PAP / Bernd Thissen/PAP/DPA

Łukasz Piszczek wraca na swoje miejsce

Tomasz Skrzypczyński

Łukasz Piszczek znakomicie rozpoczął rundę wiosenną Bundesligi. Po fatalnej dla niego drugiej połowie 2015 roku tylko nieliczni wierzyli, że Polak podniesie się z kolan. Uczynił to jednak w wielkim stylu.

Zaledwie pięć razy Łukasz Piszczek pojawił się w podstawowym składzie Borussii Dortmund w rundzie jesiennej Bundesligi. Reprezentant Polski przeżywał swój najgorszy okres, od kiedy został zawodnikiem BVB. Naszego prawego obrońcę nękały kontuzje, przez co stracił miejsce w pierwszej "11" drużyny ze stolicy Westfalii. 

Od początku rundy rewanżowej Piszczek spisuje się jednak wyśmienicie. 30-latek przekonał do siebie Thomasa Tuchela i wrócił do składu. W dwóch pierwszych spotkaniach Borussii na wiosnę był jednym z jej najlepszych graczy, dwa razy trafił do "11" kolejki magazynu "Kicker". "Piszczu" wrócił na swoje miejsce.

Najlepszy prawy obrońca Bundesligi, który nie kosztował ani złotówki

Łukasz Piszczek trafił do Dortmundu w 2010 roku, wspólnie z Robertem Lewandowskim. Obaj dołączyli do występującego już w barwach BVB Jakuba Błaszczykowskiego. I choć prawy obrońca, wcześniej występujący w Herthcie Berlin, wydawał się mieć najmniejsze szanse na grę w podstawowym składzie spośród trzech Biało-Czerwonych, wkrótce został najlepszym zawodnikiem Bundesligi na swojej pozycji.

Wychowanek Gwarka Zabrze szybko wygryzł ze składu doświadczonego Patricka Owomoeylę i wywalczył sobie bardzo silną pozycję w drużynie. Zachwycony jego postawą był trener Juergen Klopp.

 - Nie znam drugiego takiego obrońcy. Jego pozyskanie było znakomitym pomysłem. To wręcz niewiarygodne, że nie musieliśmy nic za niego zapłacić - mówił Klopp i przekonywał, że Polak prezentuje wyższą klasę niż uważany za najlepszego prawego obrońcę na świecie Dani Alves.

Jego umiejętności docenili też dziennikarze, którzy wybrali oficjalnie go najlepszym prawym defensorem Bundesligi. Znakomicie współpracował po swojej stronie boiska z Błaszczykowskim - swoimi akcjami Polacy siali postrach wśród wszystkich zespołów w niemieckiej ekstraklasie i przyczynili się do wielkich sukcesów klubu.

Z Piszczkiem w składzie Borussia dwa razy z rzędu sięgnęła po mistrzostwo kraju, detronizując wielki Bayern Monachium. Z kolei w 2013 roku awansowała do finału Ligi Mistrzów, dopiero w nim przegrywając właśnie z Bawarczykami. Dzięki znakomitym występom Polak wzbudził zainteresowanie gigantów europejskiej piłki - prasa rozpisywała się o zainteresowaniu jego osobą Barcelony czy Arsenalu Londyn. On jednak nie zamierzał opuszczać Dortmundu.

Nowy stadion Górnika gotowy na Wielkie Derby Śląska

 

[nextpage]

Ginter znaczy problem

Tu czuł się znakomicie i mógł liczyć na regularną grę pod okiem Kloppa. Wiosną 2015 roku charyzmatyczny i uwielbiający Polaka szkoleniowiec zapowiedział jednak odejście z Borussii. Jego następcą wybrano Thomasa Tuchela. Początek współpracy z nowym trenerem był dla Piszczka niezwykle pechowy - latem doznał kontuzji biodra, co wykorzystał Matthias Ginter i zajął jego miejsce na prawej stronie defensywy. 

Co gorsza, 21-latek okazał się prawdziwym objawieniem rundy jesiennej Bundesligi. Niemiec strzelał, asystował i nikt nie widział powodu, by zdrowy już Piszczek wrócił do podstawowego składu. W nim pojawiał się tylko w spotkaniach Ligi Europejskiej. W lidze tylko pięć razy pojawił się w wyjściowej "11".

Media coraz częściej podnosiły temat jego odejścia z Borussii i znalezienia klubu, w którym mógłby liczyć na regularną grę, by przygotować się do EURO 2016.

Nasz rodak nic jednak sobie nie robił z podpowiedzi dziennikarzy. - Problem widzą tylko media - odpowiadał Piszczek, który postawił sobie za punkt honoru przekonanie do siebie trenera BVB podczas zimowych przygotowań.

[nextpage]

Zmartwychwstanie

Pierwsze dwie kolejki rundy wiosennej pokazały, że niezłomny chłopak z Czechowic-Dziedzic dopiął swego. W meczu z Borussią Moenchengladbach rozegrał 90 minut, spisał się świetnie i znalazł się w "11" kolejki. Kolejne spotkanie z Ingolstad? Asysta i ponownie miejsce wśród najlepszych piłkarzy całej serii gier.

Przeciwko Ingolstad Piszczek popisał się również wspaniałą interwencją wybijając piłkę zmierzającą do bramki Borussii. - To była interwencja klasy światowej - nie ma wątpliwości Radosław Gilewicz. Były napastników klubów Bundesligi przekonuje w rozmowie z serwisem "Łączy Nas Piłka", że Polak nie straci miejsca w składzie.

 - Jeśli Piszczek tylko będzie zdrowy, będzie grał w Borussii pierwsze skrzypce. Nie ma co przejmować się Ginterem - twierdzi były reprezentant Polski.

W to, że w najbliższych miesiącach będzie grać regularnie, wierzy również sam zainteresowany. Kilka dni temu przedłużył on kontrakt z BVB i będzie występował na Signal-Iduna Park co najmniej do 2018 roku.

Z kolei w najbliższy weekend czeka go sentymentalny powrót do Berlina. Borussia zagra na wyjeździe z Herthą. Nie ma wątpliwości, że gdyby nie pobyt w tym klubie, dziś Piszczek nie byłby tak cenionym prawym obrońcą. To właśnie podczas pobytu w stolicy Niemiec trener Lucien Favre przesunął go z pomocy do linii obrony.

Tak po raz drugi na nowo narodził się Piszczek. Wiosną tego roku uczynił to po raz trzeci.

< Przejdź na wp.pl