W tym artykule dowiesz się o:
Pierwszy "przybysz z Antypodów" w barwach Włókniarza. Na początku lat dziewięćdziesiątych charakteryzował się białym kombinezonem, który rzadko brudził, bo z reguły odnosił zwycięstwa. W 1991 roku wystąpił w siedmiu meczach Lwów, wygrał 26 z 33 wyścigów, co dało mu średnią 2,606. Razem z Włókniarzem awansował do I ligi (wówczas najwyższa klasa rozgrywkowa), ale w niej nie wystąpił, bo na pięć lat jego karierę przerwała poważna kontuzja kręgosłupa.
Do Włókniarza wrócił w 1998 roku i pojechał w czterech meczach. W Polsce najwięcej sezonów spędził w Polonii Bydgoszcz (4). Po raz ostatni w naszym kraju ścigał się w 2003 roku, wtedy też zakończył karierę.
Może poszczycić się najcenniejszym trofeum jakie można zespołowo wywalczyć w naszym kraju, czyli Drużynowym Mistrzostwem Polski, choć jego wkład w ten sukces w 1996 był niewielki. Wystąpił bowiem raptem w jednym meczu Włókniarza, aczkolwiek istotnym, gdyż był to rewanżowy mecz półfinału ligi. Na torze w Pile Parker dla Lwów zdobył 10 punktów i 2 bonusy w sześciu startach, Włókniarz przegrał 41:49, ale obronił zaliczkę z pierwszego starcia. W finale częstochowianie pokonali toruński Apator.
ZOBACZ WIDEO Cieślak o odejściu Miedzińskiego z Włókniarza. "Dużo do powiedzenia miał jego sponsor"
W ogóle Parker we Włókniarzu notował raczej epizody, choć zawodnikiem klubu z Częstochowy był przez trzy lata (1995 - 1997). W tym czasie wystartował w sumie w... pięciu spotkaniach.
Po nieudanym szturmie na pierwszą ligę w 1998 roku, sezon później kadra częstochowian na drugoligowym froncie była bardzo szeroka. Częstochowianie zmietli rywali w pył i wygrali rozgrywki nie zaznając żadnej porażki. Mogli przy tym przyjrzeć się zatrudnionym zawodnikom pod kątem ich ewentualnego angażu na kolejny rok w Ekstralidze.
Jednym z takich "eksperymentów" był właśnie Nigel Sadler, Australijczyk urodzony w 1978 roku. Do Włókniarza trafił więc w wieku 21 lat i można było żywić nadzieję, że zostanie w nim odkryty talent. Tak się jednak nie stało, Sadler w Polsce żużla nie zwojował, ale ma swój sukces w postaci dołożenia cegiełki do awansu częstochowian. Pojechał dla nich w sześciu meczach, w których zdobył 43 punkty i 9 bonusów (średnia bieg. 1,926). To była jego jedyna przygoda z polskim klubem w życiu.
Związał się z Włókniarzem w 2002 roku i był taką opcją awaryjną na wypadek, gdyby któryś z podstawowych obcokrajowców klubu z Częstochowy, a byli nimi wtedy Ryan Sullivan oraz Andreas Jonsson, nie mógł wziąć udziału w meczu.
Lyons plastron z lwem przywdziewał czterokrotnie. Najlepiej spisał się w Pile, gdzie zdobywając 9 punktów walnie przyczynił się do wyjazdowej wygranej. Było ono o tyle istotne, że Włókniarz walczył o awans do pierwszej czwórki i cel osiągnął. Medalu nie było, ale poczyniono pierwszy krok w stronę pasma sukcesów, które pojawiły się w kolejnych latach.
Sylwetki tego pana nie trzeba kibicom żużla przybliżać, bo Sullivan to jeden z najwybitniejszych australijskich zawodników. We Włókniarzu spędził aż sześć sezonów, które były wypełnione sukcesami po brzegi. Prowadził zespół do Drużynowego Mistrzostwa Polski (2003), wicemistrzostwa kraju (2006), dwukrotnie sięgał z nim po brązowe medale (2004, 2005), razem z Lwami zdobył też Klubowy Puchar Europy (2004).
Niemalże w pojedynkę utrzymał drużynę w 2001 roku, kiedy to był na ekstraligowych torach nie do zatrzymania. Był to jego debiutancki sezon w ekipie z Częstochowy, do której trafił z... Torunia. Teraz właśnie stamtąd do Włókniarza przychodzi Jason Doyle. W Częstochowie nie mieliby nic przeciwko, aby nawiązał on do historii swojego rodaka i zakotwiczył przy Olsztyńskiej na dłużej, sięgając przy tym po trofea.
Czytaj również: Speed Car Motor chciał Jasona Doyle'a