Materiały prasowe

Zaginiony talent odnalazł się w Polsce. "Zrobiłem wielkie oczy. On wszystko umie!"

Piotr Jagiełło

- Jak zobaczyłem jego CV, to zrobiłem wielkie oczy. On wszystko umie! - trener nie dowierzał, że na salę treningową, prosto z pracy w poznańskim DHL'u, przyszedł olimpijczyk z Pekinu, młodzieżowy mistrz świata. Powrót na ring był błyskawiczny.

W ubiegłym roku w Polsce pracowało ponad milion Ukraińców. Jednym z nich był Ołeksandr Strecki, który przyjechał do Poznania i zatrudnił się w magazynie jednej z firm logistycznych. Za namową przyjaciela wybrał się na salę bokserską klubu Boks Poznań Profi Team. Tam trafił pod skrzydła trenera Wojciecha Komasy, który chciał przyjrzeć się nowemu pięściarzowi.

- Przyszedł na salę razem z kolegą. Pracował już wtedy jakieś 2-3 tygodnie w DHL'u. Mówił, że chciałby boksować. Powiedziałem, żeby przyszedł na trening, to go sprawdzę. Jak zobaczyłem jego pięściarskie CV, to zrobiłem wielkie oczy. Hak, sierp, rotacje, zejścia - on wszystko umie! Jak latami siedzisz w tym fachu, to taki błysk zobaczysz od razu. Momentami prezentował identyczny styl, jak Wasyl Łomaczenko (dwukrotny mistrz olimpijski i kolega Streckiego z kadry Ukrainy - red.). A siła... Ludzie, on kopie jak słoń! W rękach ma taką "wiksę", że strach pomyśleć. Po treningu mówiłem mu, że o mało nie wyrwał mi barków po silnych ciosach. Na sparingu raz trafił rywala tak mocno, że ten stanął na pięcie i niemal odfrunął. - opowiada zachwycony trener.

Okazało się bowiem, że 31-latek ma dokonania, o jakich polscy bokserzy mogą teraz marzyć. Przez długie lata Strecki reprezentował Ukrainę na najważniejszych sportowych imprezach. Pierwszy skalp, i to jaki, zdobył w 2002 roku, sięgając po złoty medal mistrzostw świata w kategorii wiekowej kadet.

Cztery lata później startował z pozytywnym skutkiem na mistrzostwach świata i Europy wśród seniorów - na obu czempionatach stawał na najniższym stopniu podium. A konkurencja była gigantyczna. Wyniki zostały zauważone i Strecki został wysłany na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. Tam zwyciężył m.in. Billy'ego Joe Saundersa, czyli obecnego niepokonanego mistrza świata zawodowców w kategorii średniej. Zdobył bilet do Pekinu. Na najważniejszej imprezie czterolecia rozpoczął od zwycięstwa, ale w drugim pojedynku musiał uznać wyższość Taureano Johnsona z Bahamów.

ZOBACZ WIDEO Artur Szpilka broni Andrzeja Wawrzyka i nie zostawia suchej nitki na "hejterach". Padają ostre słowa 

Pasmo pomniejszych sukcesów trwało dalej. W 2012 roku załapał się do składu drużyny Ukraine Otamans w elitarnych rozgrywkach World Series of Boxing. Rok później, zupełnie niespodziewanie, słuch o nim zaginął. Pojawiły się problemy zdrowotne i rodzinne nieszczęścia. Nie otrzymał wsparcia od kadry ukraińskiej i właściwie został na lodzie, będąc zmuszonym do szukania pracy. W 2014 roku sytuację pogorszył wojna na Ukrainie. Strecki wychowywał się w Dniepropietrowsku w południowo-środkowej części kraju. To miasto było istotną częścią konfliktu z Rosją, przez co sytuacja polityczna była wyjątkowo napięta. W efekcie zdecydowanie pogorszyły się również warunki ekonomiczne i eks-bokser obrał kierunek, który jego najbliższym od lat był bardzo bliski.

- Przez kontuzję nie mógł boksować. W dodatku zmarł jego ojciec, w domu bieda aż piszczy. By pomóc finansowo mamie, zdecydował się przyjechać do Polski do pracy - kontynuuje trener Komasa.

Ojciec Streckiego był Polakiem, matka również ma polskie korzenie. Duża część rodziny mieszka od lat w Polsce, dlatego Ołeksandr zdecydował się w 2016 roku na przeprowadzkę. Gdy osoby związane z zawodową grupą bokserską Boks Poznań Profi Team poznały jego historię, natychmiast zaproponowali mu powrót na ring.

