Piotr Kardaś: Nie trzeba być wielkim analitykiem
Rozgrywający Rosy kolejny raz mógł zapisać się na kartach historii radomskiego basketu. W niedzielę się jednak nie udało. - Z takim rywalem jak Trefl ciężko odrobić tak dużą stratę - przyznał.
Zwycięstwem w niedzielnym spotkaniu z Treflem Piotr Kardaś po raz drugi mógł się zapisać złotymi zgłoskami w historii radomskiej koszykówki. Dziesięć lat temu osiągnął bowiem spektakularny jak na tamte czasy sukces z AZS Politechniką, awansując do pierwszej ligi.
- Myślę, że ta historia jest mniej ważna, czy człowiek się w niej zapisze, czy też nie - skomentował rozgrywający po zakończeniu drugiego starcia o trzecie miejsce. Po wygranej w Sopocie Rosa mogła postawić kropkę nad "i". - Graliśmy przede wszystkim po to, aby zakończyć tę rywalizację i zdobyć brązowy medal - przyznał.
Doświadczony zawodnik spędził na parkiecie niespełna 14,5 minuty. W tym czasie zdobył 8 punktów. Trafił dwie ważne "trójki" w bardzo trudnych momentach, podrywając zespół do walki. Rywal zachował jednak "zimną krew", nie pozostawiając gospodarzom ani cienia wątpliwości, kto tego dnia zasłużył na triumf.
Kardaś i koledzy już dwa razy w ostatnim czasie ograli sopocian. Stało się to jednak nie w Hali Stulecia, w której przyjdzie się zmierzyć obu zespołom w środowy wieczór, a w większym obiekcie. - W Ergo Arenie wygraliśmy już dwa razy w tym roku, a w Hali Stulecia jeszcze nie udało nam się wygrać. Każda seria się kiedyś kończy, więc prawo serii jest za nami - ocenił.
Trzecie spotkanie o brąz będzie ostatnim dla Rosy w sezonie 2013/2014. Nikt nie ma wątpliwości, że podopiecznym Wojciecha Kamińskiego zależy na odniesieniu triumfu. - Jedziemy do Sopotu, nie czujemy się gorsi i na pewno nie stoimy na straconej pozycji - zapowiedział rozgrywający.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!