Wojciech Lisowski: Taką grą możemy przyciagnąć kibiców na nasz stadion

Sebastian Kordek

W zgodnej opinii wszystkich, którzy widzieli mecz Piasta Gliwice z Wartą Poznań, momentem, który rozstrzygnął to spotkanie, było piękne trafienie Wojciecha Lisowskiego z rzutu wolnego. "Lisu" podwyższył swoim strzałem wynik pojedynku na 2:0 i odebrał chęci piłkarzom gości do dalszej walki.

Dla Piasta Gliwice w meczu z Wartą Poznań najważniejsze były trzy punkty. Gliwiczanie nie mogli pozwolić sobie na kolejne straty po porażce z Pogonią. Plan wykonali w stu procentach. - Graliśmy bardzo ofensywnie, chociaż pierwsze piętnaście minut tego nie zapowiadało. Jednak później nam wszystko "puściło" i zaczęliśmy grać swoją piłkę. Prezentowaliśmy grę do przodu, co zaowocowało zdobyciem trzech punktów i trzech bramek. Gliwice nadal są niezwyciężone - powiedział Wojciech Lisowski, obrońca Piasta Gliwice.

Do przerwy na tablicy z wynikiem widniał wynik 1:0. Po przerwie szybko się to zmieniło i walnie przyczynił się do tego właśnie Lisowski. Zwiększył on prowadzenie swojego zespołu strzałem z rzutu wolnego, co ustawiło to spotkanie. - Na drugą połowę wychodziliśmy z założeniem, żeby podwyższyć rezultat i móc spokojnie sobie grać oraz dowieźć korzystny rezultat do ostatniego gwizdka sędziego. Udało się, a to cieszy. Oby tak dalej - skomentował "Lisu".

Wprawdzie niebiesko-czerwoni wysoko pokonali rywali z Poznania, to wynik mógł być wyższy. Jednak podopiecznym Marcina Brosza w niektórych sytuacjach brakowało zimnej krwi. - Mogło faktycznie tak być. Niestety nie udało się wykorzystać kilku sytuacji, ale spokojnie, będziemy wykańczać okazje, które sobie stwarzamy. Z Wartą zagraliśmy pierwszy raz w tym roku na swoim stadionie i widać do czego jesteśmy zdolni. Gramy bardzo ofensywnie i to cieszy, bo chyba miło się przychodzi na mecze drużyny, która ciągnie do przodu, stwarza sytuacje i chce za wszelką cenę strzelić bramkę - oznajmił zawodnik wypożyczony z Legii Warszawa.

W obecnym sezonie Piast ma duże problemy z zachowaniem czystego konta. Z Wartą się to udało. - Cieszymy się z tego powodu. Trenowaliśmy grę obronną na obozach, żeby wyeliminować błędy w defensywie i nie tracić tylu goli. W pierwszym meczu na wyjeździe dostaliśmy dwie bramki, z czego ten karny naprawdę był niezasłużony. Przy drugiej sytuacji Kolendowicz przeprowadził akcję życia... Tym razem na zero z tyło i to cieszy - stwierdził obrońca.

Na pierwszych meczach na nowym stadionie przy Okrzei, trybuny wypełniały się w całości. W potyczce z drużyną prowadzoną przez Jarosława Araszkiewicza, obiekt wypełnił się zaledwie w połowie. Mimo to kibice głośno wspierali swoich ulubieńców. - Bardzo miło się gra przy takim wsparciu. Ten doping niesie, każdemu chce się grać, każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony. A taką grą, jak z Wartą chyba przyciągniemy kibiców na nasz stadion - zakończył Wojciech Lisowski.

< Przejdź na wp.pl