W tym artykule dowiesz się o:
Pewny spadek? Niekoniecznie
Większość opinii fachowców stawia drużynę Włókniarza Częstochowa w dolnych rejonach tabeli. Ba, niektórzy nawet twierdzą, że beniaminek PGE Ekstraligi nie ma żadnych szans, by utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Leonowi Madsenowi, Matejowi Zagarowi, Andreasowi Jonssonowi i spółce nie daje się większych perspektyw na powodzenie w nadchodzącym sezonie.
Tymczasem ekstraligowa przeszłość Włókniarza pokazuje, że biało-zieloni wiedzą, jak się bronić przed spadkiem, czy sięgać po sukcesy z zawodnikami, na których w innych klubach nie chciano stawiać. W Częstochowie otrzymali kredyt zaufania i odwdzięczyli się bardzo dobrymi, zaskakującymi wynikami. Często przypomina to prezes Michał Świącik.
Oczywiście bywało też tak, że transfery Włókniarza okazywały się kompletnie nietrafione. Na przestrzeni szesnastoletniej historii Ekstraligi takich przypadków było jednak raptem kilka. Karol Malecha, Łukasz Stanisławski, Antonio Lindbaeck i Krzysztof Słaboń - oni się nie sprawdzili i nie spełnili pokładanych w nich nadziei. W większości przyjazne częstochowskie środowisko umożliwiało zawodnikom rozwijać skrzydła. My przypominamy tylko kilka takich postaci. Czy ich śladem pójdą wspomniani Madsen czy Zagar? - Widzę, że to czas, kiedy Leon chce coś osiągnąć w żużlu. Życzylibyśmy sobie jako klub pomóc mu w realizacji indywidualnego celu, jakim jest awans do Grand Prix. Włókniarz zawsze słynął z tego, że skupiał się nie tylko na celach drużyny, ale też zawodników, których posiadał w swoim składzie - mówił jeszcze przed podpisaniem kontraktu z Duńczykiem Michał Świącik.
Przegląd tych, co do których Włókniarz miał nosa zaczynamy od... aktualnego mistrza świata.
Greg Hancock - 2006 rok
Tak, tak, chodzi o aktualnego Indywidualnego Mistrza Świata, niezłomnego Grega Hancocka. Być może mało kto pamięta, ale ponad 10 lat temu po nieudanym sezonie w barwach gdańskiego Wybrzeża (2005 rok), Amerykaninowi wróżono schyłek kariery. Miał już wtedy 35 lat i spodziewano się, że wkrótce zakończy przygodę z żużlem jako czynny zawodnik.
Tymczasem na Hancocka postawił Marian Maślanka, ówczesny prezes Złomrex Włókniarza Częstochowa. Miał on za zadanie zastąpić Rune Holtę, idola częstochowskich kibiców, który jednak odszedł do Marmy Polskie Folie Rzeszów. Greg Hancock we Włókniarzu spisywał się fenomenalnie. Z miejsca stał się liderem zespołu, odżył też w zmaganiach indywidualnych. W Grand Prix sięgnął po wicemistrzostwo świata, ustępując jedynie wówczas znajdującemu się w rewelacyjnej formie i dysponującemu piekielnie szybkim sprzętem Jasonowi Crumpowi.
W pierwszym sezonie we Włókniarzu Częstochowa Greg Hancock z bonusami zdobył 228 punktów, co dało mu znakomitą średnią 2,452 - najwyższą w drużynie, z którą sięgnął po wicemistrzostwo Polski. Po odejściu z częstochowskiego klubu Ryana Sullivana, Hancock został kapitanem Włókniarza, w którym jeździł do 2009 roku włącznie. Od początku mariażu z Włókniarzem wyróżnia się w Ekstralidze i nie wypadł z top 6 w cyklu Grand Prix.
Dobry sezon we Włókniarzu doprowadził do awansu do elity rywalizującej o IMŚ następnego zawodnika w tym zestawieniu. To dopiero było zaskoczenie.
