W tym artykule dowiesz się o:
Jeden z największych, o ile nie największy bohater tragiczny w historii gorzowskiego żużla. Multimedalista wszelakiej rangi zawodów MŚ. Już w debiucie w IMŚ wywalczył w 1968 roku brąz, choć okazji do powiększenia dorobku było więcej. Rok później dorzucił złoto DMŚ. Przez przeszło dwadzieścia lat wierny Stali. Nigdy z niej nie odszedł. Niezwykle szanowany na torach angielskich.
U kresu naznaczonej sukcesami kariery omal nie stracił życia na macierzystym torze w Gorzowie. W 1984 roku podczas test-meczu Polska - Włochy Valentin Furlanetto stracił panowanie nad motocyklem, który z całym impetem w Jancarza. Zawodnik doznał rozległych obrażeń. Miał silny wstrząs mózgu, pękniętą podstawę czaszki, krwiaka na głowie i złamaną łopatkę. - Lekarze go uratowali, ale stwierdzili, że to był cud - wspominał w 2017 roku jego kolega z toru Bogusław Nowak. Poważny uraz blisko czterdziestych urodzin mocno się na nim odbił. Nie wrócił do formy sprzed wypadku.
Po zakończeniu przygody z czarnym sportem wpadł w sidła choroby alkoholowej. Zaczął coraz częściej zaglądać do kieliszka. Zmarł 11.01.1992, śmiertelnie ugodzony nożem przez swoją drugą żonę Katarzynę. Powodem miała być rodzinna kłótnia.
Od tamtej pory z wielką pompą, z udziałem światowych i krajowych gwiazd rozgrywany jest Memoriał im. Edwarda Jancarza. Jego imię nosi stadion żużlowy oraz jedna z gorzowskich ulic.
Jeden z członków złotej Stali lat 70, absolutnego dominatora na arenie krajowej. Trzynastokrotny medalista DMP (w tym sześć złoty)! Zapisał się również historii reprezentacji Polski jako podwójny srebrny i brązowy medalista DMŚ. Podobnie jak Jancarz do końca kariery oddany Stali.
Rembas był czwartym po Tomaszu Gollobie, Mieczysławie Cichockim i Zenonie Plechu żużlowcem, którego odcisk dłoni w tablicy z brązu znalazł się na stadionie im. Edwarda Jancarza.
W ślady "Kipera" poszedł syn - Piotr, który jak ojciec zdawał licencję w gorzowskim klubie. Choć radził sobie całkiem nieźle nigdy nie nawiązał do sukcesów taty.
Czwartym muszkieterem obok Jancarza, Plecha i Rembasa tworzącym złotą ekipą Stali Gorzów lat 70 był Bogusław Nowak. Ma tylko jeden krążek DMP mniej od tego ostatniego. Bardzo owocny był sezon 1977, gdy do złota IMP dołożył srebro DMŚ.
Jeden z najwybitniejszych polskich szkoleniowców. Przez jego ręce przewinęli się m.in. Piotr Świst, Ryszard Franczyszyn, czy Krzysztof Cegielski. Na minitorze USKS Speedway Wawrów, którego jest założycielem, pod jego czujnym okiem wykuwały i kształciły się talenty Pawła Hliba, a przede wszystkim Bartosza Zmarzlika. Nowak będąc jego pierwszym trenerem miał znaczący wpływ na dalsze losy trzeciego polskiego IMŚ.
CZYTAJ TAKŻE: Nie słuchajcie Pawlickiego. Głosujcie Zmarzlika
Na jak się okazało końcowe lata kariery przeniósł się do Tarnowa. 4 maja 1988 roku biorąc udział w finale MPPK uległ wypadkowi, który miał dla niego opłakane skutki. Diagnoza brzmiała jak wyrok. Złamanie kręgosłupa. Nowak od tamtej pory porusza się na wózku inwalidzkim, ale nie przeszkadza mu to w wynajdowaniu kolejnych perełek. Jest wielkim autorytetem w dziedzinie szkolenia młodzieży, a z jego zdaniem liczy się praktycznie całe środowisko.
ZOBACZ WIDEO #MagazynBezHamulców: Gorąca linia Ostafińskiego z Kryjomem. Co ma Pawlicki do Zmarzlika
Punkty zdobywał dla dwóch klubów. Stali Gorzów i Wybrzeża Gdańsk. W tym drugim zespole zakończył karierę. Pięć razy stawał na najwyższym stopniu podium IMP. Co ciekawe cztery z pięciu tytułów zdobył na domowym obiekcie w Gorzowie. Zajmuje drugie miejsce w klasyfikacji wszech czasów tych zawodów, tuż za plecami Tomasza Golloba. Trzykrotnie wygrywał Złoty Kask. Najważniejszym jego osiągnięciami są jednak srebro i brąz IMŚ wywalczone przed własną publicznością, w chorzowskim kotle czarownic.
Po zawieszeniu kewlaru na kołku był m.in. trenerem reprezentacji Polski, z którą w 2001 roku sięgnął po srebrny medal. Oprócz tego piastował funkcję menedżera w kilku polskich klubach, w tym najbliższych mu serca z Gorzowa i Gdańska. Nieco ponad dwa lata temu został włączony do Galerii Sław Żużla. Laureat Złotego Szczakiela. Odznaczony m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2019).
