Zawiedliśmy siebie i kibiców - rozmowa z Jaromirem Wieprzęciem, piłkarzem i drugim trenerem Stali Stalowa Wola

Ostatnie pół roku w Stalowej Woli nie było najlepsze. Najpierw rozpadła się drużyna, zmieniono połowę składu i szkoleniowca. Te roszady okazały się kompletnym niewypałem. Zielono-czarni plasują się na 17 pozycji w ligowej tabeli i szanse na utrzymanie są bardzo nikłe. W hutniczym mieście nadzieja jednak jeszcze nie umarła. - Gorzej chyba już być nie może. Dopóki jest światełko w tunelu, a my je widzimy, to w kolejnej rundzie będziemy walczyć o utrzymanie - powiedział portalowi SportoweFakty.pl obrońca i drugi trener Stalówki Jaromir Wieprzęć.

Kamil Górniak: Jak ocenisz rundę jesienną w wykonaniu Stali?

Jaromir Wieprzęć: Samo miejsce w tabeli i punkty wystarczą na podsumowanie. Runda nieudana, bardzo słaba w wykonaniu całego zespołu. Ciężko jest cokolwiek powiedzieć po takiej jesieni.

Jedna wygrana i siedem remisów to nie jest to, na co liczyliście zarówno wy jak i kibice.

- Na pewno. Porównując tą rundę do wiosny poprzedniego sezonu to jest jedna wielka porażka. Zawiedliśmy siebie i kibiców. Jest to przykre. Nie składamy jednak broni i mamy jeszcze nadzieję. Uważam, że przy trenerze Januszu Białku i przy tym okresie przygotowawczym, który zacznie się od stycznia może być tylko lepiej. Gorzej chyba już być nie może.

Ostatnie pół roku to okres wielkich zmian w Stali. Najpierw spore rotacje w składzie i zmiana trenera, potem w trakcie rozgrywek znów roszady na stanowisku szkoleniowca i jego asystenta oraz w kadrze. To na pewno nie podziałało dobrze.

- Na pewno tak. Te zmiany były wymuszone tymi wynikami. Jakby były dobre rezultaty, to tych roszad by nie było. Wyniki były słabe, gra była poniżej oczekiwań. Zarząd czynił ruchy, które spowodowałyby lepsze rezultaty. Niestety w tej rundzie się nie udało. Ostatnie mecze, oprócz Widzewa, gdyż to uznana firma i po prostu nie kopmy się z końmi, były nie najgorsze. Widzew jedną nogą jest w ekstraklasie. Na tle dobrze grającego zespołu z Łodzi wyglądaliśmy poprawnie. Odebrano nam dwa punkty na Dolcanie, zagraliśmy dobrze z Wartą. Widać progres w naszej grze. Dlatego mówię, że dopóki jest światełko w tunelu, a my je widzimy, to w kolejnej rundzie będziemy walczyć o to, żeby zdobyć jak najwięcej punktów i utrzymać się w lidze. Będzie to zapewne trudniejsze zadanie niż było przed sezonem. Mamy 2-3 miesiące, aby zbudować na nowo zespół, tchnąć wiarę w drużynę, że można wygrywać i utrzymać Stalówkę w pierwszej lidze.

Wszyscy zgodnie twierdzili, nawet wy, że należało tylko utrzymać tą drużynę z wiosny poprzedniego sezonu.

- No tak. Jeśli zespół się zgrał, a widać było to wtedy, że jesteśmy mocni kadrowo i wyglądaliśmy dobrze na boisku i poza nim, to należało to utrzymać. Niestety są problemy finansowe, które dotknęły przede wszystkim klub. Było więc ciężko utrzymać taki sam skład osobowy. Nadeszły zmiany, przyszedł nowy trener, sprowadził nowych graczy, którzy niestety w większości się nie sprawdzili. Trzeba sobie to jasno powiedzieć. Miejmy nadzieję, że z trenerem Białkiem jakoś się uda to poukładać. Na pewno będę jakieś roszady w składzie.

Wszyscy liczyli, że Janusz Białek zdziała cuda. Niestety nie zdołaliście nawet zwyciężyć pod jego wodzą. Gra na pewno wyglądała nieco lepiej.

- Cudów nie można się było spodziewać. Trener przyszedł w trudnym momencie. Byliśmy rozbici. Jedno zwycięstwo i prawie same porażki. Mecze mieliśmy co trzy dni i za bardzo nie miał kiedy poustawiać drużyny. Skupił się on głównie na poznawaniu nas. To odbywało się w trakcie spotkań w ligowe punkty. Miał bardzo trudne zadanie. Na pewno zabrakło nam też szczęścia. Jakby udało się wygrać z Motorem u siebie, to może te kolejne pojedynki wyglądałyby inaczej i może było by kilka oczek więcej. Niestety ta potyczka z Motorem zakończyła się remisem. Sami straciliśmy przez własną głupotę dwa punkty. Zwycięstwo mieliśmy w kieszeni. Trochę brakło nam szczęścia i konsekwencji.

