To mógł być powód, dla którego Mackiewicz wrócił na Nanga Parbat

- Mnie się wydaje, że chodziło o Simone Moro, którego nie cierpiał - taki powód podjęcia przez Tomasza Mackiewicza siódmej próby zdobycia Nanga Parbat podała Helena Pyz, misjonarka i lekarka rehabilitacji trędowatych Jeevodaya w Indiach.

Szymon Łożyński
Szymon Łożyński
Tomasz Mackiewicz Materiały prasowe / Twitter / Na zdjęciu: Tomasz Mackiewicz
To właśnie tam w 2000 roku trafił Tomasz Mackiewicz, który przez 6 miesięcy pełnił funkcję wolontariusza. Do Indii przyjechał po czteroletnim pobycie w mazurskim Monarze, gdzie leczył się z uzależnienia od narkotyków.

Podczas współpracy Helena Pyz zdążyła dobrze poznać polskiego himalaistę. Misjonarka utrzymywała z nim kontakt już po zakończeniu jego pracy w Indiach. Dlatego jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, co kierowało Polakiem, że po nieudanej w 2016 roku próbie zdobycia Nanga Parbat kilkanaście miesięcy później wrócił na bardzo trudną i niebezpieczną górę.

- Mnie się wydaje, że chodziło o tego Simone Moro, którego nie cierpiał. Panowie się kiedyś przyjaźnili, potem się rozstali. Na Tomka chyba zadziałało to, że on zdobył ten szczyt. I to w krótkim czasie po tym, jak jemu się to nie udało. Sądzę, że Tomek chciał pokazać, że on jeszcze dojdzie tam. Mało tego - moim zdaniem - Tomek zachowywał się wtedy nieszlachetnie. On mówił, że niemożliwym jest, by w tak krótkim czasie i przy panujących wtedy warunkach Moro wszedł na szczyt. Tomek minął się z Włochem, który po jego rezygnacji piął się w górę - przyznała Helena Pyz.

Simone Moro jest alpinistą, który w 2016 roku zdobył zimą, po raz pierwszy w historii, Nanga Parbat (razem z Hiszpanem Alexi Txikonem i Pakistańczykiem Muhammadem Ali). Łącznie Włoch osiągnął osiem z czternastu najwyższych szczytów świata, w tym czterokrotnie Mount Everest. W 2016 roku Nanga Parbat próbował bezskutecznie zdobyć także Tomasz Mackiewicz. Później Polak, na podstawie zdjęć, nie do końca zgadzał się, że Moro rzeczywiście stanął na szczycie.

Dwa lata później Mackiewicz, wraz z Elisabeth Revol, dopiął jednak swego i zdobył zimą Nanga Parbat. Niestety zapłacił za to wielką cenę. Przy próbie zejścia Polak utknął na wysokości około 7200 metrów. Ratownicy, ze względu na fatalne warunki pogodowe, nie byli w stanie dotrzeć do niego. Obecnie uznawany jest za zaginionego.

W sieci pojawia się wiele negatywnych opinii pod adresem siódmej wyprawy Mackiewicza. Wiele osób twierdzi - delikatnie mówiąc - że uciekł w góry od problemów życiowych, z którymi zmagał się na co dzień.

- Nie oceniam tego - mówi Helena Pyz i dodaje: - Nie mam takiej potrzeby. Nie mogę znieść hejtu, który się pojawił. Zginął człowiek albo jeszcze ciągle się morduje z głodu i zimna, o czym tu dyskutować? Ludzie żyją tak, jak chcą. I trzeba zostawić ich w spokoju. Nie wolno nam go oceniać, żył tak jak chciał. A te kobiety jeśli go kochały i się na to zgadzały, to co mnie do tego?

Wolontariuszka pogodziła się już także z myślą, że nie ma już realnych szans na uratowanie polskiego himalaisty. - To jest trudne. Ale jak sobie myślę, że do końca życia matka Wandy Rutkiewicz na nią czekała, to sądzę, że trzeba po prostu przyjąć tę informację. Nadziei już nie mam, choć zdarzają się przecież cuda.

Wirtualna Polska: Nie dajemy zgody na hejt wobec Tomasza Mackiewicza.

ZOBACZ WIDEO: Michał Bugno: Akcja Bieleckiego i Urubki była spektakularna, brawurowa i heroiczna. Przejdzie do historii światowego himalaizmu

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×