Saso Filipovski - zastał obronę drewnianą, zbudował murowaną

Dawid Borek

11 listopada 2014 roku - to właśnie wtedy do zielonogórskiego klubu dołączył Saso Filipovski. Drużyna pod jego okiem z każdym tygodniem notowała progres, co zaowocowało mistrzostwem Polski.

Na początku minionego sezonu zielonogórską drużynę prowadził Andrzej Adamek. Urodzony w Wałbrzychu szkoleniowiec na krajowym podwórku dowodził Biało-Zielonymi przez sześć spotkań, notując w nich bilans czterech zwycięstw i dwóch porażek. Choć rezultat ten do najgorszych nie należy, to styl gry zespołu był daleki od ideału. Stelmet Zielona Góra w TBL zdobywał wówczas średnio 79,61 punktu, tracąc przy tym 73 oczka. 11 listopada nastąpiła zmiana na stanowisku pierwszego trenera ekipy z Winnego Grodu. Andrzeja Adamka zastąpił Saso Filipovski.

Magia Filipovskiego zaczęła działać bardzo szybko

40 meczów, 32 zwycięstwa, osiem porażek - takim bilansem na polskich parkietach może pochwalić się Stelmet po tym, jak pierwszym trenerem został Saso Filipovski (uwzględnione zostały mecze ligowe oraz spotkania Pucharu Polski). Słoweniec już od pierwszych dni postawił przede wszystkim na poprawę gry zielonogórzan w defensywie i konsekwentnie realizował swoje założenia.

- Wierzę w grę zespołową i chcę, by zawodnicy wiedzieli, że cele drużyny są ponad indywidualnymi celami koszykarza. Mój zespół musi ciężko pracować, a zawodnicy muszą brać odpowiedzialność za swoją postawę. Bardzo ważna jest dla mnie gra w defensywie i zbieranie piłek. Chcę, by moja drużyna prezentowała się mądrze w ataku i wykorzystywała indywidualne talenty zawodników - mówił Filipovski.

Zielonogórzanie blisko zrealizowania obronnego celu w rundzie zasadniczej

Choć debiutu w Biało-Zielonych barwach Słoweniec nie mógł zaliczyć do udanych (nieznaczna porażka w Sopocie), to kolejne spotkania w wykonaniu zielonogórzan było już zdecydowanie lepsze. 11 zwycięstw z rzędu, następnie jednopunktowa przegrana w Koszalinie, a później znów seria siedmiu triumfów (wliczając mecze Pucharu Polski).

Filipovski w Zielonej Górze uzyskał przydomek "Mr Defence"
W rundzie zasadniczej Stelmet pod wodzą Filipovskiego zwyciężył 19 z 24 starć i zakończył pierwszą fazę rozgrywek na 2. miejscu. W spotkaniach rundy zasadniczej zielonogórzanie prowadzeni przez 39-letniego szkoleniowca zdobywali średnio 74,96 punktu (1874 oczek w 25 spotkaniach), tracąc przy tym 67,36 (łącznie 1684 oczek w 25 meczach). Głównym założeniem Stelmetu było zatrzymanie rywali maksymalnie na 65 punktach, a jak potwierdzają statystyki - ta sztuka w rundzie zasadniczej niemal perfekcyjnie udała się zielonogórzanom.

[nextpage]


Atakiem wygrywa się mecze, obroną - mistrzostwa

Celem Stelmetu na rundę play-off było podtrzymanie agresji w defensywie, jaką prezentowali podczas pierwszej fazy rozgrywek. W ćwierćfinale TBL Biało-Zieloni wygrali serię z Asseco Gdynia 3:1, udowadniając świetną obronę między innymi w czwartym spotkaniu serii, kiedy to gdynianie zdołali rzucić tylko 49 punktów! (zaledwie 18 w pierwszej połowie). Ogólnie w ćwierćfinałach zespół z południa województwa lubuskiego zdobywał 76 oczek, tracąc przy tym 63,25 punktu. Tym razem wynik był nawet lepszy od defensywnych założeń.

Rywalizująca ze Stelmetem w półfinale Rosa Radom także nie znalazła sposobu, by przebić się przez mocną obronę zielonogórzan. Po trwającej zaledwie trzy mecze serii podopieczni Saso Filipovskiego pokonali Rosę 3:0. Nie trzeba powtarzać, że kluczem do sukcesu po raz kolejny była obrona. Wskaźnik punktów zdobywanych do traconych przez Stelmet wynosi 75,33 do 65,33, co potwierdza jedynie fakt, że pod względem defensywnym zielonogórzanie konsekwentnie realizowali założony plan.

Saso Filipovski poprowadził Stelmet do Pucharu Polski i mistrzostwa TBL
Najlepszy atak kontra najtwardsza obrona, czyli finał TBL

Zdaniem wielu ekspertów PGE Turów w zakończonym sezonie prezentował najlepszy atak spośród polskich drużyn. Stelmet natomiast mógł pochwalić się najszczelniejszą defensywą w TBL. W tym przypadku znów sprawdziło się powiedzenie, ze ofensywą wygrywa się mecze, a obroną mistrzostwa. Po trwającej sześć spotkań finałowej serii zielonogórzanie pokonali Czarno-Zielonych 4:2. Saso Filipovski, wspólnie z asystentami, perfekcyjnie rozpracowali zgorzelecką ekipę, co podkreślali sami zawodnicy PGE Turowa.

- Myślę, że oni rozszyfrowali naszą broń, dzięki której byliśmy skuteczni w poprzednich miesiącach. Bardzo dobrze grali w obronie, w pomocy i tym samym my, rozgrywając pick and rolla, nie mieliśmy możliwości wykorzystać naszej pierwszej czy nawet drugiej opcji, tylko musieliśmy szukać czwartej albo piątej; musieliśmy szukać dodatkowego podania. I choć staraliśmy się być agresywni, oni mocno zacieśniali strefę podkoszową. Przez to musieliśmy oddawać piłkę na obwód i choć mieliśmy pozycje, nie trafialiśmy - mówił Aleksander Czyż.

W finałowej batalii Stelmet rzucał średnio 74,83 punktu, a PGE Turów 71,33. Różnice nie są więc zbyt duże, lecz należy pamiętać o tym, że w serii rywalizowały dwie najlepsze drużyny w kraju. Mistrzostwo Polski padło łupem zielonogórzan, lecz na szyjach Biało-Zielonych raczej nie pojawiłyby się złote medale, gdyby nie konsekwentna taktyka obronna, którą wprowadził Saso Filipovski. W piątek zielonogórski klub przedłużył kontrakt ze Słoweńcem i 39-letni szkoleniowiec będzie pracował w Zielonej Górze co najmniej do końca sezonu 2016/2017.

< Przejdź na wp.pl