- W 2013 roku Olek doznał kontuzji barku. Niezbędna była operacja, która zahamowała wtedy jego karierę. Jak nam opowiadał, ze strony ukraińskiej nie otrzymał żadnej pomocy i został zostawiony samemu sobie. Gdy trener Komasa wziął go w obroty, zobaczył w nim świetnego boksera, który wiele potrafi. - opowiada Katarzyna Kosakowska, wiceprezes Fundacji Wielkopolski Boks.

Na następnej stronie przeczytasz o staraniach Streckiego o polski paszport oraz najbliższej walce, która odbędzie się już w sobotę.

[nextpage]

Krótki etap pracy w magazynie firmy logistycznej Strecki miał za sobą, skoncentrował się przede wszystkim na treningach i powrocie do formy. A zapału i oddania, jak podkreślają ludzie z jego otoczenia, zdecydowanie mu nie brakowało. Ołeksandr podpisał zawodowy kontrakt z poznańską grupą i 12 listopada 2016 roku w stolicy Wielkopolski stoczył pierwszy profesjonalny bój w kategorii średniej (oficjalny limit do 72,6 kg). Znokautował rywala w pierwszej rundzie. Szybkie tempo rozwoju spowodowało, że drugi występ zaliczył w grudniu na gali grupy Andrzeja Wasilewskiego. Tam wypunktował pewnie w czterech rundach niepokonanego wcześniej Łotysza Aleksejsa Ribakovsa.

Strecki podpisując profesjonalny kontrakt poszedł śladami swoich sławnych kolegów z kadry ukraińskiej, których miał okazję dobrze poznać przez lata sportowych wojaży. Mowa o Wasylu Łomaczence i Ołeksandrze Usyku, czyli dzisiejszych gwiazdach zawodowych ringów. Pierwszy z nich ma już na koncie dwa tytuły mistrza świata w dwóch kategoriach wagowych, a drugi w ubiegłym roku w Gdańsku odebrał Krzysztofowi Głowackiemu trofeum WBO w dywizji junior ciężkiej. Łomaczenko inkasuje już gaże przekraczające milion dolarów, tą samą drogą lada moment pójdzie Usyk.

Strecki o takich pieniądzach może oczywiście na razie pomarzyć, ale dla niego wielkim sukcesem jest szansa powrotu do sportu. Jego celem jest nie tylko podbój zawodowych ringów, ale również występy pod polską flagą. Na razie ma "Kartę Polaka", ale niebawem będzie starał się o nasz paszport. I szanse powodzenia są duże.

- "Karta Polaka" gwarantuje skróconą ścieżkę uzyskania polskiego paszportu. Droga jest następująca, najpierw wniosek musi trafić do wojewody wielkopolskiego, który przekazuje go Prezydentowi RP. Jesteśmy dobrej myśli, Aleksander teraz poświęca czas najbliższemu sportowemu wyzwaniu, a następnie powróci do kwestii formalnych - wyjaśnia Katarzyna Kosakowska, która jest również współpromotorką pięściarza.

Kolejny występ Streckiego odbędzie się już 18 lutego podczas Extra Gali Poznań Fight Night w hali Arena przy ulicy Wyspiańskiego 33. Zorganizowane z rozmachem wydarzenie ma obfitować w wielkie emocje, które zagwarantuje chociażby konfrontacja dwóch mistrzów KSW - Mateusza Gamrota i Borysa Mańkowskiego. Rywalem "Alexa" Streckiego będzie mocno bijący Sandro Jajanidze, który jest młodszy o niemal dekadę i uchodzi za solidnego testera.

- Strecki jest w najlepszym dla pięściarza wieku. Nie chcemy walk ze słabymi rywalami, którzy do ringu nie wnoszą klasy sportowej. Szanujemy fanów sportów walki w Poznaniu, którzy znają się na boksie. Chcemy nieustannie podnosić poprzeczkę, a gdy "Alex" będzie już na to gotowy, spróbować sił w trudnych bojach - dodała Katarzyna Kosakowska.

- Z ciężką pracą na treningach nie ma żadnego problemu, często muszę wyganiać go z sali, bo chciałby aż za dużo. Ma duże predyspozycje i jak dostanie swoją szansę, to ją wykorzysta. Potrzebuje jeszcze trzech-czterech pojedynków i będzie gotowy na wielkie wyzwania - dodaje trener Komasa.

Tę opinię powiela również promotor Włodzimierz Rzadkiewicz, który przyznaje, że ambicje są wielkie i być może będą wymagały rywalizacji na zagranicznych w ringach, w sportowej "paszczy lwa".

- Mam nadzieję, że "Alex" w niedługim czasie doczeka się pojedynków, o których wszyscy tutaj marzymy. Czyli walki o znaczące pasy - dodał.

< Przejdź na wp.pl