Tomasz Pisarczyk: Dobrze, że brat nie grał

Piotr Dobrowolski

Skrzydłowy Rosy nie ukrywa, że przed rozpoczęciem niedzielnego spotkania spodziewał się lepszej gry ze strony Sokoła. Tak faktycznie było, aczkolwiek radomianie znów wygrali bardzo pewnie, bo 75:60. Tomasz Pisarczyk nie żałował tego, że na boisku nie mógł zmierzyć się ze swoim bratem, Wojciechem, zawodnikiem ekipy z Łańcuta.

Jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji w pierwszej fazie play-off było wiadomo, że w Radomiu nie wystąpi Wojciech Pisarczyk. - Z jednej strony trochę szkoda, że nie zagrał przeciw nam, ale z drugiej może lepiej - powiedział po zakończeniu niedzielnego pojedynku jego brat, Tomasz, zawodnik Rosy. Zapytany o to, dlaczego tak uważa, odpowiedział: - Wojtek jest przecież zawodnikiem pierwszopiątkowym, więc zagrożenie z jego strony byłoby duże.

Tomasz Pisarczyk w niedzielnym meczu grał zdecydowanie dłużej, niż dzień wcześniej. Na parkiecie spędził dwa razy więcej minut. Wyróżniał się zwłaszcza pod obiema tablicami, notując 15 zbiórek, w tym aż 10 w obronie.

Jak podkreślił, on i jego koledzy z drużyny zdawali sobie sprawę z tego, że w drugim spotkaniu Sokoły zaryzykują. - Na pewno nie spodziewaliśmy się tego, że odpuszczą. To taka drużyna, która chyba nigdy nie odpuszcza. Wiedzieliśmy o tym, iż rzucą siły na jedną szalę i będą chcieli "wyrwać" zwycięstwo. Przyjechali tu z zamiarem wywiezienia jednej wygranej - wyjaśnił.

"Pisar" zaprzecza temu, jakoby w pierwszej połowie niedzielnego starcia zawodników Rosy mogła "uśpić" bardzo spokojna atmosfera na trybunach. - Może i wśród kibiców było sennie, ale na boisku nie brakowało walki. Drugi mecz był zdecydowanie bardziej wyrównany od poprzedniego - przyznał.

< Przejdź na wp.pl