Michał Kołodziejczyk: Na ratunek Boruc

Michał Kołodziejczyk

Selekcjonerzy się zmieniają, a on ciągle między słupkami. W reprezentacji Polski debiutował w 2004 roku w meczu z Irlandią, teraz w Dublinie znowu ma bronić naszej bramki.

Jest najstarszym piłkarzem powołanym przez Adama Nawałkę, miesiąc temu skończył 35 lat. Historia jego gry w bluzie reprezentacji jest pełna zakrętów, tak jak zresztą całe jego życie. Jednak kiedy Wojciech Szczęsny przestał grać w Arsenalu i pojawił się problem z obsadą bramki na niedzielny mecz z Irlandią w eliminacjach mistrzostw Europy, kibice byli spokojni. Przecież jest Boruc, na niego zawsze można liczyć.

- To jest piłkarz na wielkie mecze. On na nie czeka i potrafi się zmobilizować. Teraz po raz kolejny dostaje szansę, dla niego gra w reprezentacji jest bardzo ważna. Wydaje mi się, że na mecz z Irlandczykami potrzeba gości z silnym charakterem, czyli Artur pasuje idealnie. Bardziej bałbym się o niego, gdybyśmy grali o nic, z jakimś słabszym przeciwnikiem, ale w Dublinie nie zawiedzie - mówi Wirtualnej Polsce Marcin Żewłakow, były reprezentant Polski.

Kiedy, jako młody bramkarz Legii Warszawa przyjechał na zgrupowanie drużyny Pawła Janasa wiedział, że bardzo ciężko będzie mu wygrać rywalizację z Jerzym Dudkiem. Mecz z Irlandią odbywał się w Bydgoszczy, Boruc nosił wtedy jeszcze długie włosy, był najlepszy w lidze, do tego przypięto mu łatkę ekscentryka. Na pytanie dziennikarzy czy chciałby być polskim Georgem Bestem odpowiedział jednak, że nie wie, kto to jest.

Na boisko w Bydgoszczy wszedł w 59 minucie, po meczu zakończonym bezbramkowym remisem chwalił go Shay Given, który wtedy strzegł irlandzkiej bramki, a w niedzielę zapewne usiądzie na ławce rezerwowych. Boruc regularnie przyjeżdżał na zgrupowania, ale stał się numerem jeden, kiedy sam się tego nie spodziewał. Janas nie wziął Dudka na mundial do Niemiec.

Wtedy wsiadł na karuzelę. Był już królem Glasgow, gdzie po rocznym pobycie wywalczył mistrzostwo Szkocji i Puchar Ligi. Na mundialu chciał zmieniać historię, wspólnie z Michałem Żewłakowem przed meczem z Niemcami ustalili, że pora w końcu wygrać, żeby przed wielkimi turniejami w telewizji nie puszczali cudu na Wembley. Gola z Niemcami Boruc puścił w ostatniej minucie, wcześniej Polska przegrała z Ekwadorem. Potem wydarzył się dramat, który pokazał, jak mocny charakter ma polski bramkarz. Jego żona poroniła, trener pozwolił mu wracać do kraju. Został i zagrał w zwycięskim meczu z Kostaryką.

Boruc szczyt formy w reprezentacji osiągnął za Leo Beenhakkera. Holender mówił: "Dajcie mi 11 sukinsynów, a zdobędę z nimi mistrzostwo świata". Artur Boruc zachwycał w eliminacjach, a później na Euro 2008 właściwie w pojedynkę zremisował Polsce mecz z Austrią. Tamte mistrzostwa przerywał latając do Polski.
- Kasia wyprowadziła się przed mistrzostwami Europy, powiedziała, że ma dość takiego życia. Na Euro było jeszcze kulturalnie, rozmawialiśmy przez telefon, uzgadnialiśmy szczegóły rozstania. Później urodził się Alex. Beenhakker dał mi dzień wolny, żebym mógł go zobaczyć. W szpitalu rozpłakałem się ze szczęścia, myślałem, że będę mógł się z nim normalnie widywać. Podzieliliśmy majątek, dałem żonie naprawdę dużo, choćby pięć mieszkań w Warszawie. Obiecała mi rozwód, ale później z wszystkiego się wycofała. Polskie prawo jest takie, że jeśli w rodzinie jest małe dziecko, to nie dostanie się rozwodu, gdy moja żona powie w sądzie, że mnie kocha - mówił w rozmowie z "Rzeczpospolitą".

Beenhakker dał Borucowi olbrzymi kredyt zaufania. Widział w nim coś więcej niż maskę, którą bramkarz zakładał. - Udaje twardego faceta, ale to wrażliwy gość. Czasami mam go dość, gdy widzę co robi ze swoim życiem, ale później widzę, jak przez godzinę bawi się z dziećmi Michała Żewłakowa w hotelu i że jest w zupełnie innym świecie - mówił selekcjoner. Boruc, kiedy cytowano mu Beenhakkera, że ten go czasami nie rozumie, odpowiadał: - Trener nie powinien się martwić, sam siebie też czasami nie rozumiem.