Lukas Dryml - 2007 rok
Czeski żużlowiec we Włókniarzu Częstochowa był kontraktowany z myślą o funkcji rezerwowego. W trakcie sezonu, gdy zawodził wspomniany już na początku Antonio Lindbaeck, regularnie zaczęto stawiać na Drymla a on, ku sporemu zdziwieniu, potrafił przesądzać o zwycięstwach Lwów będąc najlepszym zawodnikiem w zespole. Ekspresowo zaskarbił sobie sympatię kibiców Włókniarza, z którymi często cieszył się po udanych występach.
26-letni wtedy Czech skutecznie radził sobie nie tylko w Ekstralidze, ale również indywidualnie. W Grand Prix Challenge w duńskim Vojens był drugi, czym zapewnił sobie stałe miejsce w cyklu w roku 2008, ale jednocześnie przekreślił szanse na kontrakt we Włókniarzu. Główny sponsor klubu oczekiwał wywalczenia mistrzostwa Polski, dlatego kosztem Drymla zakontraktowano ówczesnego dominatora - Nickiego Pedersena. Obowiązujący w tamtym czasie regulamin zezwalał na dwóch uczestników cyklu GP w jednej drużynie (oprócz Pedersena, we Włókniarzu drugim był Hancock).
Odszedł Dryml, a w jego miejsce pojawił się wychowanek Polonii Piła, który dwoma dobrymi sezonami we Włókniarzu zapracował sobie na intratny kontrakt w Stali Gorzów.
Tomasz Gapiński - 2008 rok
Karierę rozpoczął w Polonii Piła, później przez cztery lata był zawodnikiem Atlasa Wrocław. W 2008 roku przeniósł się do Włókniarza Częstochowa, który budował zespół mający bić się o najwyższe cele. Gapiński miał być uzupełnieniem zespołu, tzw. silną drugą linią a tymczasem bywało, że to on nakręcał wynik Lwów.
Zwłaszcza w drugim sezonie we Włókniarzu, bo ten pierwszy, w 2008 roku, był dla niego pechowy. Gapiński w jednym z meczów szwedzkiej Elitserien nabawił się kontuzji stopy, kość nie zrastała się tak jak oczekiwano i w efekcie wystąpił w tylko 11 meczach biało-zielonych (średnia 1,857). Za to w 2009 roku Gapiński potrafił wypełnić lukę po samym Nickim Pedersenie. Dla przykładu, Włókniarz bez kontuzjowanego Duńczyka wygrał w Lesznie 48:42 a bohaterami byli Greg Hancock, Tai Woffinden i właśnie Tomasz Gapiński, zdobywca 12 punktów (2,3,1,3,3). Po meczu ówczesny prezes Unii, Józef Dworakowski nie dowierzał, że jego miejscowe gwiazdy w osobach Leigh Adamsa, Krzysztofa Kasprzaka i Jarosława Hampela byli objeżdżani przez wychowanka Polonii Piła.
Dwa dobre sezony we Włókniarzu zaowocowały ofertą od Stali Gorzów. Pilanin zdecydował się na transfer i trudno mu się dziwić, bowiem w Częstochowie zaczęły się kłopoty z zasobnością klubowego portfela. W tej sytuacji Włókniarz był zmuszony postawić na zawodników ze zdecydowanie niższej półki.
ZOBACZ WIDEO Marek Cieślak i Jarosław Hampel nie czytają wypowiedzi Roberta Dowhana. Tak jest lepiej
Jonas Davidsson - 2010 rok
Szwed przygodę z polską ligą zaczął w 2006 roku w klubie z Zielonej Góry. Później przez trzy sezony reprezentował Polonię Bydgoszcz. W roku 2010 podpisał kontrakt z Włókniarzem Częstochowa, klubem skazywanym na sromotną porażkę i spadek. Choćby dlatego, że zespół poza Rune Holtą mieli ciągnąć właśnie tacy zawodnicy jak Davidsson czy Peter Karlsson.
