Już straszono mnie, że to mój koniec w PZPN - rozmowa z Kazimierzem Greniem
- Jestem niewinny, a mimo to już najważniejsze osoby w Polskim Związku Piłki Nożnej straszyły mnie, że to koniec mojej kariery. Nie handlowałem żadnymi biletami - mówi dla WP.PL Kazimierz Greń.
Mateusz Święcicki, WP.PL: Co się stało w Dublinie? Sprzedawał pan nielegalnie bilety?
Kazimierz Greń: To bzdura. Podkarpackiemu Związkowi Piłki Nożnej przysługiwała pula 49 biletów do zakupienia na mecz z Irlandią. Część osób, która w ten sposób pozyskała bilety odebrała je osobiście. Poproszono mnie, bym 12 wejściówek zabrał ze sobą i przekazał je kibicom, którzy nie byli w stanie tego zrobić. Proszę zapytać biznesmena Pawła Ziarkiewicza. To między innymi dla niego były te bilety.Obejrzał pan mecz na stadionie?
- Nie zdążyłem wrócić. Widziałem końcówkę spotkania w telewizji. Kibice, dla których miałem 12 wejściówek także nie zobaczyli reprezentacji Polski na AVIVA Stadium. To wielkie nieporozumienie, zostałem oczyszczony z zarzutów i zamierzam walczyć o swoje dobre imię.
W mediach pojawiają się opinie, że to pana kompromitacja.
- Na pewno nieprzychylna część dziennikarzy będzie mimo faktom pisać nieprawdę i kolportować informacje, że nielegalnie handlowałem biletami. Już dostałem telefon od ważnej osoby z PZPN-u, która powiedziała, że to mój koniec. Odpowiedziałem jej: uważaj na słowa, bo ja zostałem oczyszczony z zarzutów i nic złego nie zrobiłem.