Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. XIV-ost.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Kolejna kontuzja stanowiła dla Kobego ogromny cios, ale zawodnicy o takim sercu do gry nie mają w zwyczaju się poddawać i walczą o swoje cele do upadłego. Bryant nie chciał rozstawać się z parkietem na szpitalnym łóżku. - Do zobaczenia w przyszłym sezonie - rzucił w momencie, w którym stało się jasne, że w kampanii 2013/14 już nie zagra. - To rozczarowujące, kiedy chcesz wyjść na parkiet i dać z siebie wszystko, ale musisz być realistą i odpuścić - dodał, po czym kontynuował ciężką pracę, która zaowocowała możliwością zaprezentowania swoich umiejętności już w pierwszej potyczce rozgrywek 2014/15. Jeziorowców prowadził wtedy Bryon Scott, a Kobe miał obok siebie zawodników, z którymi trudno było myśleć o jednej z czołowych lokat Konferencji Zachodniej. Wesley Johnson, Jordan Hill, Jordan Clarkson, Wayne Ellington, Ryan Kelly, Jeremy Lin, Tarik Black, Carlos Boozer czy Ed Davis to w końcu gracze z zupełnie innej półki niż gwiazdy partnerujące "Black Mambie" od początku jego kariery. Słabe zestawienie połączone z plagą kontuzji nie zwiastuje niczego dobrego. W połowie kampanii zasadniczej Lakersi legitymowali się bilansem 12-29, po czym ponieśli pięć kolejnych porażek. Drugą z nich, mającą miejsce 21 stycznia 2015 roku w Nowym Orleanie, Kobe zapamięta już na zawsze, gdyż to właśnie wtedy zerwał ścięgno w okolicach prawego ramienia. Przed urazem liderował Jeziorowcom ze statystykami na poziomie 22,3 punktu, 5,7 zbiórki i 5,6 asysty, co dało mu kolejną nominację do pierwszej piątki Zachodu na lutowym Mecz Gwiazd, w którym jednak nie było mu dane zagrać już po raz trzeci z rzędu. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej dało się słyszeć głosy, że Bryant zrezygnuje z ostatniego roku kontraktu w LA i po sezonie 2014/15 przejdzie na wcześniejszą emeryturę, lecz pragnął uczynić to niczym prawdziwy wojownik, więc poddał się szybko operacji i zapowiedział, że zagra w kolejnych zmaganiach. Niedługo później okazało się, że będą one jego pożegnaniem z NBA. - Droga Koszykówko - napisał na łamach "The Players Tribune". - Wiedziałem, że jedno uczucie jest prawdziwe, że się w Tobie zakochałem. Miłość była tak głęboka, że poświęciłem Ci mój umysł i ciało, ale także własną duszę. To już wszystko, co mogłem z siebie dać. Moje serce wytrzyma kołatanie, mój mózg zniesie słowa krytyki, ale moje ciało wie, że to już czas, aby się pożegnać. Jestem gotowy, aby odejść. Chcę, żebyśmy razem delektowali się wspólnymi chwilami, tymi złymi i tymi dobrymi. Daliśmy sobie wszystko, co mieliśmy. Zawsze będę Cię kochał.
Kareem Abdul-Jabbar żegnał się z NBA jako wicemistrz ligi, "Magic" Johnson tak samo, bo chyba nikt nie bierze poważnie jego epizodu w sezonie 1995/96 po tym jak przez cztery lata pozostawał poza grą. Kobe Bryant nie mógł liczyć na taki komfort, gdyż skład Jeziorowców w kampanii 2015/16 wyglądał jeszcze gorzej niż w poprzednich zmaganiach, a on sam zamierzał się oszczędzać i po prostu cieszyć się koszykówką na tyle, na ile to było możliwe. "Black Mamba" przebywał na parkiecie średnio przez zaledwie 28,2 minuty, zdobywając w tym czasie 17,6 punktu, 3,7 zbiórki oraz 2,8 asysty. Te bardzo skromne jak na niego notowania pozwoliły mu wygrać głosowanie kibiców na pierwsze piątki Meczu Gwiazd, w którym wreszcie mógł wystąpić. Lakersi zdołali triumfować niestety w zaledwie 17 z 82 spotkań, zaliczając najgorszy sezon zasadniczy w swojej historii, ale Bryant w godnym stylu żegnał się z NBA notując 23 starcia z dorobkiem 20 i więcej "oczek". Wiadomo, że zdarzały mu się lepsze i słabsze występy, lecz fani przymykali często na to oko i godnie żegnali legendarnego już zawodnika w każdej hali, w której