W tym artykule dowiesz się o:
Wróciła moda na żużel, wraca i Grand Prix
W kwietniu 2017 roku Betard Sparta Wrocław powróciła na Stadion Olimpijski po blisko dwuletniej tułaczce po kraju. Słynny obiekt został odnowiony i przebudowany. Udobruchano wreszcie kibiców, bowiem stare mury nie zachęcały do oglądania żużla z perspektywy trybun. Zainteresowaniem żużlem we Wrocławiu znów jest więc duże. Dla wielu największe za ich życia.
Zadowalająca frekwencja w PGE Ekstralidze i powrót międzynarodowej rywalizacji (The World Games, Speedway of Nations) sprawiły, że pytania o organizację turniejów Grand Prix stały się naturalne. Udało się. Wrocław wróci na salony i w nowym roku ponownie przyjmie u siebie żużlowy cykl, którego przecież wielka premiera miała miejsce właśnie w tym mieście ponad dwadzieścia lat temu. 3 sierpnia słynny obiekt wypełni się biało-czerwonymi sympatykami żużla. Bilety na Grand Prix Polski rozeszły się w kilkadziesiąt godzin.
Z tej okazji warto przypomnieć sobie, jak Wrocław zapisał się w historii GP i co ciekawego wydarzyło się na Stadionie Olimpijskim przed laty, gdy w sumie dziewięciokrotnie światowa elita gościła przy Paderewskiego. Na kolejnych stronach telegraficzny skrót najciekawszych turniejów. Zapraszamy do lektury.
1995. Debiut nowej formuły i od razu triumf reprezentanta Polski
Finały IMŚ, DMŚ, MŚP. Stadion Olimpijski widział wiele. Kawał historii światowego żużla. W kronikę wpisuje się także premierowy turniej nowej formuły wyłaniania najlepszego żużlowca na świecie. Ole Olsen stworzył cykl Grand Prix, który w 1995 roku z pompą zadebiutował we Wrocławiu. Komplet publiczności, transmisja telewizyjna i na koniec polski "happy end". Najlepszy tego dnia okazał się ten, na którego nasi kibice mocno liczyli. Tomasz Gollob w finale pokonał przyszłego mistrza Hansa Nielsena, Chrisa Louisa i Marka Lorama. Na stadionie euforia i duże podniecenie. Polak w pięknym stylu rozpoczął nowy rozdział w karierze. W GP ścigał się, z dużymi sukcesami, aż dziewiętnaście lat. Zdobył siedem medali.
1997. Finał amerykańsko-polski
Po dwóch latach polscy fani znów mieli powody do radości. Gollob wrócił do elity jako stały uczestnik (wypadł z tego grona w 1995), ale na takich prawach jeździł w 1997 roku jeszcze jeden polski zawodnik. To indywidualny mistrz świata juniorów z poprzedniego sezonu - Piotr Protasiewicz, doskonale znający wrocławski owal z czasów jazdy w Sparcie w latach 1995-1996. Obaj dotarli do finału zawodów, ale tam natrafili na inny duet startujący pod jedną flagą. Byli to Amerykanie Greg Hancock i Billy Hamill, którzy ówcześnie jako słynny Team Exide zdominowali światowy speedway. W decydującej gonitwie uciekli Polakom już na samym starcie. Wygrał niespełna 27-letni Hancock, który potwierdził, że jest gotowy zasiąść na tronie. Po trzech tygodniach faktycznie cieszył się ze zdobycia pierwszego tytułu w karierze.
