- W Nepalu jest zupełnie inaczej, tam są lepsze helikoptery, lepsi piloci - powiedział nam Ludovic Giambiasi, partner wspinaczkowy Elisabeth Revol, który nadzorował akcję ratunkową pod Nanga Parbat.
Te słowa brzmią jednoznacznie: gdyby do tej dramatycznej sytuacji doszło pod szczytem jednej z gór leżącej na terenie Nepalu, można było o wiele bardziej realnie myśleć o uratowaniu Tomasza Mackiewicza. Oczywiście gwarancji nie ma, natomiast podejście Nepalczyków w takich sytuacjach jest zupełnie inne niż Pakistańczyków.
O zachowaniu Pakistańczyków Revol rozmawiała z Darią Górką z programu "Czarno na białym". - Rząd pakistański powiedział, że helikoptery mogą przylecieć i to było kłamstwo. Zabójcze kłamstwo - przyznała.
Revol i Giambiasi zostali - wedle ich słów - zapewnieni przez Pakistańczyków, że są do dyspozycji nowe helikoptery, które mogą wznieść się na wysokość ponad 7000 m n.p.m. Nie jest tajemnicą, że takie maszyny mają w Nepalu. Pakistan ich nie posiada. Francuzi uwierzyli, że w ostatnich miesiącach coś się zmieniło. Postanowiliśmy się skontaktować z Giambiasim, aby wyjaśnić tę kwestię do końca. - Tak, dostaliśmy takie zapewnienie - potwierdził.
- Kto przekazał taką informację, konkretnie: osoba i funkcja - dopytywaliśmy.
- Niestety, nie mogę przekazać takiej informacji - Giambiasi szybko uciął temat.
Szkoda. To by wiele wyjaśniło w tej sprawie. Dotknęliśmy również drugiej bardzo dziwnej sytuacji. Revol przyznała, że wiele wiadomości wysyłanych poprzez telefon satelitarny Garmin inReach do niej nie dotarło. Choćby ta, że Denis Urubko i Adam Bielecki wyruszyli po nią. Jak to możliwe? - To niestety bardzo zawodne urządzenie - wyjaśnił Giambiasi. - Każdy wspinacz wie, że wiadomości przychodzą ze sporym opóźnieniem albo w ogóle. Obserwujemy to przy każdej wyprawie.
Wracając jeszcze do Pakistańczyków, zapytaliśmy Giambiasiego, czy gdyby do dramatu doszło w Nepalu, to akcja ratownicza byłaby przeprowadzona o wiele bardziej profesjonalnie. - W Nepalu jest zupełnie inaczej, tam takie rzeczy są uporządkowane - stwierdził Giambiasi. - Mają po prostu inną "kulturę" ratowniczą. Na dodatek mają lepsze helikoptery i lepszych pilotów. Zasady i przepisy są również mniej restrykcyjne.
Trudno oczywiście wysnuć wniosek, czy gdyby do tragedii doszło w Nepalu, Mackiewicz by żył. Tego nikt nie wie, bo zawsze akcja ratownicza zależy od tysiąca czynników. Często niezależnych od ratowników. Ale... - Osobiście uważam, że Nepalczycy są bardziej nastawieni na ludzi i na taką ogólnie pojętą solidarność - zakończył Giambiasi.
Przypomnijmy, że Revol i Mackiewicz zdobyli szczyt Nanga Parbat. Jednak tuż po tym sukcesie okazało się, że polski himalaista jest w dramatycznym stanie zdrowotnym. I nie jest w stanie sam zejść. Revol pozostawiła (na prośbę ludzi organizujących akcję ratowniczą) Mackiewicza na poziomie ponad 7000 m n.p.m., a potem sama zaczęła schodzić. Została uratowana przez Bieleckiego, Urubko, Jarosława Botora oraz Piotra Tomalę. Polscy himalaiści najpierw sprowadzili ją z wysokości nieco ponad 6000 m n.p.m. w bezpieczne miejsce, a potem błyskawicznie przetransportowali do szpitala w Islamabadzie.
ZOBACZ WIDEO Elisabeth Revol: Mam w sobie dużo gniewu. Mogliśmy uratować Tomka