Rafał Fronia opowiedział o zejściu lawiny na K2. "Jakby sunęło na ciebie kilka Pałaców Kultury"

Facebook / Rafał Fronia / Na zdjęciu: Rafał Fronia
Facebook / Rafał Fronia / Na zdjęciu: Rafał Fronia

- My tam nie pojechaliśmy ginąć, tylko pojechaliśmy się wspinać. To jest anomalia - normalnie zimą w Karakorum nie ma lawin - stwierdził na antenie "Radia Wrocław" Rafał Fronia, który ze względu na uraz musiał przerwać udział w wyprawie na K2.

W tym artykule dowiesz się o:

9 lutego, na wysokości ok. 5800 m.n.p.m spadający kamień uderzył Rafała Fronię w przedramię, doprowadzając do pęknięcia kości. 47-latek i partnerujący mu Piotr Tomala mieli szczęście w nieszczęściu, bo po wypadku zawrócili w stronę obozu, a kamień, który uderzył himalaistę, był zapowiedzią lawiny, przed którą Polakom udało się schronić.

Jak zdradził Fronia, Tomala ze łzami w oczach stwierdził, że wypadek, któremu uległ, "uratował im życie", dodając, że kilkaset metrów wyżej "nie mieliby szans na przeżycie". Co ciekawe, była to druga lawina, która zeszła na Fronię i Tomalę podczas wyprawy na K2. Zdaniem himalaisty to anomalia, bo zimą lawiny na Karakorum nie występują.

- Wszyscy byliśmy zaskoczeni tym, co się działo w ścianie, czyli latającymi kamieniami i lawinami. Pech chciał, że to ja oberwałem najmocniej i że te dwie lawiny, które przejechały w tym roku po K2, akurat przejechały po mnie i po moim partnerze. To jest anomalia - normalnie zimą w Karakorum nie ma lawin - stwierdził 47-latek podczas wizyty u Przemysława Gałeckiego w "Rozmowach Dnia".

Jak Fronia wspomina zetknięcie z pierwszą lawiną? - Oberwał się kawałek lodu wielkości kilku Pałaców Kultury. Nawet nie wiem, ile to jest ton - to jest niewyobrażalne. Oberwał się kawałek góry wielkości połowy Śnieżki i leci w dół. Tego w ogóle nie słychać, jest cisza, nagle robi się trochę ciemniej i widać, że coś na człowieka pędzi. Nie mogę tego z niczym porównać - to tak jakby człowiek stanął na torach i widział zbliżający się pociąg. (...) Gdyby tam były kamienie, to by nas pozabijały. Na szczęście ich nie było. Piotrek miał w kasku dziury jak po gradobiciu.

Fronia wrócił do kraju w czwartek, ale nie ukrywa, że zostawił partnerów z ciężkim sercem. Wierzy jednak, że jego kompani są w stanie przejść do historii i jako pierwsi zdobyć K2 zimą.

- Nie boję się o nich. My tam nie pojechaliśmy ginąć, zbierać dupę, tylko pojechaliśmy się wspinać. Nikt nie myśli o tym, że stanie się coś strasznego. Jeśli ludzie będą zaaklimatyzowani i będzie okno pogodowe, szansa jest stuprocentowa. To jest dobry zespół dobrych ludzi, którzy potrafią się wspinać i oni na tę górę wejdą, tylko pod jakimś warunkiem - tym warunkiem jest okno pogodowe - przyznał Fronia, zapowiadając, że chętnie wróci na K2, by wziąć udział w kolejnej wyprawie.

ZOBACZ WIDEO Elisabeth Revol: Mam w sobie dużo gniewu. Mogliśmy uratować Tomka

Komentarze (8)
avatar
Arek Golebiowski
17.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
avatar
Adam Mizerski
17.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
kogo to obchodzi...
przestańcie o tym pisać, bo robi się już od tego niedobrze..
miliony ludzi codziennie podejmują prawdziwa walkę o przetrwanie,
o dom, o rodzinę...
nie neguje chodzenia po gó
Czytaj całość
avatar
Zux
17.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
3
Odpowiedz
Pewnie wqrzony mackiewicz ciska w nich kamieniami z gory hahah 
avatar
fidybus
17.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ja nawiążę do video z Revlon. Co ta baba opowiada?? Jakie "mogliśMY uratować Tomka"???
MY, czyli KTO? Skarży się, że czekali 48 godzin, żeby się coś zadziało... CO się miało zadziać wcześniej?
Czytaj całość
Robert Sikorski
16.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
6
Odpowiedz
A do każdego zdjęcia obowiązkowo obklejają brwi śniegiem.