W tym artykule dowiesz się o:
[b]
Wytrzymał presję i nie pękł[/b]
O tym, że Piotr Protasiewicz jest pod formą mówiło się w zasadzie od początku sezonu. Lider Falubazu był cieniem samego siebie. Na torze jakiś taki niemrawy, a poza nim bezradnie rozkładał ręce. Tłumaczył, że źle zaczął rozgrywki ligowe i teraz trudno mu wrócić do normalnej dyspozycji. Do tego doszła jeszcze presja, bo z każdym meczem sytuacja jego drużyny komplikowała się coraz mocniej. Eksperci byli zgodni - jeśli Protasiewicz szybko czegoś nie zrobi, to Falubaz spadnie z hukiem. Ale legenda klubu wreszcie wzięła się w garść. 11 punktów w meczu z Betard Spartą Wrocław to przełom i zapowiedź lepszego jutra.
Wstaje z kolan, a wraz z nim Falubaz
W środowisku mówiło się, że Protasiewicz swoją jazdą ciągnie Falubaz na dno. Przed sezonem wszyscy w klubie zakładali, że będzie jednym z trójki liderów. Życie jednak zweryfikowało te oczekiwania, a trener Adam Skórnicki szybko przesunął go do roli do parowego. Można powiedzieć, że w przypadku takiego nazwiska sytuacja niecodzienna. Swoją drogą, gdyby sprawdził się czarny scenariusz (do niedawna jeszcze bardzo realny) mówiący o degradacji Falubazu, to wina pewnie spadłaby na barki właśnie Protasiewicza. A szkoda by było, bo to przecież żywa legenda tego klubu.
Wróciło czucie sprzętu
- W miarę wraca to dobre czucie na motocyklu - ocenił po meczu z Betard Spartą sam zainteresowany. Do tej pory było tak, że analizując przyczyny jego słabszej formy padały dwie tezy. Pierwsza to bariera psychiczna, która miała zrodzić się w głowie zawodnika po spotkaniach z Tomaszem Gollobem. Druga to sprzęt. Z ust Protasiewicza można wywnioskować jednak, że u progu sezonu nie trafił z silnikami i po prostu nie potrafił ich dostroić. Jeśli to była jego jedyna bolączka, to w Falubazie mogą odetchnąć z ulgą. Ale prawdziwa weryfikacja nastąpi w kolejnych meczach.
Kibice też pomogli
10 czerwca Falubaz odniósł kolejną porażkę ze Stalą w Gorzowie. Protasiewicz znów zawiódł, ale po meczu nie bał się wyjść do kibiców. A ci wcale nie bluzgali na swojego zawodnika. Wręcz przeciwnie. Fani z Zielonej Góry skandowali imię żużlowca, dodając mu otuchy i wsparcia w tym trudnym dla niego okresie. To rzadki obrazek. Inna sprawa, że taka postawa kibiców z pewnością dodała Protasiewiczowi kopa do dalszej pracy nad sobą. Opłacało się być cierpliwym.
To jeszcze nie koniec?
Słuszny wiek żużlowca (43 lata) prowokował do dyskusji, czy aby nie jest to początek końca jego kariery. Mniej więcej w tym wieku z tonu zaczął spuszczać Gollob, a ze sceny odchodziły inne żużlowe legendy. Greg Hancock to oczywiście wyjątek. Jasne, że na żużlu skutecznie można jeździć nawet w wieku 48 lat, ale młodzi mocno naciskają, a starzy wyjadacze mogą nie wytrzymać tempa. W każdym razie szkoda by było, gdyby kariera Piotra zmierzałaby ku końcowi, bo to wciąż wielkie nazwisko. Poza wszystkim to szalenie ambitny zawodnik, który na torze nieraz wyczyniał cuda.