W lipcu zrobiło się bardzo głośno o Waldemarze Kowalewskim. Wszystko z uwagi na to, że doświadczony himalaista ze Szczecina został uwięziony na Broad Peaku między drugim a trzecim obozem na wysokości ok. 6600-6800 m n.p.m.
Tam Kowalewski złamał nogę, natomiast fatalne warunki pogodowe utrudniały akcję ratunkową. Ostatecznie jednak nepalscy ratownicy dotarli do niego ponad 3 godziny szybciej niż się spodziewano. Tymczasem w rozmowie z WP SportoweFakty podkreślił, że "zderzenia z lawiną nie miał prawa przeżyć" (więcej TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: Założył się z gwiazdą NBA. Gorzko tego pożałował
Obecnie himalaista przebywa w Nepalu, gdzie sporo się dzieje. W poniedziałek rozpoczęły się tam protesty po tym, jak rząd zablokował media społecznościowe.
- Młodzi się zdenerwowali i nie potrzebowali wiele czasu, by obalić rząd. Trwają polowania na ministrów, bo nie chcą wypuścić ich z kraju. Trudno powiedzieć, czy to będą samosądy, czy po prostu trafią do cel - ujawnił w "Przeglądzie Sportowym Onet" Kowalewski, który traktuje nepalską Pokharę jak swój dom.
Najprawdopodobniej doszło do tego, że w jego mieście nie przetrwał żaden z komisariatów. Podpalone zostały również budynki rządowe, ale także hotele, których właścicielami byli bogaci rządzący.
Himalaista podkreślił jednak, że w żadnym momencie nie czuł się zagrożony. Zdradził, iż obawiał się sytuacji, w której ciężarówka z uzbrojonymi żołnierzami zatrzymała się obok protestujących, ale były to młode osoby, które podały sobie wzajemnie dłonie.