Materiały prasowe / R8 Basket Kraków / Na zdjęciu: drużyna R8 Basketu AZS-u Politechniki Kraków

Miały być europejskie puchary, zostały wielkie długi. Smutny koniec R8 Basket Kraków

Rafał Mielinowski

Kilka miesięcy temu R8 Basket Kraków zniknął koszykarskiej mapy Polski. Historia podboju ligi była krótka i fatalna w skutkach dla zawodników. Zostało prawie pół miliona długów.

Historia tej miłości była bardzo krótka. W 2016 roku właściciel R8 Basket Kraków założył sobie, iż zbuduje wielki klub w Polsce. Zaczął pompować duże pieniądze w II-ligowy zespół, zatrudniając graczy z przeszłością w ekstraklasie oraz I lidze. Szastał kasą na lewo i prawo. Oferował każdemu zawodnikowi 3-4 razy lepsze pieniądze niż w innych klubach. Doszło do paradoksu, iż gracze, którzy byli w hierarchii kadry na 15-16 miejscu, nie musieli odchodzić z klubu. Mogli zostać i pobierać pieniądze, wiedząc, że nawet przez minutę "nie powąchają parkietu".

Najpierw Europa, potem PLK

W barwach R8 pojawili się Michał Baran, Wojciech Pisarczyk, Marcin Malczyk, Patryk Pełka i inni. Właściciel nie liczył się z kosztami. - Na treningach organizował konkursy rzutu z połowy. Zwycięzca zgarniał tysiąc złotych - mówił nam jeden z koszykarzy. W grodzie Kraka wszyscy mieli jak w raju. Przelewy pojawiały się zgodnie z planem a prezes Dominik Kotarba-Majkutewicz szumnie zapowiadał, że jego zespół zagra w FIBA Europe Cup.

- Awansujemy do ekstraklasy z ambitnym założeniem walki o największe sukcesy. Chcemy budować naprawdę mocny klub i zespół - taki, jak miał Ryszard Krauze, gdy jego Prokom walczył o ćwierćfinał Euroligi - mówił w rozmowie z Łukaszem Ceglińskim Kotarba-Majkutewicz.

ZOBACZ WIDEO: Fajdek o mały włos nie zabił trenera. "Gdyby nie wstał, skończyłoby się zgonem" 

Pierwsze kłopoty zaczęły się w 2017 roku. W Krakowie nie pojawił się wielki sponsor, który miał sfinansować grę w europejskich pucharach. Z tego powodu oferty nie przyjęli... Krzysztof Szubarga czy Thomas Kelati, którzy mieli być twarzami krakowskiego projektu. - Wydaje mi się, że klub z Krakowa chciał moim nazwiskiem nieco napompować ten cały projekt. Z perspektywy czasu wyszło to średnio - mówił Szubarga.

Na wielkie pieniądze skusił się jednak Amerykanin z polskim paszportem Michael Hicks, który z pewnością pożałuje tej decyzji do końca życia. - R8 zalega mi 42 procent kontraktu - powiedział nam zawodnik.

Z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. - Czuć było, iż zainteresowanie prezesa zdecydowanie zmalało - mówili zawodnicy. Gdy pojawiły się pierwsze porażki, atmosfera w Krakowie zgęstniała. Zaczęły się opóźnienia w wypłatach, które dla zawodników były wielkim szokiem. -  Pierwszy sezon był świetny, wszystko idealnie. Potem od początku miałem zaległości - podkreśla Michał Hlebowicki, który odszedł z drużyny w trakcie sezonu 2017/18.

Kasa będzie jutro

Od początku 2018 roku wszystko runęło z gruzach. Zawodnicy czuli "pismo nosem" i chcieli uciec z Krakowa. Jeden z nich powiedział. "Prezesie, ja rozumiem, że mogą być problemy finansowe. Odejdę, zrzeknę się reszty kontraktu. Dominik Kotarba-Majkutewicz zapewniał. "Spokojnie, wszystko będzie na czas, nie odchodź".

Kotarba-Majkutewicz obiecywał gruszki na wierzbie. Zawodnicy byli zwodzeni z tygodnia na tydzień. Praktycznie dwa razy w miesiącu prezes zapewniał im przelew i wypłatę zaległych pieniędzy. Nikt się ich nie doczekał.

- Nie spodziewałem się taki problemów - mówił nam kilka miesięcy temu Jakub Dłuski. Według naszych ustaleń, ostatni kontakt koszykarze z prezesem mieli w marcu. Padły zapewnienia, że kasa jest tylko kwestią czasu. Termin upływał w kwietniu. Wtedy jednak już się nikt nigdy nie odezwał.

Żaden z koszykarzy oficjalnie nie chce się wypowiadać. Każdy z nich ma chociaż cień nadziei, że uda mu się odzyskać swoje pieniądze. A suma jest ogromna.
Większość graczy ostatnią wypłatę dostała w styczniu - kilku z nich w prywatnych rozmowach przyznało nawet, że w listopadzie. Dwanaście miesięcy temu! Gdy podliczymy wszystkie koszta wychodzi, iż dług w stosunku do zawodników wynosi około 400-500 tysięcy złotych.

Atmosfera pod koniec rozgrywek była fatalna. Koszykarze czuli, że dzieje się coś złego. W trakcie sezonu kosze i bandy reklamowe były wystawione na sprzedaż. Wszyscy czuli, iż jest to początek końca "ambitnego" projektu.

Pozostał żal

Zawodnicy nie kryją rozczarowania. Każdy z nich jest na wielkim minusie. Musieli na własną rękę wynajmować mieszkania, co w stolicy Małopolski nie jest tanie. Kilku z nich musiało czekać do czerwca, aby dzieci dokończyły rok szkolny.

"Myślę, że przez cały kolejny sezon nie zarobie tyle, ile jest mi winny Dominik Kotarba-Majkutewicz" - podsumował jeden z nich. Piękny sen prysnął jak bańka mydlana. Szkoda, bo szalony plan prezesa mógł imponować. Kibicowali mu wszyscy.

< Przejdź na wp.pl