Materiały prasowe / Śląsk Wrocław

Ryota Morioka, wrocławski "Kapitan Jastrząb"

Artur Długosz

W latach 90. bardzo popularny był japoński serial "Kapitan Jastrząb", jeden z pierwszych anime pokazywanych w Polsce. Jego głównym bohaterem był piłkarz Tsubasa Ozora. Teraz swojego "jastrzębia" ma Śląsk Wrocław.

Utalentowany i młody piłkarz Tsubasa Ozora przeprowadza się do Nankatsu w celu rozwijania kariery piłkarskiej. Taka jest fabuła "Kapitana Jastrzębia", która przedstawia losy Tsubasy na boisku i rywalizację z innymi zawodnikami. W Polsce z wypiekami na twarzy śledziło ją wielu widzów. Jak to w anime, w kolejnych odcinkach nie brakowało niewykonalnych dla zwykłego śmiertelnika akcji, bramek czy zwodów. I chociaż Japonia nie należy do krajów wybitnych piłkarsko, to na podwórkowym boisku każdy chciał być Tsubasą Ozorą lub przynajmniej utożsamiać się z jego kolegami z drużyny.

Tsubasa Ozora, Taro Misaki, Kojiro Hyuga czy Genzo Wakabayashi to postacie ciągle obecne w pamięci dzisiejszych 30-latków. Japończyka do swojego zespołu sprowadził teraz Śląsk Wrocław i chociaż rozgrywki Ekstraklasy nie zostały jeszcze wznowione, już czerpie z tego profity.

Ryota Morioka, japoński czarodziej

Nim jeszcze na światło dzienne wyszło, że wrocławianie interesują się jego pozyskaniem, bardzo zachwalał go Romuald Szukiełowicz. - Może się okazać, że będzie w pierwszej dwójce, trójce playmakerów w lidze. To bardzo mocny człowiek - mówił trener Śląska.

Wrocławianie od razu zadbali o jego wizerunek. Zanim Morioka podpisał kontrakt, Śląsk opublikował nagrania wideo tuż po jego przylocie, udokumentował pierwszą wizytę w klubie, na stadionie, wrocławskim rynku. Chociaż zwykły kibic jeszcze nie wiedział, jak Morioka gra w piłkę, ten został mu już przedstawiony jako gwiazda.

Taki marketingowy szum nie był jednak dziełem przypadku, bo Ryota Morioka to nie pierwszy lepszy zawodnik sprowadzony do naszego kraju, ale czołowa dziesiątka w japońskiej lidze.

24-letni pomocnik przez całą karierę reprezentował barwy zespołu Vissel Kobe, w którym spędził sześć sezonów. W tym czasie w japońskiej lidze rozegrał 160 meczów, w których zdobył 26 bramek i zanotował 29 asyst. Dwukrotnie wystąpił również w reprezentacji narodowej. Ze Śląskiem związał się 2,5-letnim kontraktem. Chociaż dwukrotni mistrzowie Polski transfer długo ukrywali w tajemnicy, o jego pozyskanie starali się długo wcześniej. W końcu trafili na odpowiedni moment, wygrali batalię o tego zawodnika z innymi europejskimi klubami i dali mu odpowiedzialny numer 10 na koszulce. Morioka w Śląsku ma być gwiazdą. Zresztą, nie tylko w Śląsku.

Nowy świat, wielkie oczekiwania

- Jeżeli chodzi o umiejętności, Ryota to zawodnik kompletny piłkarsko - chwali go Szukiełowicz. - Cieszymy się, że dołączył do nas, bo to piłkarz, który ma bardzo duże umiejętności. Wiadomo, że trzeba troszkę poczekać, aż się zaaklimatyzuje. Wiem, jak to wygląda, bo byłem za granicą - mówił o nim Kamil Biliński, który będzie żył z jego podań.

Morioka, który w swoim debiucie strzelił gola, na razie musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Tak jak Tsubasa Ozora przeprowadził się do Nankatsu w celu rozwijania kariery piłkarskiej, tak Ryota Morioka trafił do Wrocławia.

[nextpage]

- Jest jeszcze w szoku adaptacyjnym. Żył w absolutnie innej kulturze. Praktycznie nie wyjeżdżał z Japonii, grał w jednym klubie, mieszkał w jednym mieście. Musi upłynąć troszeczkę czasu, zanim zaadoptuje się psychicznie - uważa Szukiełowicz.

Kobe, w którym grał Morioka, położone na wyspie Honsiu. Jest jednym z większych portowych miast Japonii. Uważane jest za jedno z najbardziej kosmopolitycznych ośrodków Japonii, a mieszka w nim wielu obcokrajowców. Wrocław, w którym teraz żył będzie Morioka, reklamuje się hasłem "miasto spotkań". Czy zatem Japończyk mógł trafić lepiej? O miejsce w składzie nie powinien się bowiem martwić.

Zaakceptowany w drużynie

Z Morioką jest jeden problem. Piłkarz słabo mówi po angielsku, a w zespole WKS-u nikt nie komunikuje się po japońsku. Jeżeli jednak wierzyć doniesieniom z klubu, Japończyk tym faktem nie jest załamany - wprost przeciwnie. - Jest zaakceptowany w zespole. Większość chłopaków mówi po angielsku, a on nie ucieka od rozmów. Widzę, że idzie to w naprawdę w dobrym kierunku - wyjaśnia Szukiełowicz.

Morioka na zgrupowaniu zamieszkał w pokoju z Mariuszem Pawełkiem. W sieci już pojawiły się filmiki z jego pierwszymi słowami w języku polskim. Wrocławianie też chcą mu pomóc. Będzie się uczył języka angielskiego, a także polskiego.

Jeszcze przed meczem z Wisłą Kraków ma przyjechać do niego małżonka. Morioka ma już mieszkanie we Wrocławiu, poznaje nową kulturę i nowy świat. Zjednuje sobie także kibiców, a Śląsk czerpie z tego pierwsze zyski.

Koszulki na eksport

Tuż po przenosinach Morioki do Wrocławia w Japonii zdecydowanie wzrosło zainteresowanie Śląskiem. Kibice z Kraju Kwitnącej Wiśni tak uwielbiają swoich zawodników, że do klubu dwukrotnych mistrzów Polski ślą maile z zapytaniem o koszulki z jego nazwiskiem. We Wrocławiu tylko się z tego cieszą.

Cieszą się także kibice Śląska, którzy nowego zawodnika widzieli już w dwóch meczach sparingowych. W pierwszym strzelił gola i pokazał kilka ciekawych akcji. W drugim wypadł nieco gorzej.

- Już zaczyna podejmować walkę wręcz, bo nie był przyzwyczajony do takich rzeczy. Jest silny, umie się zastawić. To bardzo wartościowy zawodnik - mówi z zadowoleniem Szukiełowicz.

Śląsk po tym, gdy z klubu odszedł Sebastian Mila, szukał rozgrywającego. Czy znalazł? Możliwe. Na razie gdy Japończyk jest przy piłce, kibice zastanawiają się, co wyczaruje z nią "ich Tsubasa". Najlepszą weryfikacją jego umiejętności będzie pierwszy mecz w Ekstraklasie.

Ryota Morioka ma zadatki na to, aby ściągnąć publiczność na wrocławski stadion. I to nie tylko tę polską, ale i zagraniczną. A we Wrocławiu obcokrajowców nie brakuje.

Artur Długosz


Zobacz video: #dziejesiewsporcie: gol bramkarza w ostatniej minucie! 

< Przejdź na wp.pl