Żużel. Transfery. Jeden dostał swoje 500 plus, drugiemu milion przeszedł koło nosa

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Matej Zagar, Mikkel Michelsen
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Matej Zagar, Mikkel Michelsen

Okno transferowe otwiera się 1 listopada, ale kluby już od 3 miesięcy przerzucają się ofertami, bijąc się o zawodników. Rynek jest tak wąski, że zdarzają się propozycje z kosmosu, jak 900 tysięcy za podpis dla kończącego wiek juniora Maksyma Drabika.

W tym oknie transferowym nikt nie pobije, ani nawet nie wyrówna rekordów sprzed lat. Nikt nie dostanie kontraktu na poziomie 3,1 miliona złotych, jaki swego czasu miał w Stali Gorzów Tomasz Gollob. Nikt nie dostanie miliona złotych za podpis jak kiedyś w Unii Leszno Jarosław Hampel. Nikt też nie otrzyma stawki 10 tysięcy za punkt, jaką kilka lat temu miał w Stali Rzeszów Jason Crump. Ba, nikt nie podpisze umowy sponsorskiej na milion, a takie miał Gollob z Monsterem czy Eneą.

Jednak mimo wszystko jest się czym na rynku transferowym emocjonować. Jeśli prawdą jest, co mówią o Maksymie Drabiku i Stelmet Falubazie Zielona Góra, to właśnie tego zawodnika można uznać za największego przegranego. Już dał słowo Betard Sparcie Wrocław, kiedy miała przyjść propozycja z Zielonej Góry z ofertą 900 tysięcy za podpis. Informację potwierdzaliśmy w kilku źródłach, więc wydaje się pewna. Inna sprawa, że w żużlu i transferach nie ma niczego pewnego.

Czytaj także: Trudne pytania do prezesa Sparty. Chodziło o Drabika

Największym wygranym (zważywszy na tegoroczną słabą formę) jest z pewnością Krzysztof Kasprzak. Prezes Stali Marek Grzyb co prawda zaprzecza, by zawodnik miał dostać 650 tysięcy za podpis, 6500 za punkt oraz 700 tysięcy w ramach spłaty długów, ale nawet jeśli jest trochę mniej (chyba jednak niewiele mniej, bo Speed Car Motor Lublin miał oferować 600 i 6000), to Kasprzak przy jeździe na poziomie 150 punktów skasuje za rok blisko 1,6 miliona złotych.

ZOBACZ WIDEO Mistrz świata zdradził, ile wydaje na sprzęt. Suma przyprawia o zawrót głowy

Dobrze na zamianie klubu wyszedł Matej Zagar. Słoweniec wiążąc się z Motorem, dostał 550 tysięcy za podpis i 100 tysięcy od sponsora na Grand Prix. Do tego dojdzie niezła kwota za punkt (nie mniej niż 6000), więc Zagar w sezonie 2020 może dobić do 1,5 miliona złotych.

Już rok temu zawodnikom oferowano między 250 a 700 tysięcy za podpis i nic się w tym zakresie nie zmieniło. 250 to stawka dla zawodnika z potencjałem, który nie ma za sobą jakiegoś porywającego sezonu. 300 tysięcy miał dostać Antonio Lindbaeck w Falubazie. Dużo, zważywszy na fakt, że ma za sobą raczej przeciętny rok w MRGARDEN GKM-ie Grudziądz.

Czytaj także: Opcja leszczyńska w Falubazie została wycięta

Najbardziej rozrywanym zawodnikiem ostatnich tygodni był Jason Doyle. Australijczyk miał w tym roku w Get Well 1,7 miliona złotych i z tego pułapu rozpoczynał rozmowy z klubami, które się nim interesowały, a było ich kilka. Za ile trafił do forBET Włókniarz Częstochowa? To tajemnica, choć w Częstochowie przekonują, że nie dali mu 2 milionów, bo Doyle szukał nie tyle wielkiej kasy, ile klubu, gdzie jest atmosfera.

Każdy klub ma jednak swoje transferowe historie. Mniej lub bardziej prawdziwe, bo w tej grze wszyscy mają coś do ugrania, a nikt nie chce być w roli tego, który przepłaca. W pierwszej lidze chyba ucieszyli się, gdy trafił tam Apator Toruń. Teraz pozostali mają usprawiedliwienie dla wydatkowania większych pieniędzy. Mówią, że Apator podniósł stawki.

Faktem jest, że Pawła Przedpełskiego kuszono w Toruniu kwotą 300 tysięcy za podpis i 3000 za punkt, ale nie wyszło. Tak czy inaczej, w bajki o szalejącym Apatorze nie wierzymy. Po prostu zawsze ktoś musi być czarnym charakterem. Kiedyś była nim Marta Półtorak. Mówiono, że była prezes Stali Rzeszów wariuje. Prawda była taka, że płaciła tyle, co inni.

Źródło artykułu: