W tym artykule dowiesz się o:
Historia rozgrywek ligowych w Polsce
zna wiele przypadków, gdy namaszczani na liderów zawodnicy najzwyczajniej w świecie zawodzili. Zamiast prowadzić swój zespół do sukcesów większą część sezonu leczyli kontuzję lub po prostu wyraźnie obniżyli loty. Również i w tym sezonie w szeregach zespołów z ENEA Ekstraligi nie brakuje tych, którzy nie do końca wywiązali się ze swojego zadania. Być może nie są to poważne odstępstwa od oczekiwań, ale zdaniem wielu w ich przypadku mogło, a nawet miało, być lepiej... Przed Państwem krótka lista takich oto żużlowców.
Chorwat już jako junior uważany był za zawodnika utalentowanego, a przynajmniej takiego, który w swojej ojczyźnie w jakimś stopniu zapoczątkuje modę na żużel. W dużym stopniu mu się to udawało, o czym świadczą sukcesy w kategorii
młodzieżowej na arenie międzynarodowej. Jeśli chodzi o rozgrywki w Polsce, to od samego początku swojej przygody w najlepszej lidze świata związany był z Unią Leszno. Ten sezon był dla niego pierwszym w szeregach innego zespołu. Jurica Pavlic postanowił związać się z PGE Marmą Rzeszów. Często w przypadku młodych zawodników zmiana otoczenia bywa trudna i tak też było tym razem. Drugi dla niego sezon w gronie seniorów okazał się jeszcze słabszy niż ten pierwszy. Tym samym żużlowiec z Goričan zamiast powoli wbijać się do czołówki, stał się ligowym średniakiem. Średnia biegowa na poziomie 1,524 to chyba jednak trochę za mało jak na jeźdźca, który do niedawna miał ambicję ścigać się w cyklu Grand Prix. W stosunku do roku poprzedniego jego skuteczność spadła o 0,2 punktu na wyścig.
Zawodnik ten należy do grona wiele obiecujących przed każdym sezonem. Sebastian Ułamek wciąż nie traci nadziei na to, że skutecznością znów nawiąże do najlepszych lat swojej kariery. Owszem, udaje mu się to, ale... w pojedynczych wyścigach. Obecnie spadkowicz, a przed rokiem beniaminek ENEA Ekstraligi chciał zbudować
ciekawy, dość solidny, lecz niedrogi skład. Popularny "Seba" miał być tym, który pomoże Lechmie Start Gniezno utrzymać się w szeregach najlepszych, a przynajmniej pozostawić po sobie dobre wrażenie. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna dla zespołu z pierwszej stolicy. Zarówno "Orły" jak i sam zawodnik nie latali zbyt wysoko. Żużlowiec zdobywający średnio półtorej punktu na wyścig z całą pewnością nie jest dobrym liderem. Dziś mówi się, iż Ułamek rozważa pozostanie w Gnieźnie. I to chyba ze strony częstochowianina byłoby najbardziej rozsądne posunięcie, gdyż w rozgrywkach I ligi z całą pewnością osiągałby bardzo dobre wyniki. Ostatnie sezony pokazują, iż Ułamka warto kontraktować jako lidera tzw. "drugiej linii", bez wygórowanych wymagań.
3. Greg Hancock
Dwukrotny Indywidualny Mistrz Świata za sprawą KSM stał się ofiarą swojej skuteczności. Ze względu na ograniczenia nie mógł pozostać w szeregach Unii Tarnów, którą w zeszłym sezonie poprowadził do złota Drużynowych Mistrzostw Polski. Na na angaż przed sezonem 2013 musiał czekać stosunkowo długo, bo aż do połowy grudnia. Wówczas okazało się, iż "Herbie" o ligowe punkty walczył będzie z
gryfem na piersi. Składywęgla.pl Polonia Bydgoszcz mając w składzie Amerykanina, wspomaganego Krzysztofem Buczkowskim czy Hansem Andersenem miała być spokojna o swój byt w ENEA Ekstralidze. Ostatecznie drużyna ta spadła z najwyższej klasy rozgrywkowej. Po części ze względu na słabe wyniki, lecz swoje znaczenie miały też błędne decyzje prezesa Jarosława Deresińskiego. Owszem, zawiódł nie tylko Hancock, ale nie może być to usprawiedliwieniem dla niego. W stosunku do poprzedniego sezonu weteran ten zdobywał średnio o jedną trzecią punktu mniej na wyścig. Jak na zawodnika tej klasy jest to duży spadek skuteczności. Być może jest to efektem upływającego czasu, gdyż Greg Hancock to już 43-latek. Historia pamięta mało przypadków, w których zawodnik w tym wieku wciąż plasował się w czołówce światowej.
Nie tylko zawodnicy, lecz również działacze mają tendencję do składania różnych obietnic. Kimś takim jest Marta Półtorak, która w ostatnich latach często przed startem rozgrywek zapowiada walkę o wyczekiwany przez kibiców w Rzeszowie
medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Tak było i tym razem. Zabójczo skuteczny przed rokiem Nicki Pedersen miał dla PGE Marmy Rzeszów być gwarantem pewnych punktów, które w konsekwencji miały Żurawiom dać możliwość walki o najwyższe cele. Jednak jak to często w sporcie żużlowym bywa, na przeszkodzie stanęła kontuzja. Duńczyk, który podczas jednej z rund cyklu Grand Prix złamał rękę, nie był dyspozycyjny dla rzeszowskiego zespołu. Problem stanowił również brak możliwości zastosowania zastępstwa zawodnika, gdyż mimo urazu startował brał on udział w wyścigu o laur Indywidualnego Mistrza Świata. Sytuacja ta bulwersowała środowisko kibiców, zarzucające Pedersenowi lekceważący stosunek do startów w ENEA Ekstralidze. Ostatecznie PGE Marma zamiast walczyć o medale przynajmniej na rok pożegnała się z rozgrywkami.
Przed dwoma laty Szwed był objawieniem rozgrywek ligowych w Polsce na ich najwyższym szczeblu. Przeprowadzka z I ligi do ENEA Ekstraligi dla Daniela Nermarka okazała się niezwykle udana. W momencie stał się on jednym z liderów Włókniarza Częstochowa, któremu w znaczącym stopniu pomagał utrzymywać się w lidze. Nic
więc dziwnego, iż swoją skutecznością wzbudzał on zainteresowanie pozostałych klubów ekstraligowych. Jednym z nich była Stal Gorzów, którą zasilił poprzedniej zimy. W obliczu osłabień zespołu, wynikających z odejścia Mateja Zagara czy Tomasza Golloba Daniel Nermark miał być jednym z liderów żółto-niebieskich. Rzeczywistość okazała się brutalna zarówno dla drużyny jak i samego żużlowca. Szwed już nie czarował swoimi zdobyczami, wyraźnie obniżając loty. Statystycznym dowodem tego jest fakt, iż jego średnia z blisko dwóch punktów spadła do zaledwie półtorej "oczka" na wyścig. W efekcie Stal nie powtórzyła sukcesu z zeszłego sezonu i nie znalazła się w fazie play-off, choć do samego końca rundy zasadniczej zachowała na to szanse.