W tym artykule dowiesz się o:
Najlepszego żużlowca globu od 1995 roku wyłania się poprzez rozegranie kilku turniejów. Innymi słowy - cykl Grand Prix. W pierwszych latach liczyły one po 6 rund. Zawody Grand Prix były istnym świętem, które odbywały się zazwyczaj raz w miesiącu. Ci, którzy chcieli liczyć się w walce o medale, nie mieli miejsca na błędy.
Z czasem organizatorzy cyklu, firma BSI, zaczęli otwierać się na nowe horyzonty. W 2002 roku po raz pierwszy w historii zdecydowano się zwiększyć liczbę turniejów (do 10) i ponadto wybrać poza Europę. Wybór padł od razu na odległą Australię. W Sydney na sztucznym torze obiektu Australia Stadium piąty i jak się później okazało przedostatni tytuł w karierze świętował Tony Rickardsson, zaś za nim w klasyfikacji generalnej uplasowała się wielka trójka Australijczyków - Jason Crump, Ryan Sullivan i Leigh Adams. Najlepszy z Polaków, Tomasz Gollob, zajął 7. pozycję.
Jak jednak nasi reprezentanci radzili sobie w pojedynczych rundach na drugim końcu świata? Podróż po nieeuropejskich turniejach zaczynamy oczywiście od wspomnianego Sydney.
To było jedno z największych wydarzeń w najnowszej historii speedwaya. Oto 26 października 2002 roku żużel na najwyższym poziomie przestał być zamknięty jedynie na Starym Kontynencie. Otwarto się na świat i zawitano na drugą półkulę. Historyczny pierwszy turniej w Australii zorganizowano w modnym wówczas Sydney. Modnym, bo przecież raptem dwa lata wcześniej miasto to było światową stolicą sportu, gdy odbywały się tam letnie igrzyska olimpijskie. Zresztą stadion, na którym odbył się 52. turniej Grand Prix był główną areną zmagań XXVII Olimpiady. Zapach olimpijskiego ognia jeszcze unosił się w powietrzu.
W tej wyjątkowej atmosferze uczestniczyli Polacy. Na trybunach niezawodni kibice Biało-Czerwonych, wielu to ci, którzy osiedlili się w Australii na stałe, natomiast na sztucznie ułożonym owalu nasz kraj reprezentowało trzech zawodników - wspomniany już wcześniej Tomasz Gollob oraz Sebastian Ułamek i Krzysztof Cegielski.
Należy przypomnieć, że w tamtym czasie obowiązywał inny system rozgrywania zawodów Grand Prix, niż obecnie. W stawce znajdowało się 24 zawodników, a nie jak teraz 16. Biegów też było więcej, bo 25. Do ósmego wyścigu rywalizowali natomiast jedynie ci najsłabsi, natomiast ścisła czołówka udział w zawodach zaczynała od 9. odsłony. Rywalizacja była podzielona na turniej eliminacyjny i turniej główny.
ZOBACZ WIDEO Andrzej Rusko: Wrócimy na najnowocześniejszy stadion żużlowy na świecie
W grupie tych, którzy musieli się przebijać od początku byli Ułamek i Cegielski. Obaj starty w Sydney zaczęli od drugich miejsc. Ostatecznie nie zabrnęli daleko, bowiem zostali sklasyfikowani w drugiej dziesiątce. Ułamek był 16., natomiast Cegielski 18. Gollob, który wówczas walczył o piąte miejsce w klasyfikacji generalnej, też nie zachwycił zajmując 10. lokatę.
Wygrał Greg Hancock, drugi był Scott Nicholls, z kolei podium uzupełnił Jason Crump. Czwarty w finale do mety dojechał Rune Holta, ale jeszcze wtedy w Grand Prix reprezentował on Norwegię. W pierwszym GP poza Europą Polacy nie poradzili więc sobie najlepiej. Jak natomiast wypadli w kolejnym?
Następne zawody rangi Indywidualnych Mistrzostw Świata za oceanem odbyły się dopiero 10 lat później. Tym razem jednak nie zdecydowano się na Australię, lecz na ojczyznę wielkiego Ivana Maugera. Nowa Zelandia, stadion Western Springs w Auckland. To tam w 2012, 2013 i 2014 roku inaugurowano Grand Prix.
145. turniej Grand Prix, a pierwszy w Nowej Zelandii, może się nam miło kojarzyć. Na drugim stopniu podium stanął bowiem Jarosław Hampel, zdobywając 18 "oczek". Przegrał jedynie, a jakże, z Gregiem Hancockiem.
Drugi z reprezentantów Polski, Tomasz Gollob, został sklasyfikowany na piątym miejscu. Czempion globu z 2010 roku zgromadził w tych zawodach 15 punktów, z czego 14 w fazie zasadniczej. Wydawało się, że Gollob odniesie zwycięstwo w tym turnieju lub przynajmniej wjedzie do finału, ponieważ bardzo dobrze czuł się na torze w Auckland, ale zatrzymał się na półfinale. W nim lepsi od niego okazali się być właśnie Jarosław Hampel oraz Nicki Pedersen.
Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. Rok później Auckland było biało-czerwone.
157. runda cyklu Grand Prix należała do Polaków. Hampel i Gollob już rok wcześniej potwierdzili, że obiekt w Auckland im sprzyja. 23 marca 2013 roku nie pozostawili rywalom złudzeń.
Po wyrównanej fazie zasadniczej zawodów, gdzie zawodników dzieliły niewielkie różnice, "Mały" i "Chudy" odjechali reszcie w półfinałach. Hampel w 21. biegu dnia za swoimi plecami zostawił Nickiego Pedersena, Darcy'ego Warda oraz Taia Woffindena. Z kolegi Gollob triumfował przed Gregiem Hancockiem, Chrisem Holderem i Andreasem Jonssonem.
W finale Biało-Czerwoni ustawili się na dwóch wewnętrznych, najkorzystniejszych polach. Obaj wystartowali dobrze, ale w czerwonym kasku Hampel miał więcej swobody i mógł uciec, gdyż na pierwszym łuku Gollob musiał poradzić sobie z zakładającym się na niego Pedersenem. Odparł też atak Duńczyka na drugim łuku i pomknął do przodu. Hampel błędów nie popełniał, wszyscy jechali tym samym torem jazdy, a złośliwość rzeczy martwych nie dała o sobie znać. W efekcie mogliśmy się cieszyć z obecności dwóch Polaków na najwyższych pozycjach.
Poza Hampelem i Gollobem w zawodach tych spośród naszych rodaków wystąpił jeszcze Krzysztof Kasprzak. Z dorobkiem 6 punktów zajął 12. miejsce, lecz w kolejnym roku za oceanem podium należało do niego.
Trzeci i jak do tej pory ostatni turniej Grand Prix Nowej Zelandii w Auckland przyniósł jedną z największych sensacji w historii tego cyklu. W zawodach zwyciężył bowiem Martin Smolinski, co nasz ekspert Marian Maślanka skomentował słynnymi już słowami "ale jaja!". Do tego wydarzenia można przyrównać jedynie chyba triumf nomen omen też Martina, bo Martina Dugarda, który startując z "dziką kartą" okazał się najlepszy w Grand Prix Wielkiej Brytanii w Coventry w 2000 roku.
W Auckland dwa lata temu powody do radości mieli jednak nie tylko Niemcy, ale również my. Trzeci, co zresztą widać na zdjęciu, był Krzysztof Kasprzak. W tym turnieju zdobył w sumie 17 punktów i, jak się później okazało, w ten sposób rozpoczął marsz po wicemistrzostwo świata, co jest na razie jego największym sukcesem w karierze.
Triumfator z 2013 roku z Auckland, Jarosław Hampel, w sezonie 2014 był siódmy. W 2015 roku przeniesiono się z Nowej Zelandii do Australii na zdecydowanie bardziej monstrualny obiekt.
Etihad Stadium w Melbourne. To tam rok temu odbyło się drugie w historii Grand Prix Australii. Również ten obiekt będzie za tydzień gościć uczestników ostatniej w tym sezonie rundy (22 października).
Już pierwsze zawody w Melbourne okazały się udane dla jednego z naszych reprezentantów. Na najniższym stopniu podium stanął bowiem Maciej Janowski. Finał obfitował w wielką dramaturgię. Na pierwszym doszło do kolizji aż trzech zawodników - Grega Hancocka, Macieja Janowskiego i Jasona Doyle'a. Najbardziej ucierpiał ten ostatni, który doznał urazu kręgów szyjnych. Karambol wyglądał przerażająco, kibice na stadionie zamarli, ale na szczęście obyło się bez tragedii.
Drugi z Polaków w tych zawodach, Krzysztof Kasprzak, był ósmy. Nie wystąpił za to Jarosław Hampel, który w czerwcu ubiegłego roku podczas półfinału Drużynowego Pucharu Świata w Gnieźnie doznał fatalnego złamania nogi. Jego rekonwalescencja trwała ponad rok.
Reasumując, w pięciu dotychczas rozegranych turniejach na drugim końcu świata, Biało-Czerwoni zajęli pięć miejsc na podium. Najlepiej obrazuje to poniższa tabela.
Rok | Miejscowość | Zawodnik | Miejsce |
---|---|---|---|
2012 | Auckland | Jarosław Hampel | 2 |
2013 | Auckland | Jarosław Hampel | 1 |
2013 | Auckland | Tomasz Gollob | 2 |
2014 | Auckland | Krzysztof Kasprzak | 3 |
2015 | Melbourne | Maciej Janowski | 3 |
Jak teraz poradzą sobie Polacy? Zwłaszcza Bartosz Zmarzlik ma o co jechać, bowiem wciąż ma on realne szanse na wicemistrzostwo świata. Z kolei Piotr Pawlicki i Maciej Janowski walczą o pozostanie w pierwszej ósemce.