Uciekło wam chyba więcej niż 5-6 punktów. Można było wygrać w Łęcznej, u siebie z Podbeskidziem, nie wspominając już o Motorze i Dolcanie.

- Jakby tak każdy liczył te stracone punkty, to jedni mieliby więcej, drudzy mniej. Jestem przekonany, że w takiej sytuacji jakiej byliśmy, te 5-6 oczek więcej mogliśmy mieć spokojnie. Powinniśmy je mieć. Teraz może nie byłoby tej nerwówki. Niestety ich nie ma i nie odwrócimy tego. Trzeba siąść i wziąć się do ciężkiej pracy od stycznia.

Błędy, błędy i jeszcze raz błędy. Te indywidualne, głównie w obronie, zadecydowały chyba o tak słabym wyniku.

- Błędy indywidualne były w całej formacji. Za strzelanie bramek i bronienie odpowiada cały zespół. Wiadomo, że jak się traci bramkę to winny jest obrońca lub bramkarz. Trzeba na to popatrzeć też z innej perspektywy. Za bramki stracone odpowiada cały zespół. To nie jest tak, że strata jest w obronie, tylko to jest cały tok zdarzeń na boisku. Wiadomo, że zdarzały się indywidualne błędy, po których padały gole. Tych kiksów było dosyć sporo. Praktycznie nie ma zawodnika, który zagrałby bez zarzutów w tej rundzie. Mamy niestety zbyt dużo straconych bramek. Runda bardzo nieudana i jesteśmy zawiedzeni swoją postawą. Ciężko się tłumaczyć. W ogóle to nie ma tłumaczenia. Trzeba to wszystko przeanalizować i od stycznia wziąć się do ciężkiej roboty i pokazać, że to tylko wypadek przy pracy.

Za trenera Przemysława Cecherza sił starczało wam na 60-70 minut. Z kolei po przyjściu Janusza Białka coś się zmieniło i potrafiliście walczyć przez 120 minut jak równy z równym z Lechem Poznań.

- No tak. Nowy szkoleniowiec co mógł, to zmienił. Wlał w nas trochę wiary, że walką i bieganiem można zdobyć parę punktów. Szkoda, że nie udało nam się chociaż raz wygrać. Taka jest prawda, że początek rundy był fatalny i śmiem twierdzić, że sił starczało nam tylko na 45 minut. Z każdą minutą puchliśmy. Ciężko mi mówić o nieobecnych. Na to wygląda, patrząc na wyniki i formę, że nie trafiliśmy z przygotowaniem. Było ono chyba nie takie, jakie być powinno. Dlatego te wyniki były takie, jakie były.

Szansa na utrzymanie na pewno jest. W poprzednim sezonie wiosną zdobyliście 24 punkty. Początek był bardzo dobry i wydaje się, że właśnie start może być kluczowy. Do utrzymania zapewne potrzeba będzie 32-34 oczka.

- Jesteśmy po dwóch ciężkich meczach z Dolcanem i Widzewem, czyli drużynami z czuba tabeli. Mamy 15 spotkań przed sobą. Siedem u siebie i osiem na wyjeździe. Praktycznie cały dół oprócz Motoru mamy na własnym stadionie. Tutaj musimy przede wszystkim wygrywać i poszukać paru oczek na obcych boiskach. Szansa jest. Musimy w to uwierzyć. Trzeba ciężko pracować i myślę, że się uda. Musimy pokazać sobie i kibicom, którzy są z nami na dobre i na złe, że ta słaba postawa na jesieni to tylko wypadek przy pracy. Mogła się zdarzyć taka runda.

Ważny będzie na pewno początek rundy. Najpierw wyjazd do Ostrowca, a potem u siebie Wisła Płock. Przynajmniej cztery punkty trzeba zdobyć, aby spokojnie grać dalej o utrzymanie.

- Na pewno będą to dwa istotne mecze. Te spotkania będą pierwszymi w lidze po okresie przygotowawczym. To też będą potyczki, które do końca nie dadzą nam odpowiedzi jak jest ten zespół przygotowany. Sparingi sparingami, ale meczem mistrzowskie to mecze mistrzowskie. Na pewno te pojedynki będą kluczowe.

