Echa meczu KGHM Zagłębie Lubin - PGE GKS Bełchatów

Bartosz Zimkowski

KGHM Zagłębie Lubin zremisowało z PGE GKS Bełchatów 1:1 w meczu 7. kolejki ekstraklasy. Fani miejscowych nie dopingowali swoich piłkarzy podczas pierwszej połowy, ponieważ protestują przeciw decyzjom zarządu klubu.

"Niech Machiński wam zaśpiewa"

Takiej treści transparent wywiesili w pierwszej połowie fani Zagłębia. Nie dopingowali w niej swoich piłkarzy, lecz w milczeniu przyglądali się wydarzeniom na boisku. Kibice zerwali ugodę z zarządem podpisaną jeszcze w sierpniu. Domagają się już od dłuższego czasu odejścia Dariusza Machińskiego. Jednak ten nadal pracuje na Dialog Arena. Na znak protestu nie dopingowali swoich piłkarzy w pierwszej połowie. - Na pewno nie jest to komfortowe dla zawodników - mówi Franciszek Smuda, trener Zagłębia. - Kibice też czasami mają swoje racje, ale myślę, że te pretensje już się skończyły i od następnego meczu będą dopingować od pierwszej do ostatniej minuty. Być może było to ostatni raz, tak przypuszczam - dodaje szkoleniowiec Miedziowych.

Sprawiedliwy remis

- Na boisku wyglądało to na bardzo wyrównane spotkanie. Każda ze stron miała swoje sytuacje - opowiada portalowi SportoweFakty.pl Łukasz Jasiński, obrońca Miedziowych. Jego zdaniem w końcówce Zagłębiu zabrakło szczęścia. - Świetną sytuację miał Ilijan, który powinien strzelić bramkę, ale niestety nie udało się - wzdycha defensor z Lubina. - Chyba 1:1 to sprawiedliwy remis - dodaje z kolei Tomasz Wróbel, pomocnik GKS-u Bełchatów, który w pierwszej połowie miał dogodną okazję do strzelenia bramki. - Gdybym ją strzelił, to podejrzewam, że wygralibyśmy ten mecz. Po straceniu bramki zaczęliśmy grać dużo lepiej. Stworzyliśmy sobie kilka sytuacji z czego jedną wykorzystaliśmy.

Lepiej, coraz lepiej

Fani oglądający mecz Zagłębia z Bełchatowem zgodnie podkreślali, że widać już różnicę w grze Miedziowych. - Grają już dużo szybciej, kombinacyjnie - dzielili się swoimi uwagami. Smuda zapowiada, że w październiku jego drużyna powinna pokazać na co naprawdę ją stać. - Niestety musimy się przygotowywać do sezonu w trakcie jego trwania - mówi szkoleniowiec Zagłębia. O ile w pierwszej połowie można było mieć zastrzeżenia do gry miejscowych, to w drugiej już nie. Czy zatem w szatni było gorąco? - Nie, nie. Było spokojnie. Mieliśmy grać kombinacyjnie i na dodatek wszedł Iljan, więc było dwóch napastników - tłumaczy Jasiński. - Na pewno nie był to łatwy mecz. Zagłębie postawiło nam poprzeczkę bardzo wysoko - uważa Wróbel.

Ewidentny karny

Kontrowersje na trybunach wywołała sytuacja z 85. minuty, kiedy sędzia podyktował rzut karny dla PGE GKS. Co się wówczas stało? - Piłka po rykoszecie trafiła w rękę Łabędzkiego no i był rzut karny - mówi Jasiński. Jego zdanie podziela Tomasz Wróbel: - Karny był ewidentny. Nie ma co nawet gadać. Nawet chłopaki z Zagłębia mówili, że ręka była i należał się rzut karny. Nikt nie ma do nikogo pretensji. 60 sekund wcześniej idealną okazję do zdobycia bramki miał Iljan Micanski. Bułgar znalazł się sam na sam z Łukaszem Sapelą, ale przegrał ten pojedynek i chwilę później goście wywalczyli rzut karny. Strzelili bramkę i być może uratowali głowę Rafała Ulatowskiego, ponieważ GKS wciąż ma tylko jedno zwycięstwo na koncie. - Nie ma co patrzeć czy uratowaliśmy głowę trenera Ulatowskiego. My chcemy wygrywać w każdym meczu, ale trzeba pocieszyć się tym, że to trzecie spotkanie pod rząd bez porażki - zakończył Wróbel.

< Przejdź na wp.pl