Jego syn - Krystian również jest związany z żużlem. Prowadzi interesy m.in. Patryka Dudka i Kacpra Gomólskiego. Poza tym działa przy klubie z Gdańska, w którym pracuje na stanowisku dyrektora sportowego.
Lata 90 należały do Piotra Śwista. Jeden z najwybitniejszych wychowanków Stali Gorzów zaczął jednak hurtowo zapełniać półki w gablotach klubu nieco wcześniej. W kategorii młodzieżowców absolutny dominator. Trzy razy z rzędu zdobył MIMP, w wieku zaledwie dwudziestu lat sięgnął po Złoty Kask. W swoim dorobku ma zresztą "kaskowy" hat-trick ponieważ dorzucił też Srebrny i Brązowy. Do pełni szczęścia zabrakło mu krążków z najcenniejszego kruszcu w IMP i DMP.
Sześć lat po Jancarzu, w 1990 uciekł śmierci spod topora. W półfinale MŚP na obiekcie w austriackim Wiener-Neustadt najechał na motocykl upadającego kolegi z kadry - Ryszarda Dołomisiewicza. Świst nie miał szans go ominąć, z wielką siłą uderzył w drewnianą bandą, przez którą przeleciał na trybuny wprost na betonowe schody. Lekarze rozpoczęli natychmiastową reanimację, parę dni walczyli o jego życie.
Dużym echem odbiło się przejście Śwista w 2003 roku do odwiecznego rywala z Zielonej Góry. Poza tym jeździł jeszcze w lidze polskiej w barwach m.in. klubów z Łotwy i Ukrainy. Człowiek wielu talentów. Był już np. trenerem młodzieży, od kilku lat komentator telewizyjny, a od przyszłorocznych rozgrywek zacznie pierwszą pracę na własny rachunek. Został bowiem menedżerem drugoligowego Wolffe Wittstock
Może nie nawiązał do laurów starszych kolegów, ale "Bolo" jest jednym z tych byłych zawodników Stali obok których nie powinno się przechodzić obojętnie i patrzeć wyłącznie przez pryzmat medali. Paluch był wieloletnim kapitanem Stali. Nie odszedł z niej nawet, gdy w klubie się nie przelewało, było biednie i drużyną szargały problemy. Z rodzinnym zespołem poznał zarówno smak spadków jak i awansów.
Mało kto pamięta, ale Paluch próbował w połowie lat 90 swoich sił na długim torze. Awansował nawet do półfinałów MŚ. Z czynnym uprawieniem żużla pożegnał się dwuletnim epizodem w Starcie Gniezno.
W latach 2011-2015 powierzono mu funkcję trenera Stali. Obecnie nadal kręci się przy pierwszym zespole będąc prawą ręką pierwszego szkoleniowca Stanisława Chomskiego. Duże nadzieje rokuje jego 13-letni syn Oskar.
24-letnia legenda. Właściwie jest już przesądzone, że Zmarzlik doczeka się pomnika za życia. Jest dopiero na starcie kariery, a ma już w swoim dorobku całą paletę medali IMŚ. Brąz, srebro i złoto. Trzeci po Jerzym Szczakielu i Tomaszu Gollobie czempion globu z Polski. Od 2016 do 2018 roku najlepszy zawodnik PGE Ekstraligi. W minionych rozgrywkach wyprzedził go tylko Leon Madsen.
Przychodząc w 2008 roku do Stali mistrz świata z 2010 roku wróżąc mu wielką przyszłość wziął go pod swoje skrzydła. Panowie często ze sobą rozmawiają, a Zmarzlik traktuje Golloba jak swojego największego mentora.
Poza granicami kraju zdobył wszystko, co było do zdobycia. Może pochwalić się podwójną koroną MŚ. Na szczeblu juniorskim nie miał sobie równych w 2015 roku. W sumie posiada też sześć złotych krążków DPŚ i DMŚJ. W ojczyźnie został mu do zgarnięcia jeden skalp, na który poluje co najmniej od paru lat. Złoto IMP. Tempo rozwoju Zmarzlika wskazywałoby jednak na to, że brakujący tytuł padnie jego łupem raczej szybciej niż później.
W naszym szczegółowym zestawieniu brakuje wielu ważnych postaci, które zapisały się złotymi zgłoskami powstałej w końcówce lat 40 sekcji żużlowej najpierw Gwardii, a teraz Stali Gorzów. Lista nie jest niestety z gumy i liczba miejsc była ograniczona, dlatego staraliśmy się ją okroić do minimum wyróżniając, zwłaszcza autorów pięciu z dziewięciu złotych medali DMP dla gorzowskiego żużla. A te przypadły na lata 70.
W wielu klubach podani wyżej żużlowcy otwieraliby zapewne listy zasłużonych. Na swoje usprawiedliwienie dodamy, że na ich nieszczęście historia klubu z Gorzowa jest tak bogata, iż wybrać szczególnie najwybitniejszych było karkołomnym zadaniem. Byli jednak brani pod uwagę i dlatego szufladami medali zapracowali sobie na to, aby wspomnieć o nich w telegraficznym skrócie.