[nextpage]


Swojego wizerunku nie budował świadomie, zresztą twierdzi, że w ogóle go nie budował, ale zwyczajnie był sobą. W Glasgow stał się legendą, symbolem katolickiego klubu, który ostentacyjnie żegna się przed trybuną pełną kibiców Rangersów, a po zdobyciu tytułu biega z flagą z papieżem. Ukręcił na siebie bat, nie wytrzymał nerwowo, połączyło się to z fatalną grą w meczach ze Słowacją w Bratysławie, a zwłaszcza Irlandią Północną w Belfaście, gdzie kibice wyzywali go przez 90 minut. To wtedy stracił gola po podaniu Żewłakowa.

- Zapewniam, że nie wystraszyłem się kibiców. Lubię presję, lubię, jak na mnie krzyczą i mnie wyzywają. Na moją formę w meczu w Belfaście czy wcześniej w Bratysławie wpłynęła sytuacja osobista. Wszystko jedno czy wychodzisz właśnie grać dla reprezentacji, czy idziesz do fabryki na szóstą rano, pewnych sytuacji nie da się przeskoczyć, zapomnieć. (...) Szantażowania, grania na uczuciach. Chociażby takich jak wiadomość od żony, że nie zobaczę więcej swojego syna - tłumaczył kilka miesięcy później.

Beenhakker został zwolniony po przegranych w fatalnym stylu eliminacjach mundialu w RPA, a PZPN zatrudnił Franciszka Smudę. Ten początkowo stawiał na Tomasza Kuszczaka. Smuda mówił, że Boruca nie powoła, bo nie chce w kadrze recydywistów, ale w końcu powołanie do Florencji wysłał. Przygoda trwała krótko, to dzięki Borucowi trener dowiedział się, że jest Dyzmą, Smuda wyrzucił bramkarza z drużyny po tym, jak przyłapał go na piciu wina na pokładzie samolotu ze Stanów Zjednoczonych.

Pierwszym bramkarzem reprezentacji został Szczęsny, który na Euro dostał czerwoną kartkę w pierwszym meczu. Zastąpił go Przemysław Tytoń. O Borucu, który po Euro nie mógł znaleźć nowego klubu nikt nie pamiętał, wydawało się, że jego czas minął.

Waldemar Fornalik także nie chciał w kadrze niepokornego chłopca. Budował grzeczną drużynę, kiedy dziennikarze pytali go o powołanie dla bramkarza Southampton, kręcił nosem, bał się, twierdził, że to za duże ryzyko. Kiedy po raz kolejny Boruca zabrakło na liście kadrowiczów, krytyka była tak duża, że w końcu Fornalik uległ presji i zaprosił piłkarza na mecz z… Irlandią w Dublinie, w lutym 2013 roku. Polska przegrała 0:2, ale Boruc został w naszej bramce na niemal całe eliminacje. Szczęsny wrócił do gry tylko na ostatni mecz z Anglią na Wembley.

Boruc stracił miejsce w Southampton, bo klub wydał spore pieniądze na Frasera Forstera. Polak został wypożyczony do grającego w Championship Bournemouth, gdzie znowu rozkochał w sobie kibiców. Adam Nawałka przy meczach eliminacyjnych w poprzednim roku nie miał jednak wielkich dylematów, największy postęp zrobił Szczęsny, poza tym wydawał się bramkarzem na lata, ciągle młody, grający w wielkim Arsenalu, świetnie spisał się w historycznym meczu z Niemcami i wydawało się, że nikt nie zabierze mu miejsca w reprezentacji.

Zabrał sobie sam, stracił formę, plotki o jego kłótni z Arsenem Wengerem nigdy nie zostały wyjaśnione. Przed meczem z Irlandią największym problemem Nawałki jest właśnie to, kogo postawić między słupkami.

- Mam kłopot bogactwa. Na kogo bym się nie zdecydował, jestem pewien, że nie zawiedzie. Wszyscy zawodnicy gwarantują wysoki poziom - powiedział na konferencji prasowej.

Szczęsny wydaje się mieć najmniejsze szanse, Łukasz Fabiański, który regularnie gra w Swansea nie potrafi wygrać tego meczu dla siebie jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Jak zwykle przygniata go skromność. Zamiast powiedzieć, że zasługuje na grę, bo ma dość siedzenia na ławce rezerwowych, czeka na to, co przyniesie los. Inni piłkarze mają jednak swoich faworytów.

- Ze względu na doświadczenie powinien bronić Boruc - stwierdził w rozmowie z Wirtualną Polską Sławomir Peszko. Nawałka nie podjął jeszcze decyzji kto wybiegnie w podstawowym składzie w Dublinie, ale kibice spodziewają się kolejnej reaktywacji jednego z najbarwniejszych piłkarzy ostatniej dekady.

- Gdyby Artur zapewnił Polsce zwycięstwo, spiąłby te mecze w kadrze piękną klamrą. Chociaż nie sądzę, żeby pamiętał, że debiutował przeciwko Irlandii i by przywiązywał do tego jakąś wagę - stwierdził Marcin Żewłakow.

Michał Kołodziejczyk

< Przejdź na wp.pl