Tymczasem Davidssonowi spasował częstochowski tor i fakt, że we Włókniarzu w tamtym czasie nikt nie nakładał na zawodników presji. Liczono się z możliwością spadku do pierwszej ligi, choć oczywiście cały czas chciano tego uniknąć. Cel udało się zrealizować i Davidsson miał w tym swój udział. Jeździł tak dobrze, że w momencie gdy doznał kontuzji, Włókniarz stosował za niego zastępstwo zawodnika.
Najlepiej spisał się w wyjazdowym, co prawda przegranym 36:54 meczu z Falubazem Zielona Góra. 13 czerwca 2010 roku przy Wrocławskiej 69 Szweda pokonał tylko Piotr Protasiewicz. W pozostałych biegach Davidsson nie miał sobie równych i w całym spotkaniu zainkasował 17 "oczek" (2,3,3,3,3,3). Zaimponował tym włodarzom zielonogórskiego klubu, którzy złożyli mu po sezonie ofertę. Biedny Włókniarz nie mógł się mierzyć z jednym z ligowych potentatów i nie przekonał Davidssona do zostania w Częstochowie. Szwed odszedł więc do Falubazu i wkrótce potem rozmienił się na drobne. W 2010 roku Włókniarz miał jeszcze jednego zawodnika, który zaskoczył w Ekstralidze.
Rafał Szombierski - 2010 rok
Jeden z największych showmanów na żużlowym motocyklu. Gdy prowadzi, nie zwraca uwagi na to, czy ktoś za nim podąża w bliskim odstępie czy też nie. W sezonie 2010 Tomasza Gapińskiego w zespole Lwów miał zastąpić Krzysztof Słaboń, tymczasem takim zawodnikiem stał się właśnie wychowanek rybnickiego RKM-u.
Szombierski wrócił wtedy do ścigania po prawie dwuletniej przerwie. Od razu zrobił to w imponującym stylu od zdobycia dziewięciu punktów w wygranym przez Włókniarz meczu z wrocławską Spartą 47:43. Walnie przyczynił się do utrzymania częstochowskiego klubu w Ekstralidze po bardzo emocjonującym dwumeczu o 7. miejsce z bydgoską Polonią. Emocjonującym, ponieważ o tym, kto zostanie w elicie decydował ostatni wyścig rywalizacji.
Włókniarz też w niebywałych okolicznościach bronił się przed spadkiem rok później. Udało mu się zostać w Ekstralidze głównie dzięki świetnej postawie przez cały sezon dwójki, której po raz pierwszy dano szansę startów na najwyższym poziomie w naszym kraju.
Grigorij Łaguta - 2011 rok
Rosjanin od czasu do czasu pukał do wielkiego speedwaya, zaglądał tam otrzymując dziką kartę na zawody Grand Prix w Daugavpils (Łotwa), czy też podczas Drużynowego Pucharu Świata, ale nie było odważnego w Polsce, który zdecydowałby się postawić na niego jako na lidera w Ekstralidze. No i też Łagucie nie spieszyło się, by odchodzić z Lokomotivu Daugavpils.
Ten moment nastał w 2011 roku. Wówczas Rosjanin wraz ze swoim o sześć lat młodszym bratem Artiomem podpisali umowy we Włókniarzu. Ponoć prezesowi Maślance bardziej zależało na perspektywicznym, wtedy 21-letnim Artiomie niż na Grigoriju. To jednak "Grisza" tworzył fenomenalne widowiska, dostarczał mnóstwo emocji kibicom, a na ekstraligowych arenach czuł się jak ryba w wodzie. Po sezonie fani pozytywnie odpowiedzieli na apel klubu i dobrowolnie zrzucali się na nowy kontrakt dla Rosjanina, co miało przede wszystkim wymiar symboliczny.
