Polscy himalaiści cały czas walczą, aby zapisać się w historii jako pierwsi ludzie, którzy zimą zdobyli szczyt K2. Wtorek zaczął się obiecująco, bo Denis Urubko i Marcin Kaczkan wyruszyli założyć trzeci obóz. Popołudniu warunki jednak znacznie się pogorszyły, co skutkowało tym, że wspomniana dwójka musiała wrócić do bazy. Jedynie Maciej Bedrejczuk zdecydował się nocować w pierwszym obozie.
W środę rano pogoda była już lepsza i wspinaczka jest kontynuowana. Bedrejczuk wyruszył do drugiego obozu. Z kolei Janusz Gołąb i Adam Bielecki wyruszyli z bazy. Celem jest dołączenie do Bedrejczuka, a następnie próba założenia trzeciego obozu.
- Pogoda znośna, w bc wiatr do 30 km, w ścianie walka. Maciek rusza z c1 do c2. Z bc wyszedł zespół Janusz Gołąb i Adam Bielecki, których celem jest osiągnięcie c2, by móc jutro poręczować w zespole 3. aż do c3 - czytamy na Facebooku Polskiego Himalaizmu Zimowego 2016-2020 im. Artura Hajzera.
Polacy na zdobycie K2 mają czas do 20 marca, bo wtedy kończy się zima. Nasi rodacy wspinają się drogą Basków, która daje największe szanse na powodzenie akcji. Karty rozdaje natura, bo na szczyt uda się wspiąć tylko przy korzystnych warunkach atmosferycznych.
W sieci pojawił się także najnowszy dziennik z wyprawy na K2, którego autorem jest Rafał Fronia. Co jest najważniejsze podczas zdobywania ośmiotysięczników? Co jest najgorszym momentem podczas wypraw i jak himalaiści uratowali się przed lawiną? Przeczytacie o tym w poniższych fragmentach, a cały dziennik znajduje się TUTAJ.
- Nie wystarczy przybyć i zobaczyć, aby zwyciężyć. Trzeba się trochę pomęczyć, a zmęczeni i tak liczyć będziemy na łut szczęścia, na uśmiech losu, na ciszę wiatru. Jak sprawić, by jet stream zapomniał o tej i tak już zapomnianej przez ludzi i bogów dolinie? Naszym orężem staje się cierpliwość. Lecz wrogiem płynący nieubłaganie czas. Tu wszystko się plącze, staje niejasne, do głosu dochodzą obawy i lęki, które musimy pokonać.Trwa walka o kolejne metry Góry. W bazie wiatr przygina namioty do ziemi i gna z dołu tumany śniegu. Czekamy...
- Najgorszy moment, w całym życiu, we wszystkich wyprawach: gdy garść szronu leci na twarz. Chusta zasłania usta, nos... no ale oczy, czasem czapka odsłoni ucho, a tu łup, szufelka szronu z lodem i śnieżnym puchem. A za chwilę to się topi i spływa na szyję, a jak zamek od śpiwora się zsunie... to zamarza i mamy szalik z lodu.
- Rzuciłem się w prawo, tam gdzie lód przechodzi w skały, jeden, drugi raz oplatam karabinek liną, kładę się, kulę, raki zabijam w lód a kask z twarzą wtulam w skalne załomy. Zamykam oczy. Sekunda, dwie... łup. Uderza we mnie pociąg. Jakbym wszedł pod wodospad, lecąca biała masa bębni, dudni, szarpie, czuję jak napierany śniegiem plecak zaczyna ciążyć, lina wrzyna się w dłoń, a kolejne kule śniegu łomocą w kask, głuchnę od huku. Wydaje mi się, że krzyczę, ostrzegam Piotra, ale nawet ja siebie nie słyszę, co dopiero On.
ZOBACZ WIDEO Witold Mazur wraca po poważnym upadku. "Było spore ryzyko, miałem uszkodzony kręgosłup"