podtrzymywała głowę, uznać można było natomiast Andreasa Jonssona. Czołowy żużlowiec Stelmet Falubazu w poprzednim sezonie, obecnych rozgrywek nie mógł zaliczyć jednak do szczególnie udanych.
Przeszkodą, z którą "AJ" przez długi czas nie mógł sobie poradzić były kontuzje. Z tego też względu, zmagający się z bólem szyi Stelmet Falubaz stosował w paru przypadkach zastępstwo zawodnika. Brak Jonssona, który wypadł ze składu przed końcem rundy zasadniczej, nie odbił się jednak na wyniku zespołu.
O tym, że punkty Szweda mogą być nadal bezcenne, pokazały mecze o medale. Dwunastu oczek, jakie zdobył w rewanżu przeciwko Unii Tarnów, zastępstwo zawodnika z pewnością by nie zagwarantowało. Choć Szwedowi daleko do życiowej formy z 2011 roku, dzięki zdobyciu złotego medalu wszystko, co złe, odchodzi w jego przypadku w niepamięć.
Krzysztof Jabłoński - 1,318 (śr. bieg.) Jonas Davidsson - 1,136 Kamil Adamczewski - 0,698
Rafał Dobrucki niejednokrotnie podkreślał, jak ważna dla jego zespołu jest druga linia. Nic więc dziwnego, że często liczył na dobrą postawę Jonasa Davidssona, Krzysztofa Jabłońskiego, czy Kamila Adamczewskiego.
Choć zawodnicy ci przywozili niejednokrotnie bezcenne punkty, w przeciągu całego sezonu byli rzecz jasna tłem dla wymienionych wcześniej liderów. - Wygrywamy jako drużyna i jako drużyna przegrywamy - odparł jednak kapitan, Piotr Protasiewicz, zapytany przed rewanżowym finałem o słabą postawę Jonasa Davidssona.
Zarówno Adamczewski, jak i wspomniany Szwed, nie mogli zaliczyć końcówki tego sezonu do zbyt udanych. Zawiódł szczególnie Davidsson, który w obu półfinałowych spotkaniach nie zdobył ani jednego punktu. Zarówno on, jak i Krzysztof Jabłoński, udanie wspominać mogą mecz z osłabionym Lechma Startem Gniezno. Obaj zakończyli wówczas zawody z jedenastoma punktami.
Zawodników tych można uznać za ręce - służące w czasie biegu do zachowania rytmu oraz równowagi. Bez ich drobnego, choć bezcennego wsparcia, walka o końcowy sukces byłaby utrudniona.