No właśnie. Sytuacja jest nieciekawa, a ten spadek do drugiej ligi może mieć opłakane skutki. Sponsorzy nie przyjdą, kibiców będzie mniej, nie będzie pieniędzy z praw telewizyjnych czy sponsora ligi, a koszty utrzymania drużyny się nie zmienią.

- Na pewno tak. Zdajemy sobie z tego sprawę. Druga liga to praktycznie takie same wyjazdy. Zrobimy wszystko, aby utrzymać Stalówkę na zapleczu ekstraklasy. Wiadomo, że grać w pierwszej, a w drugiej to różnica. Mecze z pierwszej ligi są pokazywane w ogólnopolskiej telewizji. To jest reklama dla klubu i miasta. Warto się utrzymać w tej lidze. Ze wszystkich sił zrobimy wszystko, aby dokonać tego. Będziemy musieli poczekać do ostatniej kolejki i wtedy się okaże, czy nam się ta sztuka udała czy też nie. Mamy nadzieję, że tak.

W utrzymanie wierzą wszyscy w mieście. Na pewno chcą tego dokonać piłkarze, którzy wychowali się w Stalowej Woli i przez wiele lat reprezentowali barwy tego klubu, jak np. ty czy też młodsi jak Piotr Gilar.

- Wszystkim powinno zależeć. Nie ważne czy są ze Stalowej Woli, czy też przyszli z innych miast. Jeśli ten klub się utrzyma w lidze to jest szansa, że przyjdą lepsze czasy, kryzys minie i będzie troszeczkę łatwiej grając na zapleczu ekstraklasy. Tym zawodnikom stąd dziwne, żeby nie zależało. Nie chciałbym rozgraniczać, że nam zależy bardziej. Wszystkim, którzy wiosną będą grać w zielono-czarnych barwach musi przyświecać jeden cel - utrzymanie Stali. Każdy mecz musi być dla nas bardzo ważny i w każdym z nich musimy walczyć o zwycięstwo.

Na pewno nieoceniona byłaby pomoc miasta, ale ono także zostało dotknięte kryzysem.

- Na pewno tak. Niestety jest ciężko. Zdajemy sobie z tego sprawę. W takich miastach jakim jest Stalowa Wola bez pomocy władz jest jeszcze ciężej. Prezydent zobowiązał się pomóc koszykarzom i bardzo dobrze. My także liczymy na jakąkolwiek pomoc - obojętnie jaka by ona nie była. My także reklamujemy w jakimś stopniu to miasto. Chcemy żeby tutaj był sport na wysokim poziomie. Jest koszykówka w ekstraklasie, piłka nożna w pierwszej lidze, a miasto liczy niecałe 70 tys. mieszkańców. Jest to i tak bardzo dużo. Jak jest to warto to utrzymać. Zdajemy sobie sprawę, że czasy są ciężki, ale mamy nadzieję, że prezydent jakoś przychylniej popatrzy na futbol i nam pomoże. Liczymy także na pomoc innych firm. Tu nie chodzi o wielkie sponsorowanie, o sponsora strategicznego, gdyż w tych czasach i w tym województwie o takiego jest ciężko. Każda złotówka się liczy i na pewno się przyda.

Sport to promocja. Stal to jedyny przedstawiciel Podkarpacia na tak wysokim szczeblu rozgrywek w piłce nożnej. Trochę pomaga Urząd Marszałkowski.

- Urząd Marszałkowski pomaga na tyle, na ile może. Pan marszałek nie ma tych pieniążków zbyt dużo. Na pewno jest problem z nimi. Zdajemy sobie z tego sprawę. Niemniej jednak poprzez te transmisje telewizyjne w jakiś sposób jest reklama dla miasta. Warto trochę zainwestować w promocje sportu i piłki nożnej w Stalowej Woli. Myślę, że klub i zarząd robi wszystko, aby było jak najlepiej. Jak będzie w przyszłym roku to zobaczymy.

Na pewno chcielibyście, aby na trybuny powrócili sympatycy Stali. Brakuje chyba tych fanów jak to miało miejsce wiosną kiedy było 4-5 tysięcy kibiców.

- Jak my zaczniemy wygrywać, to i kibice zaczną przychodzić na stadion. Na początku fani przychodzili, ale my swoją postawą na boisku chyba ich do siebie zraziliśmy. Uważam, że dobry kibic to taki, który wspomaga drużynę nawet w tych złych czasach. Zdajemy sobie sprawę, że musieli oni tą gorzką pigułkę przełykać przez całą rundę. Mam nadzieję, że kibice w nowej rundzie od początku będą nas wspierać już o wyjazdowej potyczki z KSZO i spotkania u siebie z Wisłą Płock. Mam nadzieję, że będą nas dopingować i wspomagać, żeby ta gra i wynik był lepszy.

Źródło artykułu: