Takie rozwiązanie, w rozmowie z dziennikarzem "Super Expressu", zasugerował ojciec polskiego alpinisty Witold Mackiewicz. - Może dla mediów szanse, że Tomek żyje, są jak 1 do 99. Dla mnie to 99 do 1. To oczywiste, że mój syn żyje. Wiem, że trwają rozmowy ze stroną amerykańską, która dysponuje dronami bojowymi. To wielkie maszyny, które mogą wzbić się na taką wysokość. Są potężne, więc nie zdmuchnie ich wiatr. Zanim dotrze tam ekipa, mogą podać Tomkowi leki, sprawdzić jego stan za pomocą kamery. Ambasador Polski w Pakistanie powiedział mi, że Amerykanie są już na miejscu i czekają tylko na konkrety. Są gotowi pomóc choćby zaraz.
Skontaktowaliśmy się z Januszem Majerem, by zweryfikować słowa ojca Mackiewicza. Szef programu Polski Himalaizm Zimowy wykluczył jednak zastosowanie takiego rozwiązania. - To niemożliwe - uciął dalsze spekulacje na ten temat.
Na razie nie ma również szans, by członkowie zimowej wyprawy na K2 wrócili pod Nanga Parbat i rozpoczęli poszukiwanie Tomasza Mackiewicza. Takie działanie wykluczają fatalne warunki atmosferyczne, które obecnie panują w tym rejonie (m. in. silny wiatr i niski pułap chmur).
Najprawdopodobniej Polak utknął w szczelinie przy zejściu ze szczytu Nanga Parbat na wysokości około 7200 metrów. Towarzysząca mu w wyprawie Elisabeth Revol była w stanie zejść do około 6000 metrów, gdzie znaleźli ją ratownicy Adam Bielecki i Denis Urubko. Po bezpiecznym sprowadzeniu Francuzki do obozu zespół ratunkowy nie mógł wrócić do góry po Mackiewicza ze względu na bardzo złe warunki pogodowe.
ZOBACZ WIDEO Krewna Tomasza Mackiewicza: Może być tak, że będziemy musieli pochować pustą trumnę