PAP/EPA / VALDRIN XHEMAJ / Na zdjęciu: Charles Leclerc podczas wyścigu w Monako

Charles Leclerc uniknie kary. "To nie była wina kierowcy"

Andrzej Prochota

Stewardzi Formuły 1 postanowili nie podejmować żadnych działań odnośnie incydentu Charlesa Leclerc'a z Brendonem Hartleyem. Pod koniec Grand Prix Monako, kierowca Saubera uderzył w tył bolidu swojego rywala.

W bolidzie Charlesa Leclerc'a doszło do awarii hamulców pod koniec wyścigu o Grand Prix Monako. Na w skutek tego kierowca Saubera wjechał w bolid Brendona Hartley'a. Obaj zawodnicy musieli wycofać się z dalszej rywalizacji, bowiem samochody nie nadawały się do dalszej jazdy.

Po wyścigu Leclerc oraz Hartley zostali wezwani przez stewardów. Jednak z powodu tego, iż kolizja powstała na skutek awarii bolidu, nie nałożonej żadnej kary.

- Stewardzi przeanalizowali sytuację oraz nagrania wideo. Usłyszeli także wytłumaczenia kierowców z bolidów numer 16 i 28. Zespół Sauber również udokumentował, iż kolizja została spowodowana przez uszkodzenie lewej tarczy hamulcowej w samochodzie Leclerc'a. Nie była to wina żadnego z kierowców - oznajmiono. 

Leclerc przyznał, iż czuł, że coś jest nie tak z bolidem kilka minut przed tym incydentem. - Cztery okrążenia przed zderzeniem miałem wrażenie, iż pedał hamulca staje się coraz dłuższy i było to dosyć niespójne. Nawet wciskając go do końca, bolid bardzo długo hamował. W pewnym momencie po prostu się poddał - powiedział kierowca pochodzący z Monako.

Uliczny wyścig w Monte Carlo wygrał Daniel Ricciardo.

ZOBACZ WIDEO Horngacher uchyla rąbka tajemnicy. "Mamy lepszy system analizowania skoków" 

< Przejdź na wp.pl