Z niczego powstał fajny zespół - rozmowa z Zygmuntem Anczokiem, legendarnym obrońcą Polonii Bytom

Zygmunt Anczok przed czterdziestoma laty odnosił duże sukcesy z Polonią Bytom. W 1971 roku z reprezentacją Polski zdobył złoty medal na Olimpiadzie w Monachium. - Ktoś ma czterdziestomilionowy budżet, a ktoś siedmiomilionowy i okazuje się, że jest w czołówce ligi - przekonuje w rozmowie z naszym portalem.

Michał Gąsior
Michał Gąsior

Michał Gąsior: Polonia Bytom po dziewięciu ligowych kolejkach niespodziewanie zajmuje czwarte miejsce, a gdyby nie remis w ostatniej kolejce, byłaby wiceliderem. W czym upatruje pan przyczyn tak dobrej postawy tego zespołu?

Zygmunt Anczok: Zauważmy, że Polonia nie składa się z asów, jak ja to nazywam. Nie mają zawodników ocierających się o reprezentację Polski, którzy grali w innych ligach. Mają takich kupionych "za pięć dwunasta" i doczekali się dobrej drużyny. Z niczego powstał fajny zespół.

Polonia w poprzednim sezonie była ligowym średniakiem, ale po przyjściu trenera Jurija Szatałowa stała się groźnym rywalem nawet dla najlepszych. Jak ocenia pan pracę ukraińskiego szkoleniowca?

- Najlepszą notę mogą mu wystawić sami zawodnicy, bo jeśli w karierze byli pod opieką dwóch, trzech szkoleniowców, to zawsze mają większe pole do takiej oceny. Widać jednak, że poukładał tą drużynę i narzucił jej nowy styl.

No właśnie, oprócz tego, że podopieczni Szatałowa grają skutecznie, to jeszcze efektownie.

- Przede wszystkim grają piłką, nie pozwalając przeciwnikowi przejąć i przeprowadzić szybką kontrę. Z ciekawością patrzę i zastanawiam się, co jest powodem takiej postawy Polonii. Obserwuję naszą ligę i dochodzę do wniosku, że to nie przypadek. Pojedynki drużyn z czuba tabeli zawsze są wyrównane, tam każdy wynik jest możliwy. Polonia jak równy z równym walczyła nawet z Wisłą, która w poprzednim sezonie była poza zasięgiem.

Nie sposób nie zwrócić uwagi na świetną postawę obrony, przede wszystkim duetu Lukas Killar-Adrian Klepczyński. Poloniści stracili od początku sezonu tylko sześć bramek.

- Ja jako były obrońca zawsze zwracam uwagę na obronę. Jest taka zasada, która mówi, że drużynę buduje się zawsze od tyłu. Polonia dostała bardzo dobrego bramkarza, a jeszcze za moich czasów defensywa była najmocniejszą stroną. Tak więc to nie przypadek, że zespół Szatałowa traci tak mało bramek. Skutecznie zabezpieczają tyły, a w ciągu 90 minut zawsze stworzą kilka sytuacji bramkowych.

Który z piłkarzy najbardziej panu zaimponował?

- Bez dwóch zdań stawiam na Barczika. Jest strategiem tej drużyny, gra piłkę ładną dla oka, techniczną. Bardzo mi się podoba również Zieliński. Obserwuję jego postawę od dłuższego czasu. Jest szybki, przebojowy, potrafi strzelić. Polonia będzie miała z niego dużo pożytku.

Prezes Damian Bartyla ma dopiero 36 lat, ale widać, że potrafi prężnie zarządzać spółką. Na początku swojej działalności uratował przecież klub przed bankructwem.

- Władzę tworzy grupa młodych ludzi, włączając prezesa i jego najbliższych współpracowników. Mają inne spojrzenie na sport i realizują swoją wizję. Znam dobrze prezesa Bartylę. To nie jest bogaty klub, jego nie stać na drogich zawodników. Kasa to jednak nie wszystko. Ktoś ma czterdziestomilionowy budżet, a ktoś siedmiomilionowy i okazuje się, że jest w czołówce ligi.

Które miejsce w tabeli zajmie Polonia na koniec sezonu?

- To pytanie powinno paść po przerwie zimowej. Teraz jesteśmy w połowie rundy jesiennej i możemy spekulować tylko na podstawie dotychczasowej gry. Uważam, że w pierwszej szóstce Polonia Bytom powinna na koniec się znaleźć. Jeszcze w ubiegłym sezonie wszyscy mówili, że to kandydat do spadku. Teraz nie słyszę już takich głosów.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×