Chińczycy chcą grać w LM: z Realem, PSG. Futbolowa rewolucja za Wielkim Murem

Marek Bobakowski

Amerykanie od wielu lat próbują stworzyć ligę elitarną. Zatrudnili Beckhama, pozyskali Lamparda, ściągnęli Gerrarda, a mimo to kibice patrzą na rozgrywki MLS z przymrużeniem oka. Chińczycy zapowiadają, że nie popełnią tych samych błędów.

- Skoro to my produkujemy iPhone'y, u nas montuje się ekskluzywne Volvo i w naszym cudownym kraju jeździ najszybszy pociąg świata (rozpędza się do 431 km/h - przyp. red.), to jaki problem, abyśmy stworzyli najlepszą ligę świata? No, jaki panowie? - wedle nieoficjalnych źródeł prezydent Chin, Xi Jinping, w taki właśnie sposób rozpoczął coroczne spotkanie z przedstawicielami biznesu.

Kilkudziesięciominutowa przemowa często nawiązywała do futbolu. Mój kolega redakcyjny, Mateusz Święcicki, w swoim artykule "Ekspansja Chin. Czy zawładną światem piłki?", zwrócił uwagę na to, że prezydent Chin to wielki kibic piłki nożnej i jednocześnie orędownik pomysłu, aby w niedalekiej przyszłości rozgrywki za Wielkim Murem emocjonowały fanów na całym świecie. - Nie Premier League, nie Bundesliga, nie Primera Division, a właśnie Chinese Super League ma być liderem - potwierdza Cai Zhenhuan, prezes Chińskiego Związku Piłki Nożnej (Chinese Football Association).

Dziewięć razy więcej niż Radović

W jednym Chińczycy już wyprzedzili całą piłkarską konkurencję, z ligą angielską na czele. Podczas zimowego okienka transferowego wydali ponad 250 mln euro, o 26 mln więcej niż Anglicy, a o prawie 80 mln więcej niż Niemcy, Włosi i Hiszpanie razem wzięci. - Nie możemy udawać, że nic się nie stało - nie ukrywa trener Arsenalu, Arsene Wenger. - Angielskie kluby muszą się obawiać Chińczyków. Tam jest polityczna wola, aby sprowadzać największe gwiazdy. Bez względu na cenę.

Wenger ma rację. Alex Teixeira z Szachtara Donieck negocjował zarówno z Liverpoolem, jak i Jiangsu. Ostatecznie Chińczycy położyli na stole 50 mln euro. - Szaleństwo, nikt normalny nie oferuje takich pieniędzy za takiego piłkarza - zgodnie przyznali brytyjscy komentatorzy.

Może i szaleństwo, ale w efekcie Teixeira zagra za Wielkim Murem. - Chińczycy od lat budowali fundament pod piłkarską ofensywę - przyznał Andrzej Strejlau, który pod koniec XX wieku pracował z zawodnikami Shanghai Shenhua. - Nie mieli jeszcze takich pieniędzy jak teraz, ale inwestowali w bazę, pracowali nad siatką kontaktów z najlepszymi menedżerami świata, uczyli się od szkoleniowców z Europy.

Jackson Martinez z Atletico Madryt, Ramires z Chelsea, Gervinho z AS Roma, Fredy Guarin z Interu Mediolan... Lista transferów do ligi chińskiej jest imponująca. A jeszcze przed rokiem głośno było o transferze Miroslava Radovicia z Legii Warszawa do Hebei China Fortune. Dwa miliony euro - ta kwota budziła respekt. Teraz były już klub Rado wydał lekką ręką 18 milionów euro na Gervinho.

Ponad miliard (!) euro za prawa TV

Chiny to jedna z najbogatszych gospodarek świata i takie kwoty nie powinny dziwić. Do tej pory w miejscowym futbolu nie było jednak aż takich pieniędzy. Co się zmieniło?

Bezpośrednim powodem jest sprzedaż praw telewizyjnych Super League za kwotę miliarda i siedemdziesięciu milionów euro za pięć najbliższych sezonów. To 30-krotny wzrost w porównaniu do poprzedniego kontraktu. Kluby otrzymały nagle największy w historii zastrzyk gotówki. Niektórzy prezesi nie wiedzieli, co zrobić z takimi pieniędzmi. - Nasz budżet z roku na rok powiększył się kilkadziesiąt razy - mówi Hong Myung-bo, menedżer ligowego średniaka (11. miejsce w ostatnim sezonie), Hangzhou FC. - Nigdy nie widziałem takiej kwoty na naszym koncie.

Sprzedaż praw TV za rekordową kwotę to jedno, coraz większe zainteresowanie ze strony sponsorów - to drugie. Dzięki prezydentowi Chin, prezesi największych spółek przeznaczyli największe w historii środki na sponsoring futbolu. Analitycy twierdzą, że to też są wzrosty na poziomie kilku tysięcy procent. - Jest moda na futbol - pisze angielski "The Guardian". - To nie jest moda na rok czy dwa. Mamy do czynienia z długofalowym programem.

