W tym artykule dowiesz się o:
Żużel to sport, w którym zawodnicy narażani są na groźne kontuzje. Powrót do pełni zdrowia nierzadko zajmuje kilka, a nawet kilkanaście miesięcy. Najlepszym przykładem jest ponad roczna absencja Jarosława Hampela, który na tor wrócił dopiero w końcówce minionego sezonu.
Byli jednak w historii żużla zawodnicy, którzy długo pauzowali nie tylko z powodu kontuzji. Grzechy młodości, znużenie żużlem, poszukiwanie funduszy na życie, problemy z prawem czy zawieszenie za stosowanie niedozwolonych substancji. W poniższym zestawieniu przedstawimy historie kilku żużlowców wracających na tor po co najmniej kilkunastomiesięcznej przerwie.
Były Indywidualny Mistrz Polski na tor wrócił już w tym roku. Wystąpił w pojedynczych turniejach na Wyspach Brytyjskich. Właśnie z tym krajem Skórnicki związał swoją najbliższą przyszłość. W sezonie 2017 będzie on zawodnikiem Wolverhampton Wolves, w którym w przeszłości ścigał się przez kilka lat.
Choć Skórnicki przez dwa i pół roku praktycznie nie startował w żużlowych zawodach, to działacze Wilków byli niezwykle szczęśliwi z podpisania kontraktu z Polakiem. - Co mogę powiedzieć o Skórnickim? To jest prawdziwa legenda Monmore Green. Jesteśmy zachwyceni jego powrotem. On działa trochę jak taki szczęśliwy talizman. Za każdym razem, kiedy Skórnicki znajduje się w danej drużynie, ona zmierza po dobre wyniki - przyznał Chris Van Straaten, promotor Wolverhampton Wolves. Skórnicki przez ten okres nie tracił kontaktu z motocyklem.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik: Znowu moim celem jest zajęcie miejsca w ósemce
Skórnicki kontuzji doznał w maju 2014 roku w meczu ligi brytyjskiej. Uszkodził wówczas nogę oraz biodro. Kilka tygodni później został menedżerem Fogo Unii Leszno, z którą w pierwszym sezonie pracy zdobył srebrny medal DMP, a w kolejnym świętował mistrzostwo Polski. Miniony sezon nie był już dla niego tak udany i działacze postanowili rozstać się ze Skórnickim. On sam całkowicie nie zrezygnował z pracy w ojczyźnie. Ma być menedżerem Kolejarza Rawicz, nie jest wykluczone, że jeżdżącym.
Przerwę w trakcie sportowej kariery miał również obecny trener reprezentacji Polski. Marek Cieślak z powodu urazu pauzował półtora roku. Wychowanek Włókniarza Częstochowa kontuzji nabawił się 10 kwietnia 1983 roku w meczu przeciwko drużynie z Grudziądza. Po dwóch wygranych wyścigach Cieślak upadł w swoim trzecim starcie, a mało brakło, by kraksa ta zakończyła jego karierę.
Włókniarz rywalizował wówczas w II lidze. Częstochowski zespół dopadł kryzys i był jednym z ze słabszych zespołów w tej klasie rozgrywek. W dodatku musiał sobie radzić bez wieloletniego lidera. Cieślak na tor wrócił dopiero po 18 miesiącach. 7 października 1984 roku wystąpił w domowym starciu przeciwko... grudziądzanom. Historia zatoczyła koło, a Cieślak wywalczył 4 "oczka" i bonus w dwóch startach.
Ostatecznie Cieślak zawodniczą karierę zakończył w 1986 roku. Po kilku latach zajął się trenerką i w tym fachu osiągał wielkie sukcesy.
Australijczyk na tor wrócił po pięciu latach, wbrew logice. W jego przypadku zwyciężyła miłość do żużla. Wiltshire urazu nabawił się na początku 1992 roku. Kontuzja była bardzo poważna, brzmiała niczym wyrok: poważne urazy kręgosłupa, które praktycznie wykluczały jazdę na motocyklu kiedykolwiek w przyszłości.
Wiltshire pozostał przy żużlu. Był telewizyjnym ekspertem i menedżerem Marvyna Coxa. Przechodził rehabilitację, dzień po dniu wracał do pełnej sprawności. Zamiłowanie do speedwaya było silniejsze. Wiltshire sprzedał dom i przeprowadził się do Niemiec. Tam w 1997 roku wrócił na tor, a już dwa lata później został mistrzem Australii.
W 1992 roku nikt się tego nie spodziewał, ale Wiltshire udowodnił, że niemożliwe nie istnieje. Z reprezentacją Australii zdobył trzy Drużynowe Mistrzostwa Świata, sam awansował do cyklu Grand Prix. Karierę zakończył na początku bieżącego tysiąclecia. Kilkanaście lat po dramatycznej kontuzji.
Jego przerwa od speedwaya trwała aż 6 lat, ale nie była spowodowana kontuzją. Fierlej miał problemy z prawem i trafił za kratki. Egzamin na licencję "Ż" zdał w 1997 roku w barwach Unii Leszno i w tym klubie startował do 2001 roku. Następnie był zawodnikiem Orła Łódź i Stali Rzeszów, ale po sezonie 2004 próżno było go szukać w składach żużlowych ekip.
