Leszek Cichy: K2 będzie się bronić zimą jeszcze przez kilka lat

- Zdobycie zimą K2 przez Polaków byłoby piękną puentą ery zimowego wspinania na najwyższe szczyty, ale moim zdaniem ta góra będzie się bronić jeszcze przez kilka lat – przewiduje w rozmowie z WP SportoweFakty wybitny polski himalaista Leszek Cichy.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Do tej pory żaden człowiek nie wszedł zimą na K2. Polscy himalaiści zdołają tego dokonać?

Leszek Cichy: Na pewno będzie to niezwykle trudne wyzwanie. K2 jest szczytem położonym znacznie bardziej na północ niż Mount Everest. Klimat jest tam dużo bardziej kontynentalny niż w przypadku innych ośmiotysięczników. To samo dotyczy trudności technicznych, które są wręcz nieporównywalne z innymi górami. Moim zdaniem K2 będzie się broniło zimą jeszcze przez kilka lat, ale może w końcu jakaś potężna międzynarodowa ekspedycja tego wejścia dokona. W 1980 roku wraz z Krzysztofem Wielickim jako pierwsi ludzie na świecie weszliśmy zimą na Mount Everest i dobrze byłoby tę misję zimowych wejść na ośmiotysięczniki zakończyć polskim akcentem. Byłaby to piękna puentą ery zimowego wspinania się na najwyższe szczyty świata.

Kierownik programu "Polskie Himalaje" Janusz Majer, a także Krzysztof Wielicki, który ma być kierownikiem zimowej wyprawy narodowej na K2 planują podzielić jej uczestników na dwie grupy. Pierwszą, która będzie rozbijać obozy w drodze na szczyt oraz drugą, która przejdzie aklimatyzację w Ameryce Południowej i przyjedzie na miejsce z myślą o ataku szczytowym.

- Taka taktyka może być uznana za mało sportową, choć rzeczywiście może się okazać skuteczna. Ja jednak nie wierzę w jakąś rewelacyjną aklimatyzację w Ameryce Południowej. Tam za krótko przebywa się na dużej wysokości. Tak naprawdę szczyt siedmiotysięczny można zdobyć już pod koniec drugiego tygodnia wyprawy. Organizm nie aklimatyzuje się w pełni. Poza tym później czeka ich podróż do Polski, parę dni pobytu i wylot w Himalaje. Dojście do bazy zajmuje kilka kolejnych dni. Może się to okazać nieskuteczne.

Adam Bielecki i Jacek Czech, którzy przygotowywali się do zimowej wyprawy na Nangę Parbat, zdecydowali się spędzić kilka dni na blisko siedmiotysięcznym szczycie Ojos del Salado. To chyba może być pomocne?

- Jest to jakiś pomysł. Ale skoro przyjęli już taką taktykę, to powinni to zrobić w innym terminie. Dłuższe okresy dobrej pogody pod Nangą Parbat częściej niż w grudniu czy w styczniu, występują w kolejnych miesiącach. Gdyby przyjechali tam pod sam koniec stycznia, to krótki pobyt w bazie, rzędu 2-3 tygodni, miałby szansę powodzenia. Ich taktyka byłaby też bardziej skuteczna, gdyby tę pierwszą część drogi poprowadzili inni. Wydaje mi się, że idealną, oblężniczą taktykę przyjął Simone Moro. Od początku założył, że na okno pogodowe będzie czekał do końca zimy. Wcześniej dobrze poznał drogę, bo inne ekipy zaporęczowały jej dolną część. I w końcu, po długim wyczekiwaniu na okno pogodowe, zaatakował szczyt. Jak się okazało - bardzo skutecznie. To była najlepsza taktyka na tę górę.

ZOBACZ WIDEO Kinga Baranowska: w Himalajach z dumą mówię, że jestem z Polski

Simone Moro mówi, że nie będzie próbował zdobyć K2 zimą, bo uważa, że to Polacy powinni zakończyć zimową eksplorację w Himalajach. To z jego strony gest uprzejmości czy raczej świadomość, że ryzyko powodzenia i tak jest niezwykle niskie?

- Skuteczność zimowych wypraw nie przekracza dziesięciu procent. Ryzyko niepowodzenia jest wielkie, a K2 niesie ze sobą ryzyko dodatkowych perturbacji na wyprawie. Poza tym trudno o sponsorów. Ci lubią sukces, a nie lubią porażek.

W tym wypadku muszą założyć, że porażka jest bardzo prawdopodobna i potraktować to jako inwestycję w coś, co ma wymiar historyczny.

- Tak, ale i tak nie jest to pierwsza zimowa wyprawa na K2. Próbowano tam wchodzić z różnych stron. Polacy po raz ostatni starali się tego dokonać na przełomie 2002 i 2003 roku.

Trzech uczestników tej wyprawy Piotr Morawski, Marcin Kaczkan i Denis Urubko dotarło wtedy na wysokość 7630 metrów, ustanawiając zimowy rekord wysokości na K2.

- Tak, ale niezależnie od tego, czy jest to 7600 czy 8200 metrów, szczyt pozostaje niezdobyty.

Wspomniał pan, że pana zdaniem K2 będzie się bronić jeszcze przez kilka lat. Byłby pan bardzo zaskoczony, gdyby udało się go zdobyć już podczas najbliższej wyprawy?

- Oczywiście. Nie można powiedzieć, przy której próbie się to uda, ale na pewno w końcu ludzie tam wejdą. Zależy to od kilku czynników.

Jakich?

- Od przygotowania, od tego, czy wcześniej, jesienią, będzie tam jakaś inna silna wyprawa, która dojdzie wysoko, a przede wszystkim od warunków pogodowych.

Krzysztof Wielicki będzie kierownikiem tej wyprawy. A pan chciałby się mocniej zaangażować albo pomóc przy organizacji tej wyprawy?

- Wkrótce spotykamy się w Podlesiach i będziemy rozmawiać na ten temat.

W momencie, kiedy K2 zostanie zdobyte zimą, eksploracja ośmiotysięczników dobiegnie końca. Co dalej z himalaizmem?

- Himalaizm w pewnym sensie się skończy. Czternaście ośmiotysięczników będzie już zdobytych zarówno zimą, jak i latem. Już dziś na Mount Everest prowadzi chyba osiemnaście dróg, choć trzeba przyznać, że tylko dwie z nich są powtarzane regularnie. Himalaizm jako sport dla poszczególnych wspinaczy nie skończy się jednak nigdy, bo nikt nigdy nie wejdzie na wszystkie ośmiotysięczniki. Oficjalnie jest ich czternaście, ale tak naprawdę wszystkich szczytów ośmiotysięcznych jest około dwudziestu pięciu, bo niektóre boczne wierzchołki są tak samo rozdzielne jak wierzchołki główne. Za przykład może tu posłużyć Broad Peak Middle. Poza tym w Himalajach jest ponad trzysta szczytów ośmiotysięcznych. Indywidualnemu himalaiście nie starczy życia, żeby być na nich wszystkich. Pamiętajmy też, że każdy szczyt to inna góra, inna historia i inni towarzysze wspinaczki. Tak więc alpinizm jako okres zdobywania najwyższych szczytów dojdzie do końca, ale jako dyscyplina sportowa dla poszczególnych ludzi nie skończy się nigdy.

Rozmawiał Michał Bugno

Autor na Twitterze:
Komentarze (0)