Getty Images / William Mancebo

Z Torunia przez Tarnobrzeg do Las Vegas. Jak Przemysław Karnowski trafił do Final Four NCAA

Kamil Czarzasty

Nie była to droga usłana różami. Nadrabiał wieloletnie zaległości, przeszedł kontuzję, w trakcie której był przykuty do łóżka. Ale Przemysław Karnowski właśnie tworzy historię. Oto opowieść o zawodniku, który w sobotę powalczy o triumf w lidze NCAA.

Może się wydawać, że na koszykówkę był skazany. Oboje rodzice uprawiali właśnie tę dyscyplinę. Ojciec Bonifacy grał w drugoligowym Starcie-Wisła Toruń, a mama Wiesława występowała również w II lidze, w BKS-ie Bydgoszcz. I to właśnie w Bydgoszczy się urodził, ponieważ matka po zakończeniu kariery pracowała w jednym z miejscowych szpitali. Chociaż, jak podkreśla Bonifacy Karnowski, Przemek zaraz po urodzeniu zamieszkał w Toruniu.

W wózku na treningi

- Mieszkaliśmy na osiedlu w pobliżu ulicy Bema, tam, gdzie dziś znajduje się Arena Toruń. Już w latach 90. było stamtąd blisko zarówno na lodowisko, jak i na stadion piłkarski. Chcieliśmy, aby Przemek próbował sił w różnych dyscyplinach. Początkowo grał w hokeja, trochę trenował piłkę nożną, świetnie pływał, jeździł na nartach, lubił wędkować - wspomina w rozmowie z nami Bonifacy Karnowski, który po zakończeniu kariery zawodniczej trenował młodych koszykarzy w Katarzynce Toruń.

Przemek zaczął trenować koszykówkę dopiero w wieku 12 lat. Z tego powodu miał wyraźnie trudniej niż rówieśnicy, często mający już za sobą kilkuletni cykl szkoleniowy pod okiem profesjonalnych szkoleniowców.

- Kiedy Przemek był mały, czasem z konieczności zabierałem go ze sobą na treningi. Gdy oznajmił nam, że chce rozpocząć treningi, żartowałem, że już przecież na nie chodził, jeszcze w wózku - opowiada Bonifacy Karnowski, który był zarazem pierwszym trenerem swego syna. - Nie było grupy dla jego rocznika [Przemysław Karnowski urodził się w 1993 roku - red.], najpierw trenował ze starszymi chłopcami. Początki nie były łatwe, koledzy nie darzyli go zaufaniem, trochę się obrażał. Ale przetrwał ten okres i potem przyszły sukcesy.

ZOBACZ WIDEO Chile wykonało zadanie - zobacz skrót meczu z Wenezuelą [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

W notesie skauta Buldogów

Postępy czynił błyskawicznie. Już w wieku niespełna 15 lat, w sierpniu 2008 r. reprezentował Polskę na mistrzostwach Europy kadetów.

- Poznałem Przemka w 2008 roku, podczas mistrzostw Polski U-16. Choć był o rok młodszy od większości uczestników, wyróżniał się wzrostem, a także bardzo dobrą koordynacją jak na swoje warunki fizyczne. Potrafił celnie rzucić z dystansu, a także dobrze podać - opisuje Karnowskiego Jerzy Szambelan, późniejszy trener z reprezentacji juniorskich.

Debiut był niezbyt udany, kadra trenowana przez Piotra Bakuna zajęła dopiero 14. miejsce na 16. drużyn w 2008 r., ale rok później było już dużo lepiej. Oparta na zawodnikach urodzonych w 1993 r. reprezentacja Jerzego Szambelana zajęła 4. miejsce. Oprócz Karnowskiego ton tamtej kadrze nadawali inni czołowi dziś gracze polskiej koszykówki - Mateusz Ponitka, Tomasz Gielo, Michał Michalak.

- Po przegranym meczu o 3. miejsce chłopcy byli strasznie niepocieszeni. Ale to niezwykle mocno ich zmotywowało, aby jak najlepiej wypaść rok później na mistrzostwach świata - opowiada Szambelan.

W 2010 roku Karnowski wraz z kolegami z reprezentacji U-17 zdobył wicemistrzostwo świata. Podczas turnieju rozgrywanego w Hamburgu Polacy musieli uznać wyższość jedynie Stanów Zjednoczonej dowodzonej przez Bradleya Beala - dziś kolegę Marcina Gortata z zespołu Washington Wizards. Przemysław Karnowski na turnieju w Niemczech spisywał się znakomicie - średnio notował 14,5 pkt, i 11 zbiórek. Został uznany najlepszym centrem mistrzostw, trafił do pierwszej piątki turnieju.

- Stanowiliśmy niezwykle zgraną drużynę. Oczywiście zdarzały się drobne utarczki, nie było to kółko różańcowe. Przykładowo podczas któregoś z turniejów w Groningen miała miejsce pewna scysja, skoczyłem Przemkowi do gardła. Trochę się obruszył, ale potem mu przeszło - tak pracę z koszykarzami z rocznika 1993 wspomina Szambelan. - Kiedy kończyliśmy współpracę w 2011 roku, podczas mistrzostw Europy U-18 we Wrocławiu, Przemek po uroczystej kolacji powiedział skruszony "Trenerze, przepraszam za wszystkie swoje występki". Wszyscy z kadry przyjaźnimy się do dziś.

[nextpage]

W Hamburgu dostrzegli go skauci zza oceanu. Tommy Lloyd, asystent trenera drużyny akademickiej Bulldogs z Gonzaga University, do Hamburga poleciał głównie z zamiarem obserwowania reprezentującego Kanadę Kevina Pangosa. Jednak do jego notesu trafił również Karnowski. Dwa lata później polski center zasilił zespół "Buldogów".