[nextpage]


- Jeżeli tylko ekonomia się nie załamie, nie będzie wielkiego kryzysu, to Chińczycy z roku na rok będą nas zaskakiwali coraz to bardziej spektakularnymi transferami. Coraz głośniejszymi nazwiskami - przekonuje Strejlau. - Są liderami w biznesie, marzą o takiej pozycji w piłce nożnej.

Nauczyli się na błędach Amerykanów

W grudniu 2015 roku głośno się mówiło o tym, że szefowie Shanghai SIPG FC (wicemistrz Chin) przygotowali lukratywną ofertę dla Wayne'a Rooneya. Anglik miałby zarabiać za Wielkim Murem aż 32 mln euro. Kosmiczna gaża. Ten sam klub kontaktował się również z agentem Roberta Lewandowskiego. Cezary Kucharski zdradził, że miał takie zapytanie ze strony Chińczyków.

To pokazuje, jak wielka jest siła rozwoju chińskiej ligi. - Tak samo działają Amerykanie, a ich MLS nie można nawet porównywać do silnych klubów europejskich - ktoś zauważy.

Nie do końca. Chińczycy od wielu lat obserwowali to, co robią Amerykanie. Wyciągnęli wnioski i postanowili nie powtarzać ich błędów. Po pierwsze, kluby MLS sprowadzają wielkie gwiazdy, ale u schyłku ich karier. Nie trzeba nikogo przekonywać, że Becks nie pojechał do Stanów Zjednoczonych, aby podnosić swoje umiejętności piłkarskie. Pojechał, aby zrobić biznes. Patrząc na tegoroczne transfery Chińczyków, widzimy zupełnie inny trend. Jackson Martinez to co prawda 30-latek, ale już Gervinho ma 28 lat, a Teixeira zaledwie 26 lat. - To nie są emeryci, są w najlepszym wieku dla piłkarzy, jeszcze przez kilka sezonów będą grali na najwyższym poziomie - twierdzi Sven-Goran Eriksson, który pracuje od kilkunastu miesięcy w Chinach (obecnie prowadzi Shanghai SIPG).

MLS jest też ligą zamkniętą, która nie jest w stanie skusić piłkarzy mających nadal ambicje sportowe. Można wygrać tytuł ligi zawodowej i tyle. Dla Chińczyków tytuł mistrza kraju jest oczywiście ważny, ale spory prestiż ma również Azjatycka Liga Mistrzów. Ostatnią edycję (2015) wygrała ekipa Guangzhou Evergrande, którą prowadzi Luiz Felipe Scolari, były selekcjoner reprezentacji Brazylii.

Coraz częściej pojawiają się głosy, że w perspektywie kilkunastu lat Azjaci będą chcieli stworzyć międzykontynentalne rozgrywki - z Europą. Ligę Mistrzów, w której Manchester United będzie rywalizował z mistrzem Chin, a Barcelona poleci na mecz do Kataru. - Jeżeli podniesiemy poziom piłki w kilku krajach Azji, to nie widzę minusów, a wręcz przeciwnie, same plusy - twierdzi Ericsson. - Takie rozgrywki pucharowe przyciągnęłyby o wiele większe pieniądze od sponsorów niż obecna formuła europejskiej Ligi Mistrzów. Pamiętajmy, że w Chinach żyje ponad miliard ludzi. To niewyobrażalny rynek reklamowy.

50 tysięcy szkółek piłkarskich

Jest jeszcze jedna, chyba najważniejsza, różnica między MLS, a chińską Super League. Amerykanie na fali wzmacniania swoich rozgrywek międzynarodowymi gwiazdami nie zadbali w wystarczający sposób o rozwój swojej młodzieży. Mimo wielu programów "soccer" to nadal biedny brat futbolu amerykańskiego, baseballa, koszykówki czy nawet hokeja na lodzie.

W Chinach jest inaczej. Prezydent Xi Jinping ogłosił narodowy program rozwoju piłki nożnej, który pięknie wpisuje się w nurt walki z nadwagą u dzieci. W całym kraju powstanie 50 tysięcy szkółek piłkarskich. W perspektywie kilku następnych lat ekipa zza Wielkiego Muru ma walczyć o najwyższe międzynarodowe sukcesy w juniorskich kategoriach wiekowych. Sukces mają zapewnić nie tylko europejscy trenerzy zatrudniani w tych szkółkach, ale właśnie znani piłkarze. To oni są dla dzieciaków wzorami godnymi naśladowania, to w nich jest zapatrzona rzesza milionów młodych piłkarzy.

Chińczycy chcą również zorganizować mistrzostwa świata - w 2026 roku. Planują, że w tym czasie ich kadra będzie już należała do ścisłej czołówki światowej. - Naszym celem będzie walka o półfinał tego turnieju - przyznaje Cai Zhenhuan. - Tak założyliśmy w naszym wieloletnim planie rozwoju futbolu. A my obietnic zawsze dotrzymujemy.

Marek Bobakowski


Przeczytaj więcej tekstów Marka Bobakowskiego --->

Zobacz wideo: Zbigniew Boniek: Mecz życia? Chyba napiszę książkę   Źródło: TVP S.A.

< Przejdź na wp.pl