Sędzia meczu w Katowicach broni zasadności swoich decyzji. "Nie można było tego odpuścić"

Marcin Ziach

- Stadion przy Bukowej nie jest dla mnie szczęśliwy. Kiedyś oberwałem w głowę serpentyną, a teraz znów będę kojarzony z kontrowersją - mówi w rozmowie z naszym portalem sędzia Mariusz Złotek.

Sędzia Mariusz Złotek w meczu 1/16 finału Pucharu Polski pomiędzy GKS-em Katowice a Podbeskidziem Bielsko-Biała nie mógł narzekać na brak pracy. W trwającym dwie godziny pojedynku podyktował dwa rzuty karne, pokazał dziewięć żółtych i jedną czerwoną kartkę, a następnie odesłał na trybuny trenera gości Czesława Michniewicza.

Najwięcej konsternacji na trybunach wywołała sytuacja z 71. minuty gry, kiedy sędzia z Podkarpacia po rzucie rożnym najpierw puścił kontrę Górali, którzy stworzyli niezłą sytuację strzelecką, by po chwili akcję przerwać i po konsultacji z sędzią liniowym wyrzucić z boiska Franka Adu Kwame i podyktować drugi w tym meczu rzut karny dla GieKSy (pierwszego nie wykorzystał Janusz Gancarczyk).

- Sytuacji nie widziałem, bo poszedłem za akcją drużyny z Bielska-Białej. Zareagowałem na sugestię asystenta, który przekazał mi informację, że zawodnik oznaczony w drużynie gości numerem 5. [Frank Adu Kwame - przyp. red] uderzył zawodnika gospodarzy oznaczonego numerem 20. [Sławomir Duda - przyp. red] - wyjaśnia w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl arbiter ze Stalowej Woli.

Patrząc na obrażenia zawodnika GieKSy trudno było zasadność arbitra poddawać pod rozwagę. Wątpliwość budziło jedynie długie oczekiwanie na reakcję arbitra głównego na sygnalizację sędziego liniowego.

- Było bardzo głośno i na słuchawkach sygnalizacji asystenta nie słyszałem. Potem musieliśmy jeszcze wszystko omówić, żeby upewnić się, który zawodnik popełnił wykroczenie. "Strzeli" pan taką czerwoną kartkę nie wiedząc komu, to dopiero by się zrobiło zamieszanie - argumentuje Złotek.

Groźnie wyglądająca kontra Podbeskidzia mogła przynieść bielszczanom bramkę. - Nie zostałaby ona uznana, bo wcześniej gra została przerwana. Po prostu na GieKSie panuje taka atmosfera, że często gwizdka nie słychać i tak też było w tym przypadku - wyjaśnia doświadczony arbiter.

Sędziego do słuszności podjętej decyzji przekonały obrażenia, jakich doznał Duda. - Nigdy nie wierzę zawodnikom, ale kiedy podszedłem do niego, to pokazał mi rozciętą skórę mówiąc, że właśnie oberwał z łokcia w twarz. Wtedy już wątpliwości nie miałem - przyznaje 43-latek.

Sytuacja miała miejsce po rozegraniu przez GKS rzutu rożnego, kiedy w polu karnym gości zostali tylko bramkarz Ladislav Rybansky, a także Kwame i Duda. - Tutaj nie było możliwości, by zagranie było przypadkowe. Piłka dawno opuściła już pole karne. Zawodnik gości odwrócił się wtedy i celowo uderzył zawodnika gospodarzy. Innej decyzji niż ta podjęta przeze mnie być w tej sytuacji nie mogło - przekonuje sędzia z Podkarpacia.

Dla Złotka stadion przy Bukowej nie należy do szczęśliwych. - Kiedyś, przy okazji meczu z GKS-em Jastrzębie Zdrój oberwałem w głowę rzuconą z trybun serpentyną i mnie zamroczyło. Tym razem znowu miała miejsce kontrowersja, ale jestem przekonany, że przepisy wskazują, że zachowaliśmy się w tej sytuacji słusznie - puentuje nasz rozmówca.

< Przejdź na wp.pl