Łasuch rzucający za trzy

Zanim Karnowski trafił do NCAA, spędził jeden sezon w polskiej ekstraklasie. W rozgrywkach 2011/12 występował w Siarce Tarnobrzeg. Miał wówczas status amatora - podpisanie zawodowego kontraktu uniemożliwiłoby mu grę w amerykańskiej lidze akademickiej.

- Wtedy Przemek miał trochę problemów z utrzymaniem masy, bardzo lubił słodycze. Mieszkał niedaleko mnie, w pobliżu znajdował się taki sklepik ze słodkościami. Żartowaliśmy, że kiedy przechodzi koło tej budki, powinien mieć opaskę na oczach - wspomina Dariusz Szczubiał, wówczas szkoleniowiec zespołu z Tarnobrzega.
W swoim pierwszym sezonie w Polskiej Lidze Koszykówki, torunianin nie od razu zdobył miejsce w pierwszej piątce zespołu, uchodzącego za ligowego słabeusza. Karnowskiemu przeszkadzały m.in. drobne problemy zdrowotne. Ale już w swoim 7. meczu stał się bohaterem tarnobrzeskich kibiców. 19 listopada 2011 roku Siarka rozgrywała spotkanie z Anwilem. Wygrała je po dogrywce, 109:104. Karnowski zdobył w meczu 27 "oczek", w tym kluczowe punkty na wagę dogrywki. Najważniejszy rzut oddał zza obwodu. Choć dziś Karnowski nie uchodzi za specjalistę w rzutach dystansowych.

- To był niesamowity mecz, po rzucie Przemka Anwil zdobył jeszcze punkty. Sędziowie stolikowi je początkowo uznali, ale sędzia - choć nie mógł tego zrobić, za co później go ukarano dyskwalifikacją - po obejrzeniu powtórki telewizyjnej je anulował, bo dostrzegł, że piłka opuściła ręce zawodnika po czasie - opowiada Szczubiał. - Przemek wówczas pokazywał, że potrafi trafiać także z dystansu. Dziś jednak jego rola jest inna, to typowy center, stąd nie oddaje tylu rzutów z dala od kosza.

Nie była to rekordowa zdobycz punktowa Karnowskiego. Aż 35 "oczek" uzyskał w spotkaniu z AZS Politechniką Warszawską. Był to jego ostatni mecz w Polsce. Niedługo później w tarnobrzeskim liceum im. Mikołaja Kopernika zdał maturę, po czym wyjechał do Stanów Zjednoczonych, podejmując studia na Gonzaga University.

Przez ciernie do gwiazd

W NCAA nie miał łatwych początków. Miewał problemy z językiem, w pierwszym sezonie grywał średnio po 10 minut. Momentalna zmiana szkolnej hali Koło w Warszawie na wielotysięczne areny jak MGM Grand w Las Vegas musiała zrobić swoje. Większym zaufaniem obdarzono go w kolejnym cyklu, stał się graczem startowej piątki. W sezonie 2013/14 zdobywał już średnio 10,4 punktów na mecz.

Równolegle do rozwoju w NCAA, Karnowski coraz odważniej zaczął sobie poczynać w seniorskiej reprezentacji narodowej. Na mistrzostwach Europy w 2015 roku coraz częściej zastępował Marcina Gortata, kończącego grę dla kadry. Była to symboliczna zmiana warty.

Jednak eliminacje do tegorocznego Eurobasketu go ominęły. Pod koniec 2015 r. doznał poważnej kontuzji kręgosłupa.

- To były naprawdę trudne momenty dla mnie. Tym bardziej, że prawie cztery tygodnie nie wiedziałem, co dzieje się z moim organizmem. Nie mogłem nawet wstać z łóżka. Podstawowe czynności życiowe były mocno zaburzone - wspominał Karnowski w rozmowie z WP SportoweFakty. Na szczęście kilkumiesięczna rehabilitacja przebiegła pomyślnie.

- Ta sytuacja tylko pokazała, że trzeba mieć jakiś plan awaryjny na życie, bo nawet dobrze zapowiadająca się kariera zawodnicza może zostać momentalnie zakończona z powodu kontuzji. Przemek jest na szczęście w o tyle komfortowej sytuacji, że skończył studia magisterskie z zakresu zarządzania w sporcie, a teraz jeszcze kształci się na podyplomowych zajęciach MBA. Dzięki temu jest w stanie znaleźć sobie dobrą pracę niekoniecznie jako aktywny zawodnik - mówi Bonifacy Karnowski.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. W obecnym sezonie, w którym Karnowski może wstępować tylko ze względu na utratę większości spotkań w poprzednich rozgrywkach, spisuje się rewelacyjnie. Jest wiodącą postacią Gonzaga Bulldogs, wraz z kolegami doprowadził drużynę do pierwszego w historii awansu do Final Four NCAA. Polak jest dziś na ustach całej Ameryki, jego zdjęcie pojawiło się nawet na okładce prestiżowego magazynu "Sports Illustrated". Jest drugim po Jacku Dudzie polskim koszykarzem, który zakwalifikował się do czołowej czwórki amerykańskiej ligi akademickiej.

Mecz półfinałowy z Xavier Musketeers rozpocznie się o północy polskiego czasu z soboty na niedzielę. "Buldogi" uchodzą za faworytów spotkania, a także całego turnieju finałowego.

Dla Karnowskiego mecze w Final Four stanowią zarazem pożegnanie z Gonzagą, w której spędził ostatnie 5 lat. Będzie to jego batalia o przyszłość w seniorskiej koszykówce. Czy trafi do NBA? Czy wróci do Europy? Niemal pewne, że jego postawa w najbliższych dniach będzie tu kluczowa.
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

< Przejdź na wp.pl