1999. Najsłynniejszy finał w historii. Boniek padł na kolana
Po zmianie systemu przeprowadzania zawodów na tzw. nokautujący (24 uczestników) i po tym, jak w 1998 polska runda GP odbyła się w Bydgoszczy (triumf Golloba), w kolejnym roku Wrocław wrócił na mapę cyklu. I całe szczęście. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć coś wyjątkowego. W decydującym wyścigu wieczoru najlepszy polski żużlowiec mierzył się z tercetem Szwedów. Obok poobijanego Tony'ego Rickardssona (zaliczył groźną kraksę w jednym ze wcześniejszych biegów), startowali też: szybki na starcie jak błyskawica Jimmy Nilsen i niespodzianka - Stefan Danno. Nilsen prowadził od startu, lecz na początku czwartego kółka Gollob mocno zmniejszył do niego stratę. To, co wydarzyło się na ostatnich 180-200 metrach, przeszło do historii. Gollob po zjawiskowej, szalonej wręcz akcji wygrał o błysk szprychy, a po wszystkim na kolana padł przed nim Zbigniew Boniek, już wtedy jego dobry przyjaciel.
2004. Sensacyjne rozstrzygnięcia na Olimpijskim
Bjarne Pedersen jeden ze swoich największych indywidualnych sukcesów w życiu osiągnął właśnie na Stadionie Olimpijskim. Duńczyk pozostający w cieniu Nickiego (jak wiadomo, obaj nie są spokrewnieni), zresztą w tamtym sezonie broniącego mistrzowskiego tytułu, w 2004 roku zanotował znakomity występ na wrocławskim torze - zakończony zwycięstwem. W finale znalazło się dwóch Polaków. Jarosław Hampel był drugi, Protasiewicz znów czwarty. Biało-Czerwonych przedzielił Rickardsson. Dla Hampela było to drugie z rzędu podium w GP po tym, jak dwa tygodnie wcześniej otarł się o triumf na praskiej Markecie. Na Dolnym Śląsku nie były to jedyne zaskakujące wyniki. Jadący z "dziką kartą" Grzegorz Walasek dotarł do półfinału, a Gollob i przyszły mistrz Jason Crump nawet do niego nie awansowali.
2005. Kompletny Szwed rozpoczął wielki sezon
Można powiedzieć, że Wrocław często był areną zmagań, które oddzielały grubą kreską pewne wydarzenia dotyczące mistrzowskich imprez. W 1995 debiutowało tam GP, w 2001 odbyła się pierwsza edycja DMŚ pod szyldem DPŚ, a w 2005 na inaugurację sezonu zawody były przeprowadzane według systemu, który obowiązuje do dziś, tj. dwadzieścia biegów rundy zasadniczej, dwa półfinały i finał. Co więcej, przed trzynastoma laty przy Paderewskiego rywali poskromił Rickardsson, a więc człowiek, który, jak się później okazało, zaczął marsz po szósty złoty medal IMŚ w karierze, czym dogonił Ivana Maugera. Szwed od razu na "dzień dobry" zakomunikował konkurencji, że nie będzie na niego mocnych. Wygrał wszystkie gonitwy. Na podium znaleźli się jeszcze dwaj Australijczycy: Leigh Adams i Crump. Obaj zresztą zakończyli rok z medalami na szyjach, z tą różnicą, że na końcowym podium stali w odwrotnej kolejności.
2007. Początek duńskiej dominacji
Wówczas GP po raz ostatni gościło na wrocławskiej ziemi. Do głosu w zdobyciu licencji na organizację turniejów światowej elity dochodziło Leszno, które przejęło prawa na lata 2008-2012. Podupadający Stadion Olimpijski traktowano już niejako z sentymentu, zainteresowanie nie było takie jak przed laty, Tomasz Gollob od kilku lat nie potrafił wrócić na podium IMŚ i ton rywalizacji nadawali inni. Przede wszystkim Nicki Pedersen, który zaczął władać światowym żużlem (złoto w sezonach 2007-2008). Perfekcyjnie przygotowany sprzętowo Duńczyk odjechał konkurentom. Dominował, deklasował, robił, co chciał. We Wrocławiu było tego potwierdzenie, choć w drugim starcie pokonał go Matej Zagar. Było to jednak jego jedyna przegrana tego dnia i na koniec jako ostatni wpisał się na listę zwycięzców turniejów GP na Olimpijskim. 3 sierpnia 2019 roku poznamy nazwisko kolejnego szczęśliwca.