się pojawił. - Co on ma jeszcze do udowodnienia? - pytał retorycznie Kareem Abdul-Jabbar po jednej z fatalnych kontuzji "Czarnej Mamby". - W tym momencie powinien się martwić o to czy będzie mógł chodzić i normalnie funkcjonować przez resztę swojego życia. Kobe jest bogaty i osiągnął w tym sporcie już wszystko. O co się jeszcze ma martwić? Może spokojnie odejść jako spełniony zawodnik. Ma pierścienie i doskonałe statystyki - dodał. Faktycznie, Bryant nie musiał już nikomu niczego udowadniać, lecz zamierzał rozstać się z ligą tak jak on to sobie zaplanował, a nie wybrać najprostszą drogę do wyjścia. - Chciałbym pogratulować ci wspaniałej kariery - przemówił sam Michael Jordan przed ostatnim meczem Kobego na arenie w Charlotte. - Ja zawsze byłem jak starszy brat, a ty jak młodszy. Komunikowaliśmy się przez cały czas. Wiele dałeś koszykówce, pomogłeś NBA i masz kibiców na całym świecie. Sam jestem twoim fanem. Uwielbiam podziwiać twoją grę i cieszę się, że udało ci się tyle osiągnąć. 13 kwietnia 2016 roku Kobe Bryant po raz ostatni wybiegł na parkiet w meczu ligi NBA. - Zebraliśmy się tutaj, żeby uczcić dwadzieścia lat wspaniałości. - Przez ten czas Kobe nigdy nie oszukiwał. Grał z kontuzjami oraz bólem, a zostało to udokumentowane pięcioma tytułami, które symbolizują sztandary zawieszone pod kopułą tej hali. On jest nie tylko ikoną sportu, ale również najwspanialszym zawodnikiem, jaki kiedykolwiek przywdziewał purpurowo-złote barwy - przemówił do tłumu "Magic" Johnson jeszcze przed rozpoczęciem starcia pomiędzy Los Angeles Lakers a Utah Jazz. Jeziorowcy pokonali przed własną publicznością Jazzmanów 101:96, a Bryant zakończył tamto spotkanie z dorobkiem 60 (!!!) punktów, rzucając ze skutecznością 22/50 z pola. Może i rywale momentami nieco odpuszczali w obronie, ale to i tak nie zmienia faktu, że taki występ dla każdego zawodnika w lidze byłby spełnieniem marzeń, a dokonanie czegoś podobnego w swoim ostatnim oficjalnym meczu i w wieku trzydziestu siedmiu lat, to coś po prostu niewiarygodnego. - Aż trudno uwierzyć w to, że wszystko potoczyło się w ten sposób - komentował na gorąco główny aktor widowiska. - Nadal jestem w szoku.
Dwadzieścia sezonów w lidze zawodowej. Pięć tytułów mistrzowskich, dwa złote medale olimpijskie, dwie statuetki MVP finałów, cztery Meczu Gwiazd i jedna sezonu zasadniczego. Dwie korony króla strzelców, osiemnaście nominacji do reprezentacji Zachodu na All-Star Game, jedenaście do pierwszej piątki NBA i dziewięć do zespołu najlepszych obrońców. Jeśli ktoś nadal uważa, że taki dorobek nie wystarczy, żeby być wymienianym wśród dziesięciu najznakomitszych koszykarzy w dziejach, to niech za ostateczny argument posłużą słowa Dirka Nowitzkiego: - Kobe Bryant jest Michaelem Jordanem naszego pokolenia.

Koniec.

Bibliografia: Los Angeles Times, USA Today, The Daily Beast, Orange County Register, abcnews.go.com, espn.go.com, yahoo.com, basketball-reference.com.

Poprzednie części:
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. I
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. II
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. III
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. IV
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. V
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. VI
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. VII
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. VIII
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. IX
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. X
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. XI
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. XII
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. XIII

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×