Grigorij Łaguta stał się jednym z najlepszych zawodników polskiej Ekstraligi i jest nim do dzisiaj. Inaczej potoczyły się losy drugiego lidera Włókniarza z 2011 roku.
Daniel Nermark - 2011 rok
Tajemnicą poliszynela jest, że pojawił się w 2011 roku we Włókniarzu Częstochowa zamiast Nielsa Kristiana Iversena, który wybrał lepszą ofertę ze Stali Gorzów. Jednak po tym, co pokazywał Nermark, częstochowianie nie mieli czego żałować, bowiem Szwed obok Łaguty stał się najjaśniejszą postacią w drużynie.
Było to spore zaskoczenie, ponieważ Nermark do tej pory specjalnie się nie wyróżniał. W Ekstralidze przyszło mu zadebiutować dopiero w wieku 34 lat i wykorzystał swoją szansę w stu procentach. Szwed znalazł w Częstochowie przyjaciół i sponsorów, na których zawsze mógł liczyć. Zaskarbił sobie też sympatię kibiców Włókniarza nie tylko dobrymi wynikami, ale podejściem do fanów. Nigdy nie odmówił im wspólnego zdjęcia, autografu czy rozmowy. Mimo udanych występów nie chodził z głową w chmurach, tylko wciąż zachowywał się skromnie.
Z Włókniarzem rozstał się po dwóch udanych sezonach. Było wokół tego wydarzenia trochę zamieszania, bo klub już chwalił się, że Nermark zostaje a tymczasem on związał się z gorzowską Stalą. W jego miejsce pozyskano właśnie z Gorzowa Michaela Jepsena Jensena. Włókniarz dobrze wyszedł na całej sytuacji. Nermark nie potrafił odnaleźć się w Stali, później odszedł do pierwszoligowego GKM-u Grudziądz, ale w dalszym ciągu sobie nie radził i w trakcie sezonu 2014 zdecydował się zakończyć karierę. Raptem niecałe dwa lata po tym, jak w Częstochowie był noszony na rękach.
Peter Kildemand - 2014 rok
Duńczyk w tym zestawieniu znalazł się głównie dlatego, że to właśnie we Włókniarzu zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej. Było to jednak nieuchronne, ponieważ Kildemand rokrocznie czynił postępy i radził sobie coraz śmielej na zapleczu PGE Ekstraligi. Choć byli i tacy, którzy pukali się w czoło, gdy widzieli, kogo Włókniarz mający przed sezonem medalowe aspiracje kontraktuje.
O Kildemanda głównie zabiegał menedżer Jarosław Dymek, który mógł mieć potem satysfakcję, ponieważ angaż Duńczyka okazał się trafionym pomysłem. Już w swoim trzecim meczu w PGE Ekstralidze w karierze, Peter Kildemand zdobył komplet piętnastu punktów i to na torze rywala - w Gdańsku przeciwko tamtejszemu Wybrzeżu (Włókniarz wygrał 56:34).
Ponadto Kildemand nie zważał na finansowe kłopoty Włókniarza, który przecież po sezonie w roku 2014 stracił licencję nadzorowaną i został zesłany na roczną karencję za długi. Reprezentant Danii, obecny zawodnik Fogo Unii Leszno, nie kręcił nosem, tylko dzielnie walczył o punkty w każdym spotkaniu, na które został powołany. De facto przyczynił się do tego, że sportowo Włókniarz z ligi nie spadł, zajmując przedostatnie miejsce w tabeli.
Madsen, Zagar, Jonsson, Holta, Sebastian Ułamek a może Karol Baran? Czy któregoś z nich po tym sezonie będziemy mogli dopisać do tego zestawienia? Pierwsze odpowiedzi zaczniemy otrzymywać już wkrótce. Włókniarz rozgrywki PGE Ekstraligi 2017 zainauguruje 16 kwietnia meczem z ROW-em Rybnik.