Do żużla wrócił dopiero po trzydziestce. - Ułożyłem pewne sprawy i wracam - mówił w wywiadach udzielanych w 2011 roku. Miał ścigać się w barwach klubu z Równego, ale ostatecznie trafił do Speedway Wandy Kraków. Następnym jego zespołem był RKM Rybnik, w latach 2013-2015 reprezentował KSM Krosno, a w tym roku był zawodnikiem Kolejarza Opole.
Fierlej jest solidnym zawodnikiem II-ligowych klubów, notuje dobre występy w najniższej klasie rozgrywkowej. Wciąż bawi się żużlem. W nadchodzącym sezonie 36-latek ponownie będzie jeździł dla KSM-u Krosno.
"Pojawiam się i znikam" - to cytat najlepiej opisujący ostatnie lata kariery Rafała Szombierskiego. Wychowanek rybnickiego klubu w 2009 roku postanowił zrezygnować z żużla i wyjechał do Niemiec, a już w rok wcześniej w barwach klubu z Równego ścigał się bardziej hobbystycznie. Przed sezonem 2010 szansę powrotu do czarnego sportu dał mu prezes Włókniarza Częstochowa, Marian Maślanka. Wielu pukało się wtedy w głowę, zwłaszcza biorąc pod uwagę krnąbrny charakter "Szuminy".
To był jednak strzał w dziesiątkę. Szombierski w końcu otrzymał licencję "Ż" i wrócił do ścigania w Ekstralidze. Nie miał większych problemów ze zdobywaniem punktów, szybko zyskał sympatię kibiców. Dodajmy, że przez długi czas był poza żużlem. W Częstochowie spędził niecałe pięć sezonów i do dziś jest ciepło wspominany przez kibiców.
Szombierski w 2014 roku ponownie trafił do Rybnika. Po wypożyczeniu z Włókniarza wystąpił w siedmiu meczach, ale w kolejnym sezonie pojechał tylko w trzech meczach w barwach ROW-u, nie mogąc znaleźć wspólnego języka z trenerem Janem Grabowskim. - Będę za nim tęsknił jak za zeszłorocznym śniegiem - wypalił po tym, jak okazało się, że w ROW-ie dojdzie do zmiany szkoleniowca. W 2016 roku pojechał w dwóch meczach i zdobył w nich dwanaście punktów. Dorobek mógł być większy, ale na przeszkodzie stanęła kontuzja.
Brytyjczyk jest jednym z żużlowców, którzy w trakcie swojej kariery zaliczyli dopingową wpadkę i zostali zdyskwalifikowani na długie miesiące. W organizmie Gary'ego Havelocka wykryto narkotyki, był wówczas jeszcze juniorem, ale zaliczano go do grona najzdolniejszych młodych Brytyjczyków.
W 1989 roku Havelock musiał więc przymusowo odpocząć od żużla. Na tor wrócił w kolejnym sezonie i udowodnił, że drzemie w nim spory potencjał. Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku należał do ścisłej światowej czołówki i był najlepszym zawodnikiem na Wyspach Brytyjskich. Swój kunszt potwierdził w 1992 roku, kiedy to na wrocławskim torze sięgnął po jedyny w karierze tytuł Indywidualnego Mistrza Świata.
Jedynym zawodnikiem, który wtedy pokonał Havelocka był Sławomir Drabik, który również został w trakcie swojej kariery zawieszony. Powodem ukarania Drabika była jednak jazda samochodem pod wpływem alkoholu i utrata prawa jazdy, przez co przez rok nie mógł ścigać się na żużlu. Na tor wrócił w świetnym stylu, zdobywając w 1996 roku w Warszawie tytuł Indywidualnego Mistrza Polski.
Nie można również zapominać o Patryku Dudku czy Darcym Wardzie, którzy nie tak dawno pauzowali. U Polaka wykryto niedozwoloną substancję, a Australijczyka zawieszono za alkoholową wpadkę. Dudek na tor wrócił w świetnym stylu, a Kangur po kilku tygodniach jazdy nabawił się poważnej kontuzji, która zakończyła jego karierę.
Długą przerwę w startach miał również Sam Ermolenko. Znakiem szczególnym Amerykanina był fakt, że utykał na jedną nogę, co było efektem wypadku motocyklowego z połowy lat siedemdziesiątych. Jednak podczas półfinału mistrzostw świata na długim torze w 1989 roku doznał urazu nogi, co na długo wykluczyło go ze ścigania. Do rywalizacji wrócił w czerwcu następnego roku.
Największym sukcesem Amerykanina jest mistrzostwo świata sprzed 23 lat. Oficjalnie swoją karierę zakończył w 2007 roku, miał wtedy 47 lat. Okazjonalnie rywalizuje jeszcze w turniejach towarzyskich na Wyspach Brytyjskich, a dodajmy, że urodził się w 1960 roku.
Wielu żużlowców w trakcie swojej kariery długo pauzowało z różnych powodów. Karol Ząbik miał wielomiesięczne przerwy w startach, na długo urazy wykluczały z jazdy Chrisa Holdera czy Rafała Dobruckiego. Powrót do ścigania jest dla zawodników dużym wyzwaniem, a dojście do dawnej formy kolejnym celem do zrealizowania. Nie wszystkim się to udaje.